niedziela, 27 kwietnia 2014

Jednorazówka: "Z nienawiści do miłości"

Nazywam się Miranda Cosgrove. Mam 16 lat i od dłuuuuugiego czasu mam na pienku z pewnym brunetem. Jestem jedynaczką a w szkole nie jestem popularna. Po prostu mam swoich przyjaciół i to z nimi trzymam. Mieszkam w Los Angeles. Wszyscy mi mówią, że mam szczęście... że rodzice mnie kochają. Jednak to nie jest prawda, mój ojciec od 10 lat jest w nałogu alkocholowym i do tego popala kokainę oraz marichuanę. Niestety gdy mój ojciec znęca się nademną psychicznie jak i fizycznie. Wiele razy byłam bita do nieprzytomności oraz wyzywana od suk i dziwek. Te 10 lat zmieniło mnie nie do poznania... z miłej dziewczynki stałam się wredna, chamska, agresywna i brutalna. O moim koszmarze nikt nie wie... nawet moi przyjaciele. Niestety moja matka boi się sprzeciwic ojcu.

Dzisiaj jest sobota. Bardzo upalna sobota... z racji, że moi znajomi gdzieś powyjeżdrzali nie miałsm co robić. Tak więc wzięłam ołówek oraz swój zeszyt do rysunków i usiadłam pod wielkim drzewem, które rosło w moim ogrodzie. Zaczęłam rysować jamnika goniącego wąż ogrodowy. Już prawie kończyłam swój rysunek gdy usłyszałam czyjś głos.
-Co tam laseczko?-ciśnienie automatycznie mi podskoczyło. Dobrze znałam ten głos... jak ja nienawidziłam tej osoby! Odwróciłam głowę i moim oczom ukazał się jakże znienawidzony prze ze mnie mnie brunet. Dobra szybka analiza tego kolesia. James Maslow, jest w moim wieku i chodzi razem ze mną do szkoły, brunet, brązowo-zielone oczy, nieźle umięśniony przez co wszystkie laski z L.A ślinią się do niego... no może nie wszystkie. Na całe szczęście należę do 1% dziewczyn, które potrafią mu się oprzeć.
-Czego Maslow?!-prychnęłam poirytowana. I tak oto ten palant zepsół mi chumor na resztę dnia
-A może tak grzeczniej. Sąsiadko?-powiedział i wyszczeżył się jak głópi. Jeszcze raz... czy on powiedział do mnie słowo na S!? S-Ą-S-I-A-D-K-A!? WTF, porąbało go? Siedziałam jak wryta, otworzyłam szeroko usta i gapiłam się na niego jak na kretyna-Co zatkało kakao?-zaśmiał się złośliwie. Dobrze wiedział, że za nim nie przepadam. Ba! Nienawidzę gościa! Od 4 klasy podstawówki robimy sobie kawały. Każdy wie, że jesteśmy jak mina. Jeden fałszywy krok i wybuchnie.
-Ugh... ty na serio?-spytałam z niedowierzaniem. Chłopak nic nie odpowiedział tylko przeskoczył przez płot o który się opierał i usiadł obok mnie. Położył mi rękę na ramieniu ale w trybie natychmiastowym strzepnęłam jego łapsko
-To co tam bazgrzesz?-spytał zaciekawiony i zerknął ukradkiem do mojego zeszytu
-Gdzie te ślepia. Won!-wskazałam miejsce w którym stał jeszcze przed chwilą
-Ej, nie ładnie tak wyganiać gościa.-mruknął. Te słowa jeszcze bardziej mnie zdenerwowały. Czy ten dupek nie rozumie słowa "won"? Serio musi być człowiekiem specjalnej troski...
-Spadaj nie chcę cię tu widzieć.-próbowałam się powstrzymać od sprzedania mu kopa. W tym momęcie usłyszałam krzyki jego szajki.
-No, to ja spadam.-posłał mi jeden z tych swoich znaczących uśmieszków. Przeskoczył przez płot i skoerował się do domu
-Tylko nie idź z żadnym z nich do łóżka!-krzyknęłam za Maslowem. Wiedziałam, że wkurzyłam go porządnie... więc w poniedziałek będzie wojna. Czyli normalka, ciekawi mnie czy znowu wylądujemy na dywaniku u dyra. Ostatni raz poszło o to, że zgraja tych neandertalczyków... albo jak to określił Logan- australopiteków podrzuciła nam do szatni dwa skunksy. I strasznym zrządzeniem losu następnego dnia chłopacy piszczeli jak małe dziewczynki bo ich pupcie pogryzły mrówki.  W sumie ta nasza wojna zaczęła mi się podobać. Tak po prostu, bez kąkretnego powodu spodobały mi się wędrówki do dyra i wysłuchiwanie narzekań... Ale wracając do tematu. Gdy James poszedł do swojego domu nastała głucha cisza... niestety nietrwała ona długo bo zaledwie po 5 minutach usłyszałam krzyki Hendersona, Schmidta, Peny oraz Maslowa. Oczywiście chłopacy mieli nadzieję, że któraś z nowych sąsiadek Jamesa zwróci na nich uwagę. Tak więc ściągnęli koszulki, spodnie etc. I w samych bokserkach wskoczyli do basenu. Chwilę po ich "widowiskowym" skoku do wody usłyszałam krzyki Schmidta. Z jego wrzasków można było wywnioskować, że reszta tych australopiteków zabrała mu bokserki.
-Dziewczyny patrzczcie! Ale gorący towar!-mówiąc to dotknęli ramienia Kendalla i wydali z siebie "Cssssss".
-Mmmm brałabym!-zaśmiałam się. W sumie lubiłam ich denerwować. Haha
-Uuuuu, Kendall ma branie u Mirandy!-krzyknął Logan
-Kiedy ślub?-spytał dla żartów Carlos
-Jak może być ślub skoro nawet mi się nie oświadczył?-odpowiedziałam rozbawiona
-No idź do niej ogierze.-chłopacy próbowali na siłę wyciągnąć Schmidta z wody. Jednak na próżno bo ten trzymał się kurczowo drabinki.
-Ej Miranda?-zaczął Carlos ni z tego ni z owego
-Co?-spytałam. Fakt toczyliśmy ze sobą zażartą wojnę ale raz na jakiś czas odpuszczaliśmy sobie docinki aby porozmawiać "normalnie"
-Choć do nas na chwilę.-poprosili wszyscy razem
-Nie.-odpowiedziałam stanowczo
-Nie to nie.-odpowiedział naburmuszony Henderson. Zignorowałam ich i rysowałam dalej. Nie chciałam wchodzić do domu bo może znowu oberwałabym kijem w głowę jak ostatnio. Gdy skończyłam ukradkiem weszłam do mojego domu. Przedmioty zostawiłan w moim pokoju i skierowałam się do kuchni. Wzięłam butelkę soku pomarańczowego i czym prędzej wybiegłam z budynku. Gdy znowu byłam na dworze weszłam na drzewo. Usiadłam na gałęzi i napiłam się soku. Niespodziewanie usłyszałam głos tego palanta.
-Cosgrove gdzie ty łazisz?-zawołał rozbawiony. Moim zdanien nie było w tym nic zabawnego, dziewczyna siedząca na drzewie.... hahahahaha!!! Ale to jest śmieszne!!!
-Łaże tam gdzie mi się podoba.-burknęłam rozdrażniona
-Mogę z tobą tam posiedzieć?-spytał niepewnie. On chce ze mną siedzieć?! Czy tir go potrącił, albo coś w tym stylu?-To co. Mogę?-dodał po chwili. Przemyślałam to jeszcze raz i ku mojemu zdziwieniu zgodziłam się. Między gałęziami była kładka na której usiedliśmy. Korona drzewa była taka gęsta, że mogliśmy tam siedzieć bez obawy, że ktoś nas zobaczy. Po dłużej chwili ciszy Maslow był by chory gdyby nie odezwał się:
-Miranda, chciałbym zakończyć tą wojnę między nani.-zdziwiły mnie jego słowa. Przecesz to on zaczął tą wojnę a teraz chce ją zakończyć?
-A niby czemu ?-spytałam zaskoczona
-Eeeeee... tak po prostu.-odwrócił wzrok, widocznie czegoś się obawiał
-Przyznaj się, zmiękłeś.-zaśmiałam się wesoło. Chłopak oswrócił głowę w moją stronę ale patrzył tylko na moje nadgarstki. Po chwili złapał mnie za dłonie i popatrzył mi w oczy
-Dlaczego się tniesz? -spytał a w jego głosie było słychac troskę
-Mam swoje powody.-prychnęłam i uwolniłam się z jego uścisku
-Odpowiedz na moje pytanie.-poprosił
-Nie muszę więc nie powiem.-chłopak nie zważając na groźby z mojej strony odgarnął mi włosy za ucho tym samym odkrywając siniaka, którego nabił mi ojciec ostatnim razem. Pocałował mnie właśnie w to miejsce. Zdziwiło mnie to, i to porządnie.
-Twój ojciec cię bije. Mam racje?-spytał i popatrzył na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. Kurcze! Co się ze mną dzieje!? Jeszcze nie tak dawno go nienawidziłam a teraz? Chyba się w nim zakochałam...
-Nie. Spadłam z drzewa.-skłamałam
-Musisz kłamać?-spytał zawiedziony
-Dobra, masz racje mój ojciec mnie bije. Ale skąd to wiesz. Przeciesz nikomu o tym nie mówiłam.-powiedziałam. W sumiw to ciekawiło mnie co ten wariat powie
-Widzisz ten dom?-spytał wskazując na dwupiętrowy biały domek stojący niedaleko mojego domu.
-Nom.-przytaknęłam kiwając głową
-Tam mieszka moja ciocia. W czoraj byłem u niej na urodzinach z rodzicami i zostaliśmy na noc. W pokoju miałem uchylone okno i usłyszałem twoje krzyki. Chciałem ci pomóc ale moja ciocia mnie zatrzymała. Potem miałem wyrzuty sumienia przez to, że ci nie pomogłem.-wyszeptał i spuścił głowę. Przez jakiś czas siedzieliśmy w milczeniu. W końcu przełamałam się i zabrałam głos.
-Dla czego chciałeś mi pomóc?-spytałam zaciekawiona
-Może to zabrzmi dziwnie... ale zakochałem się w tobie.-powiedział i natychmiast zamknął oczy-Tylko mnie nie bij.-zakrył twarz dłońmi
-W cale nie zamierzam.-zaśmiałam się wesoło-I... ja też się w tobie zakochałam.-dodałam
-Serio?-spytał z niedowieżaniem- Myślałem, że mnie niecierpisz.-zaśmiał się
-To chyba była tylko kwestia czasu...-również zaczęłam się śmiać. W pewnym momęcie spojrzeliśmy sobie w oczy. To niebywałe, jeszcze tak niedawno myślałam, że jestem "Jameso-odporna" a tu proszę. Zakochałam się w nim. Popatrzyłam jeszcze chwilkę w jego cudowne oczy. Niespodziewanie James przybliżył się do mnie, ciepło jakim emanowało jego ciało dawało miłe uczucie kojenia. Chłopak uśmiechnął się lekko po czym delikatnie pocałował mnie w policzek a następnie w usta. Teraz już wiedziałam czemu dziewczyny za nim szaleją, ten pocałunek był magiczny. Kiedy się od siebie oderwaliśmy zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. James uświadomił mi, że nie muszę tak żyć. Pewnie rozmawialibyśmy dłużej ale z domu wyłonił się mój ojciec. Znowu był nachalny i zjarany. Westchnęłam ciężko i już miałam zejść z drzewa gdy Maslow chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie
-Nie pozwolę ci na to. Dzisiaj nocujesz u mnie a jutro wyprowadzasz się od tego potwora. Jutro pójdę z tobą aby nie zrobił ci krzywdy.-powiedział. Po chwili głos mojego ojca ucichł a my poszliśmy do domu Jamesa. Chłopak wytłumaczył wszystko swoim rodzicom. Ku mojemu zdziwieniu nawet zaproponali mi pomoc. Noc minęła dobrze. Następnego dnia razem z Jamesem poszłam do mojego domu, ojciec leżał nieprzytomny na podłodze. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Ale zdziwiło mnie jedno, mianowicie gdzie jest mama? Wszystkie jej rzeczy zniknęły... ale mniejsza o to szybko wyszliśmy z mojego dawnego domu. Przez pewien czas mieszkałam razem z Jamesen i jego rodzicami. Staliśmy się nawet parą. Po zakończeniu szkoły oboje znaleźliśmy pracę i wynajęliśmy mieszkanie. To zadziwiające jak przeszliśmy z nienawiści do miłości...
______________________________________________
Dzisiaj miałam wenę na jednorazówkę. A co do rozdziału to postaram się go dodać wieczorem.

