środa, 12 marca 2014

Rozdział 8

*Logan*
Gdy wszyscy poszli zostałem sam, chciałem cofnąć czas bo gdybym był razem z nią to nic by się nie stało. Siedziałem tak w korytarzu i rozmyślałem, po jakimś czasie przyszła pani doktor.
-Może się pan z nią porzegnać...nie ma szans na przeżycie. Przykro mi.-powiedziała i odeszła. Stałem tam jak wryty, ja...nie mogłem jej stracić. W końcu się odważyłem wejść do środka, usiadłem przy łużku Camille i chwyciłem ją za rękę.
-Obudzisz się, nie pozwolę ci umrzeć... zrobię wszystko co w mojej mocy. Nie mogę cię stracić.-wyszeptałem i mimowolnie łzy popłynęły mi z oczu. Pocałowałem ją w czoło ale nadal płakałem, ponownie usiadłem i zamknąłem oczy prosząc o to aby Camille żyła. Niespodziewanie poczułem rękę na swoim ramieniu.
-Logan czemu płaczesz?-zapytał głos, otworzyłem oczy i co zobaczyłem? Moją kochaną jedyną Camille leżącą na łużku i uśmiechającą się do mnie lekko.
-Tobie nic nie jest! Tak się o ciebie martwiłem!-przytuliłem ją delikatnie.
-Nie ma o co... przeciesz żyje.-powiedziała a raczej wyszeptała. Ze szczęścia wybiegłem na korytarz i zacząłem krzyczeć:
-Pani doktor! Pani doktor szybko!!!-kobieta widocznie mnie usłyszała i szybko przybiegła.
-Tak słucham?-zapytała
-Proszę zobaczyć!-powiedziałem radosny i otworzyłem drzwi do sali Cam.
-O mój Boże! Jak to możliwe!?-krzyknęła szczęśliwa, że jej pacjentka żyje.
-Po prostu nie poddała się. Walczyła do końca.-rzekłem tuląc delikatnie moją ukochaną.
-Niestety musi pan z tąd wyjść. Pacjentka musi z tą wyjść.-powiedziała lekarka a ja pożegnałem się z Cam i poszedłem szybko do domu. Gdy wszedłem wesoły do środka wszyscy na mnie popatrzyli.

*Kendall*
Rozmawiałem razem z Jo siedząc na kanapie gdy do mieszkania wszedł wesolutki Logan.
-I co?!-zapytała zaskoczona Jo
-Obudziła się! Nic jej nie jest!-krzyknął radosny
-To super, całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło.-powiedziałem a Ligan poszedł do swojego pokoju. Spojrzałem na Jo, też była szczęśliwa tą wiadomością- Wiesz trzeba to jakoś uczcić.-uśmiechnąłem się zalotnie
-Ale ja...-nie dokończyła bo pocałowałem ją namiętnie, trwało to dłuższą chwilę.-Musimy tak częściej świętować.-uśmiechnęła się i wtuliła się we mnie.
-Może obejżymy jakiś Horror?-zaproponowałem
-Znowuuuuu????-pisnęła nziezadowolona
-To co chcesz oglądać?-zapytałen
-Może komedię?-uśmiechnęła się
-Chętnie a jaką? Może "Mały"?-zaproponowałem i uśmiechnąłem się lekko
-O super, ty włącz a ja...-przerwałem jej
-...wezmę żelki.-zaśmiałem się złowieszczo
-Tak i przy okazji tobie co się stało?-rzekła krzywiąc minę
-Odwala mi, a z resztą sama powiedziałaś, że jestem twoim idiotą...-powturzyłem złowieszczy śmiech
-Włączaj ten film a ja wezmę żelki.-uśmiechnęła się i lekko popchnęła mnie w stronę telewizora. Gdy włączyłem film usiadłem na kanapie i wdusiłem pauzę.
-Misie czy robale?-zapytała Jo
-A wymieszaj. Dzisiaj szalejemy!-krzyknąłem zgłupkowatym śmiechem
-Misiek ogarnij się.-powiedziała niosącc miskę pełną żelek
-A bo co?!-zapytałem udając obrażonego.
-To!-zaśmiała się i po chwili leżałem na ziemi.
-A no tak. Zapomniałem, że trenujesz karate.-jęknąłem i po chwili wstałem.
-Mam czarny pas.-Jo wyszczeżyła ząbki i usiadła obok mnie.

*Camille*
Nie pamiętałam nic z tego dnia, no może tylko to, że ktoś zasłonił mi oczy a usta zakleił taśmą a potem poczułam nieziemski ból. Ale wszystko potoczyło się dobrze, gdy Logan poszedł przeszłam gruntowne badania które wykazały, że mam złamaną prawą rękę i lewą nogę. Lekarka nie chciała mi mówić nic o moich obrażeniach a nawet i lepiej bo sama nie chciałam wiedzieć. Jedyne co zauważyłam go to, że ręce miałam mocno pocięte. A więc ten ktoś chciał mnie zabić... ciekawe kto to
był... Siedząc tak a właściwie leżąc i rozmyślając usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę.-powiedziałam ale mój głos nadal był słaby
-Hej hej hej.-uśmiechnął się Carlos wchodząc do sali
-O hej Los.-rzekłam i kaszlnęłam
-I jak się czujesz?-zapytał
-Szczeże? To bywało lepiej.-zaśmiałam się lekko
-O, Logan prosił abym ci to dał.-rzekł i podał mi laptopa.
-Dzięki.-odparłam
-O i tu masz jeszcze taki upominkowy kosz.-powiedział stawiając go na mojej szawce.
-Oooo dziękuje.-uśmiechnęłam się. Carlos posiedział jezcze 5 minut i niestety musiał już wyjść. A ja nudziłam się jak mops.

__________________________________________________
Proszę, Camille żyje a tak to w ogóle nie chciałam jej uśmiercić. Haha dzięki za wasze komentarze :)

~Sonny <3333

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Kendall wariuje hehehe :D Nasz głupol ;) I całe szczęście Camille przeżyła! TAKKK!!! :D Strasznie się cieszę ;)
    Czekam niecierpliwie na nn :**********
    Pozdrawiam Stelss :********
    Ps. Zapraszam do mnie na kolejny rozdział :)
    http://blog-big-time-rush-inne.blog.pl :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!! Ja cie dobrze, że żyje, czekam ♥

    OdpowiedzUsuń