~Sonny <3333

sobota, 26 kwietnia 2014

¡Atención!

Hahah troszkę mnie na hiszpański dzisiaj wzięło ("¡Atención!" na polski znaczy "Uwaga!")
No ale do konkretów. 
1 sprawa:
Rozdział dodam jutro bo dzisiaj mam brak weny. Sory bardzo bo strasznie długo czekacie na nn :c
2 sprawa:
Założyłam drugiego bloga (również o BTR) Serdecznie zapraszam: http://crazy-f-you.blogspot.com/

~Sonny <3333

P.S Stelss zupełnie zapomniałam ci powiedzieć ("geniusz" ja) Mam nadzieję, że się na mnie nie fochniesz.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 21

*Kendall*
Siedzieliśmy tak dłuższy czas. Gdy zaczęło się nam nudzić zaproponowałem, że zadzwonię po resztę i zagramy w "prawda czy wyzwanie". Jo chętnie przystała na mój pomysł. Ja zadzwoniłem do Logana i Jamesa a Jo zadzwoniła do Carlosa. Logan powiedział, że zaraz wpadnie, to samo powiedział Carlos... tylko James nie odbierał. Pomyślałem, że spotkał się Suzan. Zanim jednak nasi goście przyszli wsypaliśmy chrupki do misek, to samo zrobiliśmy z żelkami. Mmmmm, jak ja kocham żelki, a już szczególnie cytrynowe. Miski z przysmakami postawiliśmy na stole, chwilę później przyszedł Carlos z Mirandą oraz Logan z Camille. Usiedliśmy na podłodze, wziąłem butelkę. Pierwsza kręciła Miranda bo jest z nas najstarsza. Dziewczyna zakręciła. Wypadło na Carlosa
-Wyzwanie!- krzyknął pewny siebie i wypiął pierś do przodu
-Całuj się z Loganem przez 5 minut. Ale namiętnie.-zaśmiała się złowieszo i razem z Jo oraz Camille zaczęła się śmiać
-Feeee!!!! Już wolę wypić wodę z kibla!!!-jęknął Logan i skrzywił się dając nam do zrozumienia, że za chiny tego nie zrobi
-No weź, psecies jestem taki ulocy-Latynos zrobił dziubek i zamrugał kilka razy. Zupełnie jak dziewczyna, która chce uwieść faceta.
-Ta, tylko ja nie jestem facetem, który podnieca się na widok innego faceta.-prychnął oburzony niczym rozdrażniony kot
-Albo cię pocałujecie albo... przebierzecie się w pieluchy i przez tydzień będziecie tylko w nich chodzić o hotelu.-powiedziała a ja razem z dziewczynami turlałem się po podłodze ze śmiechu. Ledwo co łapałem oddech. W pewnym momęcie dostałem takiej głupaki, że śmiałem się bez powodu, jeszcze chwila i bym się udusił. Do porządku doprowadziła mnie odpowiedź Carlosa i Logana.
-Zrobimy to.-powiedzieli równocześnie
-Czekajcie. Nagram to.-powiedziała Camille wyciągając telefon z kieszeni i włączając kamerę. Spojrzeliśmy na Logana i Carlosa, którzy patrzyli na siebie z niesmakiem.
-No dalej prosimy o sweet kiss!!!-zaśmiałem się głośno

*Carlos*
Po prostu zabiję moją dziewczynę! Żebym całował się z facetem!? To jest chore!!!
-No dalej gołąbeczki. My tu czekamy.-pośpieszyła nas Miranda, ta jej zuchwałość przekraczała granice możliwości. Jeszcze nigdy nie spotkałem dziewczyny, która była by tak pewna swego. Popatrzyłem na Logana, on też miał zniesmaczony wyraz twarzy. W końcu odważyłem się i przybliżyłem swoją twarz do niego, nasze usta dzieliła minimalna odległość. W końcu nasze usta złączyły się w pocałunku. Myślałem, że będzie gorzej... A tfuuu!!! Co ja gadam!!! Dobra trzeba się ogarnąć... Z każdą chwilą pocałunek był namiętniejszy a ja czułem się dziwnie. Nie tylko dla tego, że całowałem mojego przyjaciela ale też, że wszyscy patrzyli się na nas a Camille jeszcze to filmowała. Nareście te 5 minut minęło... chociarz ja miałem wrażenie, że trwało to o wieeeeele dłużej.
-No brawo!-Kendall wraz z dziewczynami zaczął nam gratulować
-A teraz przepraszam na chwilkę.-powiedziałem i szybko pobiegłem do naszego mieszkania. Chwyciłem pastę do zębów i całą zawartość wycisnąłem sobie do ust a potem zjadłem jagby to był budyń albo coś innego do jedzenia. Dodatkowo wziąłem płyn do płukania ust i wypiłem go jak zwykłą wodę... wiem, że to chore ale działałem pod wpływem emocji. Kiedy wróciłem do reszty zobaczyłem, że oglądają film. Zamyśliłem się. To ile czasu spędziłem w tej łazience?! Popatrzyłem na zegar i wszystko było jasne... nie było mnie godzinę. Wzruszyłem ramionami i usiadłem koło Mirandy, która jak zachipnotyzowana patrzyła w telewizor. Spytałem jaki film oglądamy. Okazało się, że dziewczyny wybrały film pt. "Nigdy więcej". Chłopacy znudzeni rozglądali się po domu Jo. Co jakiś czas dziewczyny rzucały tekst w stylu: "Zabij gnoja", "Kredyn", "To nie jest facet. To jakaś... nie powiem co...". Razem z dziewczynami dokładnie śledziłem akcje, ale w przeciwieństwie do nich siedziałem jak mysz pod miotłą. Kedy seans się zakończył spostrzegłem, że wszyscy-oprócz mnie i mojej dziewczyny- śpią. Zaśmiałem się w duchu i zwróciłem się do dziewczyny.
-Wiesz, że cię zabiję?-mruknąłem jej do ucha. Zauważyłem, że lekko drgnęła. Jednak nie spojrzała na mnie tylko patrzyła się tępo w ścianę.
-A niby za co?-spytała tym swoim niewinnym głosikiem
-Ty już wiesz za co...-odpowedziałem. Jako iż na kanapie nie było miejsca wziąłem poduszkę i położyłem się na ziemi. Nie minęło 5 minut a Miri położyła się do mnie plecami. Objąłem ją w pasie. Zacząłem całować jej szyję, tym razem dziewczyna obruciła się do mnie twarzą.
-Musiałeś? Nie mogłeś się postrzymać?-zaśmiała się cichutko
-Oj tam, oj tam.- przytuliłem ją do siebie, pocałowałem a potem wtuleni w siebie usnęliśmy.

*Logan*
Gdy się obudziłem zauważyłem, że wszyscy w koło śpią. Spojżałem na Camille, leżała zwinięta w kłębek i przytulała się do poduszki, dodatkowo mamrotała coś przez sen. Nie rozumiałem co mówi... a szkoda. Wstałem i po cichu wyszedłem z mieszkania Jo i skierowałem się do mieszkania mojego i chłopaków. Wziąłem prysznic i ubrałem się w czyste ubrania. Kiedy przechodziłem obok kalendarza mój wzrok przykuł napis "Lany poniedziałek". Zupełnie zapomniałem, że to tam napisałem. Przeszukałem całe mieszkanie. W końcu znalazłem to na czym mi zależało. Fakt może to tylko wiadro ale dzięki niemu można kogoś porządnie oblać. Napełniłem przedmiot wodą i ruszyłem do mieszkania Cam. Gdy stanąłem przed drzwiami do jej mieszkania zauważyłem przyczepioną do nich karteczkę.
"Logan,
Pojechałam z dziewczynami do lekarza (wiesz aby zdjął mi gips). Jeżeli masz wolną chwilę o 22 to spotkajmy się w parku przy fontannie, chciałabym spotkać się z tobą.

~Camille :*"
Momentalnie poczułem, że robi mi się gorąco. Nie byłem pewny czy chce się z nią spotkać, przeciesz może chcieć ze mną zerwać... no ale w końcu musiałem zadać jej to konkretne pytanie. Fakt... chodziliśmy ze sobą zaledwie dwa miesiące ale ja czułem, że Camille to ta jedyna... tylko był pewien problem. Mianowicie czy ona czuje do mnie to samo co ja do niej.  Z jakąś godzinę minęło mi na rozmyślaniu czy to odpowiedni momęt... W końcu doszedłem do wniosku, że zaczekam. Może rok... zaczekam tyle ile będzie trzeba. Spojrzałem na zegar. Było za 10 minut 13. Razem z chłopakami pojechaliśmy do studia. Gustavo nas nke oszczędzał. W końcu nas wypuścił, kiedy wróciliśmy do domu była 21. Wyszykowałem się na spotkanie z Camile. Gdy byłem gotowy poszedłem do parku. W parku skierowałem się w stronę głównego placu. Z placu powolnym krokiem ruszyłem w stronę fontanny. Kiedy dotarłem na miejsce Camille już tam była. Znowu zrobiło mi się gorąco... tylko tym razem odczułem to o wiele intensywniej. Już z daleka mogłem przyglądać się jej niebiańskiemu urokowi. Delikatnia biała bluzeczka z niezbyt dużym dekoltem do tego różowa spódniczka przed kolano. Jej brązowe loki delikatnke otulały smukłą szyję Camille. O matko czemu ona musi wyglądać tak seksownie!!! Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. W końcu odważyłem się i podszedłem do Cam. Przysiadłem obok niej. Delikatnie dotknąłem jej dłoni, w tedy dziewczyna popatrzyła na mnie a na jej twarzy zagościł uśmiech. Nie wiedziałem czemu chciała się ze mną spotkać. Może chciała tylko być ze mną sam na sam? W mojej głowie kłębiło się teraz tyle pytań.

__________________________________________________
Hejka, dzisiaj miałam problem z napisaniem rozdziału no ale cóż... w końcu coś wymyśliłam. Jak na moje oko rozdział wyszedł do kitu... no ale wasza zdanie jest najważniejsze.

~Sonny <3333

niedziela, 20 kwietnia 2014

Liebster Blog Award

Zostałam nominowana przez: Mrs. Schmidt, Marcela, Misia Lusia oraz Rusherka. Dzięki wielkie :***

~Pytania (Mrs. Schmidt):
1. Od kiedy jesteś blogerką?
Już sporo czasu... chyba ok.3 lat. Niestety szybko traciłam wenę i usuwałam swoje blogi
2. Jakie fandomy?
McCurdian, Rusher, Cosgrover, Arianator
3. Ile piszesz blogów?
Tylko jeden. Planowałam założyć drugi ale stanęło na zakładce "Bohaterowie"...
4. Dzięki czemu nabierasz najwięcej weny?
Poprzez słuchanie piosenek BTR-u, oglądam ich teledyski ale najczęściej idę nad rzekę- to tam nabieram najwięcej went
5. Co cie motywuje?
Zależy w jakim sensie... w życiu codziennym moi idole oraz przyjaciele a w pisaniu bloga moi czytelnicy których kocham <3
6. Szczęsliwa liczba?
89
7. Ulubiony kolor?
Czerwony, czarny, brązowy i zielony
8. Ulubiona piosenka BTR?
If I Ruled The World
9. Ulubiona pora dnia?
Popołudnie
10. Ulubieniec z BTR?
Logan <3

~Pytania (Marcela)
1. Co lubisz robić w wolnym czasie?
słucham muzyki, rysuję, piszę i spotykam się z przyjaciółmi
2. Co robisz kiedy masz zły humor?
idę nad rzekę aby się wyciszyć
3. Ulubione zwierze?
wilk
4. Jakie najbardziej lubisz słodycze?
żelki <3333
5. Masz rodzeństwo?
młodszego brata
6. Twój ulubiony film?
Nie mam ulubionego
7. Ulubiona książka?
Igrzyska Śmierci
8. Jakie jest twoje hobby?
rysowanie i pisanie
9. Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?
plastyka i j.polski
10. W co lubisz grać na wf?
w palanta xD

~Pytania (Misia Lusia)
1. Co Cie uszczęśliwia?
Chłopcy z BTR-u :D
2.Co Cie najbardziej interesuje?
rysowanie, pisanie opowiadań oraz przebywanie na świerzym powietrzu
3.Jak bys Dala na imie Swoim Dzieciom?
Nie planuję mieć dzieci
4. Ulubiona piosenka?
5 Seconds Of Summer "She Looks So Perfect
5.Twoje hobby?
rysowanie i zwierzęta
6. Jaki film ostatnio oglądałaś?
Big Time Movie
7.Skad pomysł na bloga?
No sama nie wiem. Może dla tego, że często brałam udział w konkursach na opowiadania i po jakimś czasie kolega zapytał się czy nie mam bloga (bo zawsze dawałam mu swoje opowiadania do czytania. Odpowiedziałam, że nie a on zaproponował mi założenie bloga
8. Jakie fantomy?
McCurdian, Rusher, Cosgrover, Arianator
9.Dokończ: uwielbiam ...
Rysować moich idoli (najczęściej BTR)
10. Co Cie najbardziej uszczęśliwia?
Słuchanie muzyki

~Pytania (Rusherka)
1. Ulubiony przedmiot?
Nwm
2. Cos co kochasz?
marchewki
3. Ulubiona potrawa?
spagetti
4. Ulubiona książka?
Igrzyska Śmiercj
5. Ulubiony film?
Nwm
6. Od kiedy blogujesz?
chyba od 3 lat
7. Co lubisz robić?
rysowanie, pisanie opowiadań
8. Laptop czy komputer?
komputer
9. Ulubiona gra?
Okami
10. Imię przyjaciela?
Kacper

~Nominuję:
Odmienili całe moje życie
The amazing life with you
Opowiadanie o Big Time Rush
It's good
Z życia wzięte
Każdy zasługuje na szczęście
Imaginy o Big Time Rush- Polska
Story of my life
BTR- historia do końca życia
LA is Ours

~Moje pytania:
1. Ulubieniec z Big Time Rush?
2. Ulubiony kraj?
3. W jaki sposób wymyślasz rozdziały?
4. Ulubiona piosenka?
5. Komedie czy Horrory?
6. Ulubiona aktorka?
7. Skąd pomysł na bloga?
8. Gdzie chcesz mieszkać w przyszłości?
9. Twoje największe mażenie?
10. Skąd pomysł na takiego a nie innego bloga?

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 20

*Jo*
Ehhh... normalnie zwariować można. Dzisiaj miałam iść z Kendallem na kolację ale oczywiście główny aktor serialu New Town Hight "przypadkowo" zapomniał, że śpieszy mi się... z resztą nie tylko mi. Kiedy wreście księciunio raczył się zjawić myślałam, że go osobiście potraktuje paralizatorem. Zdjęcia zaczęliśmy z 4 godzinnym opóźnieniem. Kiedy wszystko dobiegło końca spojrzałam zdenerwowana na księciunia i szybko pobiegłam do hotelu. Po drodze sprawdziłam godzinę, była 20. Dobra mam jeszcze 2 godziny do randki. Pobiegłam skrótem aby mieć więcej czasu. Kiedy dotarłam do mojego hotelu byłam wyczerpana, skierowałam się do mojego mieszkania. Gdy weszłam do środka myślałam, że wybuchnę! po mieszkaniu walały się śmieci, kanapa nadawała się do wywalenia i ta wielka plama na dywanie.
-Liptooon!!!-wydarłam się od progu. Szczeniak jak gdyby nigdy nic podszedł do mnie i zaczął się cieszyć.-I weź to człowieku posprzątaj... No niestety musiałam, bo jak ja tego nie zrobię to kto? Pozbierałam wszystkie papierki, w miarę jak to możliwe naprawiłam kanapę a dywan wyczyściłam. Gdy wykonałam te czynności odkurzyłam w mieszkaniu, schowałam odkurzacz i zmęczona padłam na kanapę. Już miałam zasnąć gdy ktoś zapukał do drzwi. Niechętnie wstałam i otworzyłam, ku mojemu zdziwieniu był to Kendall. No nie... zupełnie zapomniałam o tej kolacji.
-Kendall... strasznie cię przepraszam. Zdjęcia na planie się przedłużyły, a kiedy przyszłam do domu był tu straszny syf i musiałam posprzątać przez co zapomniałam o kolacji. Przepraszam.-wyjąkałam. Blondyn uśmiechnął się tylko.
-Jo. Uspokój się. Nic się nie stało, innym razem gdzieś razem wyskoczymy.-powiedział wesoło. Na szczęście Kendall był wyrozumiały i szybko mi wybaczył.
-To może chociaż posiedzimy u mnie?-zaproponowałam z nadzieją w głosie.
-Chętnie.-uśmiechnął się ukazując swoje białe ząbki, może nie wszystkie ale ten uśmiech wystarczył w zupełności abym poczuła się lepiej
-Jeszcze raz przepraszam...
-Ale nie masz za co przepraszać. Jesteś zmęczona, miałaś ciężki dzień. To zrozumiałe, że nie chcesz nigdzie wychodzić.-odpowiedział siadając na kanapie. W chwili gdy na nią usiadł w powietrzu znalazła się pianka którą była wypełniona kanapa.
-O matko. Znowu muszę sprzątać.-powiedziałam niechętnie idąc po zmiotkę i szufelkę. Jednak Kendall złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Potknęłam się i upadłam na niego tak, że dosłownie na nim leżałam. Dłonie miałam oparte o jego klatkę piersiową. Kendall uśmiechał się tylko wesoło raz po raz szczeżąc swoje białe ząbki. Za każdym razem gdy brał oddech byłam delikatnie unoszona w górę. Nie powiem, że bardzo mi się to podobało...
-Nie wasz mi się sprzątać. Ja to zrobię.-powiedział to tak spokojnie, że od razu cała frustracja którą gromadziłan w sobie uciekła...
-To co będziemy tak siedzieć w ciszy?-zażartowałam
-Zależy co chcesz robić...-zaśmiał się. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, głosem jakim to powiedział... jednym słowem to było podejrzane...
-Gadaj o czym teraz myślisz. Co?-spytałam zaciekawiona i rozbawiona. Nie dostałam odpowiedzi bo chwilę po moim pytaniu Kendall złączył nasze usta w pocałunku, nagle wszystko przestało istnieć. Gdy poczułam na ustach smak jego warg. Były chłodne, ale słodkie, chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, chciałam więcej, zeby trwał dłużej... Ale, niestety... był to jedynie ułamek sekundy. Kiedy oddailiśmy nasze wargi, ciągle jednak będąc zbyt blisko siebie, wyszeptałam mu do ucha: "kocham cię", on, jakby chciał odpowiedzieć to samo, jednak milczał i ponownie jego usta znalazły sie na moich w bardziej gorącym, dłuższym pocałunku. Nie chciałam od życia nic więcej...

*Suzan*
Gdy się obudziłam Janesa nie było. Pomyślałam, że to idealna okazja. Wzięłam magnetofon i nagrałam wiadomość dla Jamesa, następnie wzięłam swoje bagarze oraz Alaskę i wyszłam zmieszkania. Przemknęłam się przez hol. Wsiadłam do taksówki i poprosiłam kierowcę aby zawiózł mnie nna lotnisko. Zgodził się. Całą podróż rozmyślałam o Jamesie, i o tym jak zareaguje na moje odejście. Z myśli wyrwał mnie głos kierowcy, zapłaciłam należną kwotę i podeszłam do pierwszej lepszej kasy biletowej (oczywiście jakaś osoba mi w tym pomogła). Wykupiłam bilet do Seattle. Mieszkała tam moja cioca- siostra mamy. Postanowiłam się z nią zobaczyć. Zapłaciłam za bilet. Teraz pozostało mi tylko czekać... usiadłam na pobliskich krzesłach. Siedziałam z 20 minut gdy usłyszałam, że wszyscy co lecą do Seattle proszeni są o pokazanie biletu i zajęcie miejsc w samolocie. Wstałam i już miałam iść gdy poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę
-Suzan, błagam nie odlatuj...-usłyszałam Jamesa jak mówi to drżącym głosem
-Nie zostanę. Prze ze mnie masz tylko problemy... jestem dla ciebie kulą u nogi.-wyszeptałam
-Przejdziemy przez to razem. Obiecuję.
-James... nie utrudniaj tego...-poprosiłam
-Jeśli kogoś kochasz, daj mu wolność. Jeśli wróci będzie twoje...
-Jeśli nie, nigdy twoje nie było...-dokończyłam za niego
-Pamiętaj, że zawsze możesz tutaj wrócić. Będę na ciebie czekał...-powiedział spokojnie ale jednak wyczułam, że zbiera mu się na płacz
-Muszę jusz iść.-wyszeptałam
-Poczekaj, jeszcze tylko jedno.- mówiąc to przybliżył swoje usta do moich i już po chwili mogłam zasmakować jego ciepłych warg. Z każdą chwilą pocałunek był namiętniejszy. Niestety mimo iż było mi cudownie musiałam to zakończyć. Spojrzałam na Jamesa i odeszłam. Pokazałam bilet, spojrzałam ostatni raz na niego i weszłam do samolotu. Sama nie wiem czemu to robiłam... czemu opuszczam L.A? Tyle pytań miałam teraz w głowie ale nie byłam w stanie na nie odpowiedzieć...

*Camille*
-Nie przeginaj.-pogroziłam mu palcem. Szatyn zaśmiał się wesoło i popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-A niby co mi zrobisz?-spytał ironicznie
-Nie chcesz wiedzieć.
-No dobra szefowo.-powiedział tuląc mnie do siebie
-Logan złotko. Zrobisz coś dla mnie?-spytałam z nadzieją w głosie
-Zależy co.-zaśmiał się. Dzisiaj Logan był bardzo wesoły. Nie wiem czemu tak się cieszył... chociasz miałam pewną hipotezę...
-Możesz mi przynieść scenariusz? Jest w mojej szafce nocnej. Plose...-zrobiłam maślane oczka i słodką minkę
-Już idę.-odpowiedział i wyszedł z pokoju, po chwili wrócił z tekstem. Położył go na stole i zwrócił się do mnie. Wyciągnął z kieszeni paczuszkę i podał mi ją do rąk.
-Wszystkiego najlepszego. To już dwa miesiące.-westchnął i uśmiechnął się zawadiacko. Otworzyłam paczuszkę i to co tam zobaczyłam zamurowało mnie. Logan dał mi złoty naszyjnik z prawą połową serduszka. Na połowie ozdobną czcionką było napisane "Love"
-Jest piękny.-wyszeptałam zachwycona. Chłopak wyjął z kieszeni klucze do których była przyczepiona dróga część serca z napisem "My"
-Daj założę ci go.-powiedział biorąc z moich rąk naszyjnik. Odwróciłam się do niego plecami i już po chwili Logan założył mi biżuterię na szyję.
-Jesteś taki kochany ale nie musiałeś.
-Oj musiałem.-uśmiechnął się zawadiacko- Ale jak coś ci za chwilę powiem to padniesz.-dodał po chwili ciszy. Popatrzyłam na niego z niepewnością bo niekiedy jego "cudowne" informacje była dla mnie niezbyt przyjemne.
-Dzwonił lekarz i powiedział, że jutro będziesz miała zdjęty gips.-uśmiechnął się szeroko. Nie posiadałam się ze szczęścia. W końcu będę miała spokój od tego dziadostwa na nodze.

__________________________________________________
Hejka, rozdział chciałam dodać po świętach ale wstałam dzisiaj wcześnie i nie mogłam zasnąć więc napisałam dla was kolejny rozdzialik :) Wiem, że jest troszkę smutny... no ale... no właśnie nie wiem jaj się wam z tego wytłumaczyć
~~~~~~~~~
W wielkanoc chce wam życzyć:
Kolorowych jajeczek,
rozczochranych owieczek,
rozkicanych króliczków,
pyszności w koszyczku,
a przede wszystkim
mokrego ubrania
w dniu wielkiego lania!

~Sonny <3333

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 19

*Logan*
-Logan rusz tyłek to dzisiaj!!!-usłyszałem krzyki Camille
-Daj mi spokój. Zjadłem śniadanie i chcę dalej spać.-burknąłem
-Loooooogaaaaaan!!!-krzyknęła rzucając się na łożko
-Daj mi spokój.-odpowiedziałem i schowałem głowę pod poduszkę
-Dobra leniu. Jak ty nie chcesz wstać to ja tym bardziej.-zaśmiała się i położyła się na mnie
-hahaha bo bałdzo śmieszne...-powiedziałem z ironią nadal trzymając głowę pod poduszką
-Serio? Bałdzo?-zaśmiała się głośno
-Oj, przeciesz wiesz o co mi chodziło.
-No przeciesz wiem.-powiedziała i już po chwili razem leżeliśmy pod poduszką
-Hej kotek.-uśmiechnąłem się całując ją w policzek
-Logan skarbie wstawaj.-poprosiła słodko
-A jak nie to co?-spytałem zaciekawiony
-To dopiero zobaczysz do czego jestem zdolna.-powiedziała tajemniczo i bardzo wolno. I co ja narobiłem?! Mogłem ruszyć tyłek i wstać a teraz mam przkichane...- To jak wstaniesz po dobroci czy nie?-spytała. Przeanalizowałem wszystko w głowie chyba z dobre 20 razy i doszedłem do wniosku, że dla mojego życia będzie lepiej jak wstanę
-Jjjjj... już!!!-krzyknąłem i wybiegłem z łużka jak torpeda. Szybko się ubrałem, przeczesałem włosy dłonią i umyłem zęby. W pośpiechu wróciłem do sypialni
-I co nie szło tak od razu?-spytała i zaczęła mi się uważnie przyglądać
-Co?-popatrzyłem na nią i uśmiechnąłem się lekko. Camille nic nie powiedziała tylko wskazała na moje spodnie.... znowu założyłem je tył na przód. Spojrzałem jeszcze raz na Cam, dziewczyna była bliska wybuchu ale śmiechu.
-No ha ha ha... śmiej się, śmiej.-prychnąłem poirytowany
-No Loggie nie gniewaj się. Kochanie.-podeszła do mnie i otrzymałem całusa w policzek
-Ja uważam, że należy mi się coś więcej...

*Miranda*
-No prosze... jeden malutki całus w usta.-poprosił
-Nie.-odpowiedziałam stanowczo
-W policzek?
-Nie!
-A w nos?
-Nie!
-No proszeeeee...-jęknął i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem
-Ok, jeden mały buziak chyba nikomu jeszcze nie zaszkodził.-uśmiechnęłam się. Carlos chwycił mnie za rękę i zaprowadził za jeden z hangarów. Rozejżał się czy jestemy sami, kiedy był już tego w 100% pewien uśmiechnął się zawadiacko po czym przybliżył swoją twarz do mojej i czule pocałował. Nie czekałam zbyt długo i szybko odwzajemniłam pocałunek. Delikatnie położyłam dłonie na jego torsie a on objął mnie w tali. Kiedy się od siebie oderwaliśmy przytuliłam się mocno do Carlosa. Po chwili usłyszeliśmy głośne klaskanie.
-Gorzko! Gorzko!-od razu poznałam te krzyki. Odsunęłam się od mojego chłopaka i popatrzyłam na widzów tego zdarzenia.
-Sto przysiadów. Raz, dwa panienki.- klasnęłam w dłonie
-I co!? Mówiliśmy ci Irwin! To przez ciebie!!!- skarżyli się
-Ruszać zadki bo zaraz przetestuje na was nowy tor!-krzyknęłam. Wszyscy z spuścili głowy z rezygnacją i poszli na plac.
-I co cwaniaku? Miałam rację.-zaśmiałam się. Carlos nic nie powiedział tylko przytulił mnie mocno do siebie.

*James*
Suzan zasnęła. Biedna. Czemu ona musi tak cierpieć? Chciałbym aby to wszystko się skończyło. Po dłuższej chwili ciszy postanowiłem włączyć telewizor, przełączyłem na kanał informacyjny. To co tam usłyszałem zatkało mnie...
"Dzisiaj ok. godziny 12 w domu numer 25na ulicy Amazing Garden znaleziono ciała dwóch mężczyzn. Policja sprawdziła ich tożsamość oraz przyczynę śmierci. Przyczyną śmierci było samobójstwo, tajemniczy mężczyźni to: Michael Star oraz Jared Hood."
Nie mogłem w to uwierzyć... chociaż czemu nie? Dzisiaj miała być rozprawa w sprawie Jareda... ni ale skoro ten kretyn wolał sprzedać sobie kulkę w głowę to jego sprawa. Ważniejsze jest to, że brat Suzan już więcej jej nie zagrozi. W końcu będziemy mogli cieszyć się naszym związkiem. Szybko zadzwoniłem do chłopaków i poinformowałem ich o tym wydarzeniu. Odłożyłem telefon na stół. Nie posiadałem się ze szczęścia, no dobra przyznaję, że cieszenie się z czyjejś śmierci jest chamskie no ale wszystko w końcu wszystko się ułoży! Niespodziewanie przypomniałem sobie o nagraniu w studiu. Szybko wziąłem koc i okryłem Suzan i ucałowałem ją w czoło. Wychodząc wziąłem telefon i kluczyki.

__________________________________________________
Hejka, strasznie was przepraszam ale ostatnio załapałam się na praktyki u mojej sąsiadki która jest weterynarzem i zawsze po szkole chodzę do niej a potem muszę się uczyć... no ale zawsze znajdę czas na napisanie rozdziału (np. na religii ^^ ) Chciałam też wam przekazać, że to jeszcze nie jest koniec tej akcji. Postanowiłam jeszcze troszkę pomęczyć Jamesa i Suzan xD Kocham was :*

~Sonny <3333

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 18

*Suzan*
Gdy tylko Jared i mój brat wyszli z mieszkania. Podeszłam do szafy i powoli ją otworzyłam. I jak ja to wyjaśnię Jamesowi, niestety ten pierdolony sekret się wydał! Stałam przed nim jak idiotka.
-Spokojnie. Będzie dobrze. Spakujesz się i pojedziemy do mnie.-rzekł tuląc mnie do siebie. W tym momęcie nie wytrzymałam, od tylu lat zbierałam w sobie żal, gniew i rozpacz. Teraz wiedziałam, że dłużej w sobie tego nie utrzymam. Jeszcze mocniej wtuliłam się w mojego ukochanego i pozwoliłam sobie na chwilę słabości, wyrzucałam obelgi pod adresem mojego brata i pod wpływem emocjii wykrzyczałam całą prawdę jaką dotychczas skrywałam.
-Spokojnie, spakuje cię i nigdy więcej nikt cię nie skrzywdzi.-rzekł i usłyszałam jak pakuje moje ubrania. Kiedy wszystko było spakowane pośpiesznie wyszliśmy tylnymi drzwiami i zamówiliśmy taksówkę. Jechaliśmy tak tylko 10 minut, gdy dotarliśmy do hotelu zapłaciłam kierowcy a następnie wzięłam kilka toreb i poszliśmy do mieszkania chłopaków. Odstawiliśmy torby na bok i usiedliśmy na kanapie.
-James, boje się...-wyznałam i wtuliłam się w mojego chłopaka
-Hej, nie masz się o co martwić. Ja już zadbam o to abyś była bezpieczna.-pocałował mnie w czoło. W tym momęcie zadzwonił mój telefon. Nie wiedziałam kto to więc odebrałam.
-Halo?
-Dorwę cię szmato. Pożałujesz tego!!! Masz to jak w banku!!!- odruchowo żuciłam telefonem
-Kto to był?-spytał James
-To on! To on!-krzyczałam a z oczu ciekły mi łzy

*Carlos*
Dziewczyny zrobiły sobie małą przerwę więc mogliśmy troszkę pogadać. No ale niestety. Po 10 minutach przyszedł jakiś mężczyzna z informacją, że na stołówce wybuchła wojna na jedzenie.
-Znowuuuu?!-jęknęła moja dziewczyna i szybko poszła na stołówkę, musiałem zobaczyć tą akcję i pobiegłem za nią. Kiedy weszliśmy do sali zobaczyliśmy totalny chaos. Miranda zwinnie przeszła między latającymi kawałkami jedzenia i weszła na stół. Myślałem, że puści tekst w stylu: "Chłopaki cisza, spokój.", jdnak myliłem się...
-Zamknąć mordy i ogarnąć się, chyba, że chcecie biegać po 100 kilometrów dziennie przez miesiąc!!!!!!-wrzasnęła na całe gardło i w jednej sekundzie zapadła zupełna cisza
-Ruszać tyłki i sprzątać. Ale już!-dodała spokojniej
-To już wiem czemu jesteś taka nerwowa.-zaśmiałem się wesoło
-Uważaj bo przekroczysz cieńką czerwoną.-pouczyła mnie
-Czyli jeszcze nie przekroczyłem?-zapytałem zdziwiony
-Nie. Jeszcze nie...-odpowiedziała już całkowicie spokojna
-Całe szczęście.-zaśmiałem się wesoło. Chciałem ją pocałować ale odsunęła się.
-Kotek. Ja nigdy nie całuję się w pracy.-rzekła stanowczo
-Noooo ale czemuuu?-jęknąłem
-Bo jak te mięczaki zobaczą, że jestem miła dla jakiegoś faceta to przestaną sie mnie słuchać.-uśmiechnęła się
-Aaaa, czyli muszę poczekać jak skończysz pracę aby cię pocałować?-burknąłem
-Tak. Zostało jeszcze 5 godzin-powiedziała i zaśmiała się złowieszczo

*Jo*
Kiedy zakończyliśmy pocałunek musieliśmy już wracać. Szliśmy ulicą, nie było żadnej żywej duszy. W pewnym momęcie Kendall puścił moją rękę i stanął na skraju krawężnika.
-Żegnaj... zawsze cię kochałem-rzekł iście teatralnym tonem a następnie skoczył z krawężnika
-Kochanie zmień dilera.-zaśmiałam się wesoło
-Ja już mam swojego jedynego dilera i nigdy go nie zmienię.-uśmiechnął się
-Mam być zazdrosna?-zachichotałam
-Nieee... chyba, że będziesz zazdrosna o samą siebie-uśmiechnął się pokazując swoje bielutkie ząbki
-To chyba nie wchodzi w grę.
-A teraz mój ulubiony cytat...-Kendall zrobił dramatyczną minę-... "matko boska, tata kupił żelazko"!-krzyknął z głupawym uśmiechem
-Taaa... to mam pewność, że jesteś chory psychicznie.
-No ale przeciesz za to mnie kochasz. Czyż nie?-mruknął mi do ucha
-O czyli twój atak minął?-spytałam zaciekawiona
-To chyba wystarczająca odpowiedź.-mówiąc to pocałował mnie namiętnie i długo. Kiedy się od siebie oderwaliśmy spojrzał na mnie tym swoim zawadiackim wzrokiem-Taka odpowiedź wystarczy?-dodał po chwili ciszy
-Lepszej nie ma.-uśmechnęłam się lekko i poszliśmy do Palm Woods (oczywiście Kendall spoważniał i ogarnął się)

__________________________________________________
Hejka, wiem, że chcecie mnie zabić za to, że przetrzymuję sprawę Jamesa i Suzan ale wynagrodzę wam to już nie długo. Albowiem mam szatański plan jak zakończyć wątek z bratem Suzan i Jaredem. I jeszcze jedna mała dość istotna sprawa... no chodzi o to, że po wywiadówce w szkole dostałam niezły ochszan i teraz mam szlaban na telefon i komputer (ewentualnie tylko w weekendy, święta i do szkoły) czyli krótko mówiąc będzie problem z pisanien opowiadań. Ale spokojnie ostatnio wena mnie nawiedziła i postanowiłam pisać rozdziały na przerwach w szkole, na religi i w tedy kiedy mam świetlicę. Dodatkowo w weekend napiszę kilka rozdziałów... więc wychodzi na to, że rozdziały będą pojawiać się tak samo jak poprzednio :D

~Sonny <333

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 17

*Kendall*
-Zabije cię kiedyś!-Jo parsknęła śmiechem i popchnęła mnie na ziemię
-Ej!-udałem obrażonego
-Kochanie, gniewasz się?-zapytała zaciekawiona i usiadła obok mnie
-Możliwe.-burknąłem i unikałem kontaktu wzrokowego
-No ploooose.-zrobiła psią minkę i spojrzała mi głęboko w oczy
-Wiesz jak mnie do siebie przekonać.-zaśmiałem się cicho i pocałowałem ją w nosek
-Oooo, komuś chumorek się poprawił.-mruknęła zadowolona
-Jo, co ty na to abyśmy jutrzejszy wieczór spędzili tylko we dwoje?-spytałem i uśmiechnąłem się zalotnie
-Zależy co to będzie.-odparła a potem wstaliśmy. Złapałem Jo za rękę i odpowiedziałem:
-Co tylko zechcesz kwiatuszku.-delikatnie musnąłem jej usta. Dziewczyna jedynie uśmiechnęła się
-No może kolacja we dwoje?-zaproponowała, ja jedynie skinąłem głową na znak, że się zgadzam. Złapałem Jo za rękę i poszliśmy się przebrać. Gdy zmieniliśmy nasze ubrania poszliśmy do parku. Zaczęło się ściemniać więc nie było tam prawie nikogo. Usiedliśmy na ławce nie daleko stawu. Siedzieliśmy tak w milczeniu, do okoła była zupełna cisza. Jedynie co jakiś czas dało się usłyszeć świerszcza. Nie opodal świetliki tworzyły małe grupki oświetlając delikatnie staw i jego okolice.
-Pięknie tu.-Jo popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się lekko
-Wiem, o tej poże zawsze jest pięknie.-odwzajemniłem uśmiech i pogładziłem ją po policzku. Dziewczyna przysunęła swoją twar do mojej a po chwili złączyła nasze usta w pocałunku. Tym razem pocałunek był inny, jagby właśnie przez niego Jo chciała powiedzieć mi, że mnie kocha.

*Camille*
Po tym całym dniu byłam zmęczona. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam piżamkę i wskoczyłam pod kołdrę. Usłyszałam, że telewizor gra. Poprosiłam Logana aby go ściszył ale nie dostałam odpowiedzi, dodatkowo głośność nie została zmniejszona. Poszłam do salonu aby sprawdzić co się dzieje z moim kochasiem. Kiedy weszłam do pomieszczenia zobaczyłam, że Logan śpi jak aniołek. Zaśmiałam się po cichu i podeszłam do kanapy. Zmieniłam blokadę i po chwili oparcie kanapy opadło tak, że można było teraz spokojnie spać. Wróciłam co sypialni i wzięłam kołdrę. Poszłam znowu do salonu i przykryłam mojego śpiocha a potem sama położyłam się i wtuliłam się w niego. Nie musiałam zbyt długo czekać na sen, nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie zapach dochodzący z kuchni. Niechętnie wstałam i poszłam za niebiańską wonią. Kiefy weszłam do kuchni zobaczyłam Logana który właśnie robił nam śniadanie przy okazji podśpiewując sobie wesoło.

*James*
-Ja... ja nie mogę...-wyszeptała
-Jasne, że mo...-w tym momencie przerwał mi trzask drzwi. Widocznie ktoś wszedł do środka.
-James chowaj się.-pisnęła przerażona i siłą wepchnęła mnie do szafy
-Suzan co się dzieje?!-prawie krzyknąłem
-Wszystko ci wyjaśnię, ale potem.-już chciała zamknąć drzwi do szafy ale złączyłem nasze usta w pocałunku
-Kocham cię.-szepnąłem i w tedy Suzan zamknęła drzwi od szafy na klucz. Byłem totalnie zdezorientowany, co tu się na miłość boską dzieje? Niespdziewanie usłyszałem donośny męski głos. Przez szparkę w drzwiach zobaczyłem jak do Suzan podchodzi dwóch mężczyzn. Jednego poznałem w trybie natychmiastowym, był to Jared. Ale ten drógi... kim on do cholery jest!? Odpowiedź na moje pytanie przyszła bardzo szybko
-Zbieraj się. Trzeba wiać.-mówiąc to Jared żucił torbą w moją dziewczynę
-Nie!-sprzeciwiła się czego zaraz pożałowała
-Jak śmiesz mi mówić nie! Jesteś zwykłą szmatą! Nie masz zdania!-towarzysz Jareda udeżył Suzan z pięści w głowę tak mocno, że ta upadła na ziemię z krzykiem
-Michael, bracie... czemu ty mi to robisz? Nie pamiętasz jak zabiłeś ojca i matkę a potem obiecywałeś poprawę?-szepnęła cicho.
-Masz 15 minut aby się spakować, inaczej pożałujesz.-mężczyźni wyszli z mieszkania. Wiedziałem, że jeszcze tu wrócą...

__________________________________________________
Kolejny rozdzialik. Chciałam dodać go dzisiaj bo przez kilka dni nie będę mogła pisać więc oto on. Gdy tak go sobie pisałam to przypomniał mi się wiersz z podstawówki :)
"Cztery serca,jedno bicie BIG TIME RUSH ponad życie!
♥ Logan moim Bogiem
♥ James nałogiem
♥ Carlos narkotykiem
♥ Kendall nawykiem"

~Sonny <3333

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 16

*Miranda*
Była 5:30 rano a ja jadłam właśnie śniadanko. Tosty i sok pomarańczowy.... mmm pychaaa. Siedziałam przy stole i kończyłam właśnie posiłek gdy zadzwonił mój telefon, był to Carlos.
-Hejka... nie muszę iść dzisiaj do pracy... tak mogę wpaść do ciebie przed pracą ale tylko na 10 minut... ja też cię kocham... pa-rozłączyłam się. Posprzątałam po sobie i wyszłam z domu. Poszłam do garażu i wsiadłam na mój motorek a następnie pojechałam do Carlosa. Stanęłam przed drzwiami do ich mieszkania i zapukałam do drzwi.
-Hej kochanie.-uśmiechnął się i gestem ręki zaprosił mnie do mieszkania
-To co chciałeś?-spytałam zaciekawiona
-No... ja... ten... tego-jąkał się a ja zaczynałam się domyślać o co mu chodziło
-Czy mój kochaś chciałby pojechać ze mną do pracy?-zachichotałam
-No... tak-uśmiechnął się
-Dzisiaj mamy tylko treningi...więc zgoda
-No to chodź!-krzyknął radośnie i pociągnął mnie za rękę. Wsiedliśmy na motor i po chwili byliśmy na miejscu. Przebrałam się w odpowiednie ubranie i poszliśmy dalej. Po drodze opowiadałam Carlosowi o tym wszystkim a gdy doszliśmy do hangarów zauważyłam moją kunpelę z pracy- Jennette.
-Carlos to Jennette. Jennette to Carlos-przedstawiłam ich sobie i zwróciłam się do przyjaciółki
-I jak ptaszyna?-uśmiechnęłam się
-Wystarczy tylko wskoczyć do środka i polecieć przestworza.-Jennette poklepała odrzutowiec i zaśmiała się wesoło.
-Dobra dawaj te pierdołki bo muszę się przelecieć.-uśmiechnęłam się a Jenn podała mi wszystkie potrzebne rzeczy. W końcu wsiadłam do środka, włączyłam silnik i wystartowałam... o matko jak się cudownie leciało, ta prędkość i w ogóle. Nagle jak za sprawą magicznego zaklęcia straciłam kontrolę nad nim.
-Miranda ląduj!!! Szybko!!-usłyszałam polecenie Jennette przez słuchawkę
-Dobra schodzę do lądowania. Pas jest wolny?!-próbowałam ustabilizować lot
-Tak.-usłyszałam odpowiedź i skierowałam odrzutowiec na pas. Bogu dzięki, że wszystko skończyło się dobrze.

*Logan*
-Camille zbieraj się!-ponagliłem moją dziewczynę. Dzisiaj miała mieć zdjęty gips ale tylko z ręki bo kość nogi była źle nastawiona więc musi dłużej ponosić gips.
-Dobra możesz wejść.-odpowiedziała a ja wszedłem do jej pokoju. Camille nadal nie mogła chodzić a za wózkiem nieprzepadała... albo raczej nienawidziła. Tak więc musiałem ją nosić ale sam to wymyśliłem a przt okazji mogłem trochę potrenować. Tak więc wziąłem Camille na ręce i zaniosłem do samochodu a następnie pojechaliśmy do lekarza. Cam trochę pomarudziła, że ma przekichane ale gdy lekarz zdjął jej gips ucieszyła się jak małe dziecko. Od razu wzięła kule i zaczęła chodzić po pokoju.
-I jak się czujesz?-spytałem bo widziałem, że jest uradowana
-Lepiej już być nie mogło!-pisnęła z radości
-No dobra mój skarbie chodź zanim coś sobie zrobisz.-zaśmiałem się i poszliśmy. Popatrzyłem rozbawiony na Camille, nareście była radosna, uśmiech na jej twarzy znowu powrócił. Szybko wsiadła do samochodu i wróciliśmy do Palm Woods.

*Suzan*
Przez następne godziny wyżucałam swoje żale w poduszkę. Złe wspomnienia wróciły. W końcu wstałam z łóżka i rękoma wyszukałam swoją szafkę nocną. Otworzyłam ją a ze środka wyjęłam żyletkę. Wzięłam owy przedmiot w dłoń i poobracałam kilka razy. W końcu przystawiłam swoją prawą rękę do przedmiotu. Przydusiłam żyletkę do skóry i wykonałam cięcie, nagle poczułam się lepiej... jagby część gniewu ze mnie uciekła. Wykonałam kolejne cięcie i kolejne i kolejne. Nareście poczułam się lepiej... sama nie wiem czemu ale samookaleczanie dawało mi pewien rodzaj błogości. Napawałam się euforią która ogarnęła moje ciało gdy usłyszałam coś a raczej kogoś...
-Nie powinnaś tego robić...-usłyszałam męski głos, przeanalizowałam dźwięk w głowie i stwierdziłam, że był to James
-Po co tu przyszedłeś co?! Chcesz patrzeć jak nisko upadłam?!-krzyknęłam płaczem
-Powiedz mi. Czemu to sobie robisz?-spytał spokojnie
-Nie zrozumiesz tego. Nikt mnie nie rozumie.-wyszeptałam
-Fakt. Nie rozumiem tego ale daj sobie pomóc-rzekł i poczułam jak siada obok mnie.
-James po co tracisz na mnie czas? Zawsze mógłbyś znaleźć sobie inną... lepszą.
-Zrozum ja cię kocham. I chcę ci pomóc, nie zostawię ciebie samej.-przytulił mnie i zaczął pocierać dłonią moje plecy. Poczułam się troszkę lepiej ale to nie zmienia faktu, że mam wyżuty sumienia...
-James... muszę ci coś powiedzieć.-po moim policzku spłynęło kilka łez ale James szybko je otarł i pocałował mnie w jeden policzek i drógi.
-Mów co tylko chcesz.-rzekł spokojnie i przytulił mnie jeszcze mocniej.
__________________________________________________
Stelss chciałaś to masz ale i tak szybko wam nie zdradzę tajemnicy Suzan haha. Wiem, że zabijecie mnie za to ale... chce jakoś tak... a sama nie wiem jak to wyjaśnić :)

~Sonny <3333

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 15

~1 kwietnia~

*Jo*
Za tydzień miała być rozprawa... wiedziałam, że ten dupek nie ma szans. I dobrze! Niech trafi do pierdla na dożywocie! Gdy tak sobie o tym przypominałam zadzwonił mó telefon. Był to Logan
*Hej Jo
-Hejka Logan. Co się stało?-spytałam zaciekawiona
*No za miesiąc chcę jechać z Camille na biwak więc chcę się zapytać czy ty też chcesz jechać.
-A Kendall się zgodził?
*Tak. Więc co ty na to?
-Chętnie. Muszę kończyć bo idę na plan. Pa.-rozłączyłam się, wzięłam totebkę i poszłam na plan. Po drodze kupiłam sobie kawę i razem z napojem poszłam na plan. Dzisiaj kręciliśmy odcinek specjalny po dziś jest 1kwietnia! Cały czas zastanawiałam się jaki numer wykręcić mojemu blondaskowi i pod koniec zdjęć do odcunka wymyśliłam! Kiedy w końcu wróciłam do domu postanowiłam wcielić w życie swój diaboliczny plan. Kiedy grałam w jakimś horrorze została mi jeszcze sztuczna krew którą wysmarowałam twarz, lewą rękę i część swojego ubrania. Natomiast resztę krwi wylałam na podłogę. Swój numer telefonu zmieniłam na zaztrzeżony. Następnie wysłałam sms-a do Kendalla, że ma przyjść do mojego mieszkania i podpisałam się jako Jared. Odłożyłam telefon na stoliczek a następnie położyłam się w kałuży krwi i udałam martwą. Po jakimś czasie do mojego mieszkania wszedł Kendall.
-Jooo!!!!-w jego głosie było słychać przerażenie, w głębi duszy śmiałam się jak nienormalna.-Proszę nie umieraj...-gdy to powiedział poczułam kilka łez na swoim policzku. Postanowiłam, że już wystarczająco nastraszyłam mojego miśka i wstałam jaj gdyby nigdy nic
-Pryma aprilis, bo się omylisz!!!-krzyknęłam ze śmiechem i jednocześnie z dumą
-Ty mała wiedźmo!-krzyknął przewracając mnie na ziemię
-No co dzisiaj jest 1 kwietnia.-zaśmiałam się wesoło
-Jak ci dam 1 kwietnia to zobaczysz...-zaśmiał się i położył się na mnie czym uniemożliwił mi wstanie z podłogi
-Kendall...-próbowałam go z siebie zrzucić ale byłam zbyt słaba
-Oj daj już spokój.-uśmiechnął się łobuzersko muskając ustami moją szyje.
-A właśnie miałam ci coś dać.-powiedziałam z powagą
-A niby co takiego?-spytał zaskoczony
-Buziak.-po tych słowach pocałowałam go delikatnie ale zdecydowanie
-I to mi się podoba-rzekł gdy pomagał mi wstać
-Wiedziałam.
-Ale i tak oberwiesz.-mówiąc to przeżucił mnie przez ramię, wyszedł z mieszkania i zamknął drzwi
-Kendall... Kendaaaaall... Keeendaaaall... Kendall!!!-zaczęłam go bić pięściami po plecach
-Cicho, zaraz będziemy na miejscu.-zaśmiał się
-No dobra ale gadaj gdzie mnie niesiesz?-poddałam się i opuściłam bezradnie ręce
-Aaaa czy moja królewna chciała by to wiedzieć?-powiedział przesłodzonym tonem
-Nom twoja królewna chve wiedzieć...-zaśmiałam się a po chwili Kendall postawił mnie na ziemi
-Wejdź przez te drzwi.-powiedział i wskazał mi duże szklane drzwi przez które wchodziło się na dach hotelu
-Ok. A ty nie idziesz?-spytałam bo moja intuicja mówiła mi, że coś tu jest nie tak...
-Zaraz przyjdę. Muszę gdzieś zadzwonić-odpowiediał spokojnie i oodszedł na chwilkę na bok. Natomiast ja przeszłam przez drzwi i znalazłam się na dachu Palm Woods. Rozejrzałam się w koło ale nikogo tam nie było no chyba, że rośliny też się liczą. Po chwili pojawił się Kendall
-Gotowa?-spytał tajemniczo, mimo iż nie byłam pewna skinęłam głową na znak, że się na coś zgadzam
-Więc Woo Hoo!!!-krzyknął głośno i po chwili zza roślin wyłonili się nasi przyjaciele. Niektórzy z nich mieli węże strażackie, inni balony z wodą albo wiadra
-No ładnie.-powiedziałam załamana i po chwili ze wszystkich stron oberwałam wodą. Gdy byłam cała mokra postanowiłam przyłączyć się do zabawy, było tak fajnie, że każdy z nas był przemoczony do suchej nitki. Camille leżała na kolanach Logana i śmiała się głośno, Miranda i Carlos nadal oblewali się wodą a James i Suzan siedieli razen w kącie przytuleni do siebie. Ja zastanawiałam się gdzie poszedł ten mój idiota
-I jak się podobało?-złapał mnie od tyłu w pasie i przytulił
-A nawet fajnie było. Na chwilkę przestałam myśleć o tej rozprawie, która jest za tydzień
-I can feel it in the air that it’s on tonight I don’t really care if it’s wrong or right Petal to the metal baby hold me tight Anything you want I can get that girl If you’re with that girl.-bez powodu zanucił fragment piosenki i pocałował mnie w czoło

*James*
Bardzo spodobał mi się pomysł Kendalla. Kiedy cała akcja dobiegła końca razem z Suzan poszliśmy do mieszkania aby się osuszyć. Muszę przyznać, że na początku czułen się dziwnie mając niewidomą dziewczynę ale teraz jest cudownie. Kocham ją a ona mnie... przynajmniej mam taką nadzieję.
-James coś się stało?-spytała wychodząc z łazienki owinięta w ręcznik
-Nie a czemu pytasz?-odpowiedziałem pytaniem na pytanie
-No bo całą drogę nic nie mówiłeś... i wiesz... pomyślałam, że coś cię dręczy.-odpowiedziała i powoli podeszła do kanapy a następnie usiadła obok mnie. Na całe szczęście Suzan zapamiętała co gdzie leży i mogła się w miarę swobodnie poruszać po mieszkaniu
-No chodzi o to, że boję się o ciebie. Ciągle mam wrażenie, że może ci się coś stać.-rzekłem spokojnie i objąłem ramieniem moją dziewczynę
-James, mógłbyś iść się już wysuszyć.-powiedziała niespodziewanie
-A jak nie pójdę?-spytałem ironicznie
-To dostaniesz papciem przez łepetyne.-zaśmiała się
-No doooobra.-udałem obrarzonego i poszedłem w stronę łazienki-Jęczydło.-burknąłem pod nosem i niespodziewanie dostałem z papcia w twarz
-Kotek to, że jestem ślepa nie oznacza, że nie potrafię trafić mojego chłopaka laczkiem.-zachichotała. Czasem miałem wrażenie, że Suzan nie zdaje sobie sprawy ze swojej ślepoty bo mimo tego zachowuje się jagby widziała.
-Dobra ja idę do tej łazienki bo jeszcze z wazonu oberwę
-To idź kochasiu.-powiedziała chichocząc. Kiedy wszedłem do łazienki osuszyłem się i ubrałem wróciłem do Suzan. Dziewczyna siedziała na kanapie w ślicznej sukience, króra miała kolor pastelowy niebieski. Podszedłem do mojej  ukochanej jak najciszej a gdy stanąłem za kanapą oparłem brodę o jej ramię.
-James to ty?-spytała uśmiechając się wesoło
-A któż by inny-odpowiedziałem jej-Zdradzić ci sekret?-dodałem po chwili
-Chętnie-odpowiedziała wesoło a ja usiadłem na kanapie i pochyliłem się tak, że moje usta znajdowały się przy uchu Suzan
-Kocham cię. Kocham cię całym sercem i duszą, jesteś moim światem-szepnąłem a następnie pocałowałem ją w nos
-A tychcesz znać mój sekret?-spytała i widocznie posmutniała
-Jaki to sekret bo bardzo chciałbym wiedzieć...
-A więc...-zawachała się

*Suzan*
Chciałam powiedzieć o tym Jamesowi... nie tyle co chciałam ale musiałam. Czułam się z tym źle... sama nawet nie wiedziałam co mnie ku temu podkusiło. Byłam załamana, siedziałam na kanapie a na przeciw mnie był James.
-Suzan... jak nie chcesz to nie mów.-powiedział a następnie poczułam jak przytula mnie do siebie i to mocno
-James ja...-zawachałam się, przeanalizowałam wszystko jeszcze raz-...muszę już iść-dodałam po chwili
-Odprowadzę cię. Zgoda?-spytał idąc w kierunku drzwi
-Ok. Niech będzie.-westchnęłam ciężko i poszliśmy. Szliśmy przez miasto i nie odzywaliśmy się do siebie. Przynajmniej ja nic nie mówiłam. Zawsze gdy James pytał mnie o coś to nie odpowiadałam. Po kilku nieudanych próbach wciągnięcia mnie w rozmowę również pogrążył się w milczeniu. Gdy doszliśmy do mojego domu James chciał mnie pocałować na dowidzenia ale odsunęłam się. Wiedziałam, że go zawiodłam... usłyszałam tylko jak odchodzi. Zamknęłam drzwi i poszłam do swojego pokoju. Bezwładnie opadłam na łużko i zalałam się łzami. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała mu to powiedzieć...
_____________________________________
Jest kolejny rozdział. Zupełnie nie wiedziałam co pisać ale obejżałam odcinek pewnego serialu i zaczęłam pisać a potem powstało takie coś. Wiem, że 1 kwietnia był 3 dni temu ale nie miałam czasu kiedy napisać opowiadanie związane z tym dniem...

~Sonny

Jednorazówka: "Big Time Aliens cz.2"

-Teraz...wiecie za dużo, będziemy musieli was unicestwić...-zaczął kosmita
-Uuuuuu...unicestwić? Ale jak to? Przeciesz jestem zbyt piękny aby umrzeć.-biadolił James, tym swoim krzykiem zdenerwował obcego.
-W ziemianie wkurzacie mnie.-zaczął najeźdźca.-Straże brać ich!-kosmita krzyknął ochrypłym głosem i po chwili jak zpod ziemi pojawili się jego słudzy. Pojmali nas i siłą zaciągnęli do więzienia. Gdy zamknęli wejście do celi Carlito momentalnie żucił się na kraty i zaczął nimi trząść i krzycąc:
-Wyciągnijcie mnie! Ja nic nie zrobiłem!-wrzeszczał i miotał się na wszystkie strony. Razem z chłopakami próbowaliśmy go uspokoić ale to nic nie dało, latynos nadal żucał się po całym pomieszczeniu. W końcu Kendall nie wytrzymał i sprzedał mu prawego sierpowego, następnie chwycił go za ramiona i powiedział spokojnie:
-Carlos to nic nie da, nikt nas nie słyszy więc sami musimy z tąd się wydostać.-zaczął blondyn. Widocznie Carlos zrozumiał przekaz bo usiadł pod ścianą i zaczął coś mówić sam do siebie. Ja stałem i przyglądałem się całej akcjii z bliska.
-A ty co tak stoisz?-zapytał się mnie James, i spojrzał na mnie lekko zły.
-Myślę jak się z tąd wydostać.-zacząłem i podszedłem do krat, rozejrzałem się w koło i zauważyłem, że klucz od wyjścia z celi wisi na haku. Zwróciłem się do chłopaków, uniosłem jedną brew i spojrzałem na nich uradowany.
-Oooo chłopaki Logan ma pomysł!-krzyknął uradowany Carlos i błyskawicznie wstał z pod ściany i stanął obok Kendalla i Jamesa, którzy czekali aż wyjaśnię im mój plan.
-Dobra czy, któryś z was ma szunurek albo coś?-zapytałem. Chłopacy popatrzyli na mnie a następnie zaczęli przeglądać swoje kieszenie. W końcu powiedzieli mi co mają. Otuż Kendall miał baterie i chaczyk na ryby, James notkę do zębów a Carlos wyciągnął ze spodni lukrecje, którą od razu zjadł. Wziąłem chaczyk na ryby i nitkę do zębów a następnie połączyłem wszystkie te przedmioty. Carlos spojrzał na mnie ze zdziwieniem.-Co ty kombinujesz?-zapytał i nadal patrzył na przemioty które łączyłem ze sobą.
-Zaraz zobaczysz...-uśmiechnałem się i gdy połączyłem razem owe żeczy. Zaczałem machać nimi jak lassem i następnie puściłem nitkę. Udało się...haczyk owinął się wokół kluczy i już po chwili mogłem nas uwolnić. Gdy wyszliśmy z więzienia skierowaliśmy się do wyjśia jednak podczas ucieczki nadepnąłem na plastikowe opakowanie po owocowych ciasteczkach, opakowanie zaszeleściło na tyle głośno aby zwrócić na nas uwagę kosmitów.
-A wy to gdzie?-rzekł widocznie zdziwiony tym, że uciekliśmy
-Po...-próbowałem coś wykąbinować
-Kwiatki. Mój kolega chciał powiedzieć, że idziemy po kwiatki. Prawda Logan?!- na szczeście Carlos coś wymyślił i posłał mi porozumiewawcze spojrzenie
-A po jakie to kwiatki?-spytał król kosmitów
-Habry? Stokrotki? Torciki? Bezy?-James nie wytrzymał presji i zaczał panikować... zupełnie jak ja w skrajnych przypadkach.
-Te dwa ostatnie to nie były kwiaty... co wy kombinujecie?!-zapytał wściekły. My jedynie popatrzyliśmy po sobie i James szybko krzyknął:
-O rany! Oni uciekają!!!-krzyknął a raczej wrzasnął. Gdy obcy się odwrócił wykorzystaliśmy momęt jego nie uwagi i zaczęśliśmyuciekać na wszystkie strony. Razem z Kendallem wbiegłem do jakiejś ogromnej sali, rozejrzałem się i zobaczyłem, że pod nogami mam trawę a w oddali był las. Jeszcze raz rozejrzałem się po pomieszczeniu było ciemno ale mogłem poruszać się bez obawy, że na coś wpadnę.
-Logan! Logan! Logan!-krzyczał Kendall szarpiąc mnie za koszulkę, odwróciłem się w jego stronę a gdy to zrobiłem w ogromnej sali rozbłysło światło. Razem z Kendallem rozglądaliśmy się nerwowo aby znaleźć wyjście z pomieszczenia ale ono zniknęło, koniec, nie ma, finito (finito z hiszpańskiego znaczy koniec, skończony)...
-Eeeee...stary wiesz może co tu się dzieje?-zapytałem cofając się, niespodziewanie padłem na ziemię. Okazało się, że potknąłem się o broń (noże, miecze itp.). Niespodziewanie rozległ się głos jagby z megafonu.
-Witajcie ziemianie. Widzę, że ktoś znalazł moją salę do igrzysk. Będziecie walczyć między sobą aż zostanie tylko jedno z was. Powodzenia.-głos ucichł a po minucie zobaczyzliśmy Carlosa i Jamesa, mieli na sobie jakieś plecaki a w rękach trzymali broń. Przyjżałem im się uważnie, coś mi tu nie pasowało... spojrzałem na nich jeszcze raz dopiero teraz zauważyłem, że w oczach widnieją czarne pióra zamiast źrenic i tęczówek.
-Wiać!!!-krzyknął Kendall bo nasi opętani przyjaciele zaczęli rzucać w nas Shurikenami (tsą to gwiazdki którymi posługują się ninja). Zaczęliśmy uciekać w głąb lasu, wypatrzyłem jakieś drzewo i oboje się na nie weszliśmy. Na nasze szczęście korona drzewa była tak gęsta, że zakrywała nas całych ale bez problemu mogliśmy przchodzić z gałęzi na gałąź. W głębi duszy mieliśmy nadzieję, że ten koszmar się skończy bo nasi przyjaciele chcieli nas zabić! To było jakieś nienormalne... po prostu paranoja. Gdy według mnie niebezpieczeństwo minęło zorientowałem się, że siedzieliśmy tam już sporo czasu, chyba nawet 2 godziny. Dodatkowo na nasze nieszczęście brzuch Kendalla zaczął domagać się jedzenia.
-Ciszej bo nas zabiją...-powiedziałem przez zęby w miarę jak najcieszej. Widocznie to nie był nasz szczęśliwy dzień bo chwilę po tym jak znowu zapadła cisza zaczął dzowonić telefon... tym razem była to moja wina bo wybrałem najgłośniejszą piosenkę jaką miałem w telefonie.
-Woo Hoo! Wszystkie okna w dół! Woo Hoo! Mówiąc: "Tak, o tak" (...) Woo Hoo! Mówimy: "Tak, o tak" Zaczynamy! Woo Hoo! Wszystkie okna w dół!- mój telefon zaczął dzwonić coraz głośniej a ja na domiar złego zapomniałem jakie hasło ustawiłem sobie na blokadę.
-Logan wyłącz to!- krzyknął Kendall i zaczął mnie ponaglać
-Już!- rzekłem uradowany gdy... wyjąłem baterię z telefonu
-Nie można było tak od razu?!-zapytał z ironią w głosie
-Dobra ja nie mam zamiaru się kłucić. Lepiej pomyślmy jak z tąd uciec.- oboje zaczęliśmy intensywnie myśłeć. Skoro James i Carlos dostali się tu  nie drzwiami tylko...
-Teleport! Kendall teleport!-krzyknąłem uradowany ale mój entuzjazm ostudził upadek z drzewa prosto do wody.
-O czym ty mówisz Loggie?-zapytał schodząc z drzewa
-Po pierwsze nie mów na mnie Loggie bo wiesz, że tego nienawidzę a po drugie pomyśl. Skoro Carlito i James dostali się tutaj nie drzwiami tylko jagby coś ich tutaj przeniosło to chyba jasne, że to sprawka teleportu.- zacząłem skakać z radości w koło drzewa. W końcu coś wymyśliłem! W końcu miałem pomysł jak wydostać się z tego piekła!
-Geniuszu powiedz mi tylko jak znajdziemy ten twój teleport.- zaśmiał się ironicznie i zmierzył mnie wzrokiem
-Ooo no właśnie...-odpowiedziałem ze skruchą i rezygnacją w głosie. Kendall miał rację, i co teraz zrobimy? Ja już sam nie miałem pojęcia
-Chyba mam pomysł.-uśmiechnął się szelmowsko i zrobił tą swoją słynną minę
-Mo dalej mów!-krzyknąłem entuzjastycznie
-Jeden z nas...-powiedział to nader dramatycznym głosem-...musi zginąć.-dodał po chwili trzymania mnie w napięciu
-Okej, dzięki za taki plan. Radź sobie sam!-rzuciłem i już miałem odejść gdy Kendall mnie zatrzymał
-Ty myślałeś, że to na serio?-zaczął ale mu przerwałem
-Kot myślał i zdechł. A teraz przejdź do sedna.
-Któreś z nas będzie udawać trupa więc może w tedy ten teleport się pojawi.-jego plan nie był nienormalny jak zazwyczaj.
-No dobra ale kto będzie udawał zabitego?-zapytałem, ale niepotrzebnie to powiedziałem. Przeciesz to oczywiste, że ja będę królikiem doświadczalnym.
-Ty.-odpowiedział, tym samym spełniły się moje przeczucia- Ale trzeba cię jakoś przerobić na martwego.-dodał po chwili ciszy
-Pfff to weź te jagody.-powiedziałem z ironią
-Nadadzą się. Dzięki.-odpowiedział jkak gdyby nigdy nic. Zgniutł owoce na miazgę, a następnie wysmarował nimi fragment mojej bluzki i twarzy.
Dobra geniuszu tylko jak upozorować moją „śmierć“?-ułożyłem z palców cudzysłów
-Połuż się na ziemi ale głowę oprzyj o ten kamień.-wskazał głaz, który także był czerwony od jagód
-No dobra.-burknąłem zdenerwowany ale wykonałem polecenie Kendalla
-Dobra teraz zamknij oczy i udawaj martwego.-odparł widocznie zadowolony ze swojego pomysłu
-Bla, bla, bla gadaj zdrów. Ja wiem co mam robić.-rzekłem obojętnie i wykonałem wszystkie polecenia Kendalla. W końcu wszystko było dopięte na ostatni guzik, ja leżałem na ziemi i udawałem martwego natomiast Kendall schował się na drzewie. Nie musieliśmy czekać zbyt długo, ponieważ zaledwie po 6 minutach... jagby to ująć teleport mnie „zassał“, w ostatniej chwili Kendall złapał się mojej ręki i obaj znaleźliśmy się na statku kosmicznym.
-No, no, no... znowu się spotykamy.-na nasze nieszczęście spotkaliśm naszego starego „znajomego“- króla kosmitów.
-Dobra słuchaj! Mamy cię już po kokardkę! Więc gadaj co mamy zrobić abyś nas w końcu wypuścił i odczarował Jamesa oraz Carlosa!-razem z Kendallem krzyknęliśmy wściekli do granic możliwości
-Jeśli coś zaśpiewacie to może was wypuszczę.-dpowiedział obojętnym tonem
-Najpierw odczaruj Jamesa i Carlosa.-powiedział Kendall
-Niech wam będzie. Straże wypuście ich!-krzyknął a po chwili jego słudzy przyprowadzili Jamesa i Carlosa, oczywiście byli już odczarowani.
-No koledzy to co? Zaśpiewamy mu naszą ulubioną piosenkę?-Kendall uśmiechnął się szelmowsko do reszty a mi posłał porozumieawcze spojrzenie.
-Ale jest mały problem...-zacząłem zwróciwszy się do króla przybyszów z kosmosu
-A jaki to problem?-zapytał widocznie zdenerwowany
-Bo ja nie znam słów tej piosenki i dodatkowo muszę iść do łazienki.-skłamałem udając, że na prawde muszę skorzystać z toalety. Kosmita jedynie skinął głową co oznaczało, że mogę iść. Zacząłem szukać panelu kontrolnego, którym będę mógł sterować statkiem. W końcu go znalazłem. Podszedłem bliżej aby się przyjżeć temu urządzeniu, zauważyłem, że owy panel ma taki sam układ przycisków jak pady do gier. Szybko zrozumiałem jak sterować tym statkiem, wybrałem kurs na ziemię i po jakichś 20 minutach byliśmy na naszej ukochanej planecie. Wziąłem ze sobą urządzenie, którym można było się teleportować w dowolne miejsce i jeszcze detonator. Następnie wróciłem do chłopaków
-Wybaczcie, że tak długo...-uśmiechnałem się durnowato
-Nie ważne. Piosenka.-rzekł kosmita, który był o mały włos od wyprowadzenia go z równowagi... zupełnie jak Gustavo haha
-ok. To piosenka dla ciebie panie.-powiedział James, widocznie też domyślił się po co poszedłem na tak długo. W końcu zaczęliśmy śpiewać:
-Ale z Ciebie wieprz!
O tak, wielki wieprz!
Ty wyglądasz jak wieprz!
I cuchniesz jak wieprz! 2x - gdy wszyscy skończyliśmy wycdelowałem w nas teleport w którym wcześniej ustawiłem tak aby przeniósł nas do Los Angeles. Na pożegnanie pomachaliśmy kosmicie i zniknęliśmy. Owy teleport przeniósł nas na główny rynek L.A. Była już noc więc nikogo tam nie było.
-Czas na małe bum bum!-zaśmiałem się wesoło po czym wcisnąłem guzik przy detonatorze przez co zabiłem kosmitów i wysadziłem ich statek. Na niebie pojawiły się fajerwerki, zaczęliśmy się im przyglądać gdy usłyszałem za sobą dobrze znany żeński głos.
-Logan? To ty?-zapytała dziewczyna
-Erin... hhhh hejka.-uśmiechnałem się głupio. Przy tej dziewczynie zawsze traciłem głowę, nie mogłem układać prostych zdań przez co z moich ust wydobywał się tylko bełkot.
-To my zostawimy was samych.-uśmiechnął się James wraz z Carlosem i Kendallem
-To... jak podróż?-spytała zaciekawiona
-Nigdy nie zgadniesz jaką przygodę przeżyliśmy.-na całe szczęście poczułem się już odrobinę pewniej
-Oj zgadnę. A tak to czemu masz usta od jagód?-zaśmiała się wesoło, przez ten jej śmiech od razu się rozmarzyłem. Poczułem się jagbym ciałem był właśnie w tym miejscu ale myślami gdzie indziej.
-Logan! Nie śpij!-dziewczyna klasnęła w dłonie przed moimi oczami
-Erin nie strasz!-skarciłem ją wzrokiem
-No dobra.-odpowiedziała ironicznie
-Chciałbym ci coś powiedzieć...-zaczałem niepewnie
-Ja też chciałabym ci coś powiedzieć.-uśmiechnęła się szelmowsko ukazując swoje białe ząbki
-To... mogę pierwszy?-zapytałem tracąc swoją pewność siebie
-Jasne, mów.
-Erin, słuchaj...-złapałem ją za rękę i spojrzałem w oczy-nie wiem jak ci to powiedzieć ale ja cię kocham-dodałem po chwili niepewności a na mojej twarzy mimowolnie zagościł uśmiech.
-To zabawne, bo sama chciałam ci to powiedzieć.-powiedziała wesoła. Tym razem to ona spojrzała mi w oczy, z jej spojrzenia bez problemu można było wyczytać jak się teraz czuje. W jej oczach odbijał się księżyc, który tej nocy był akurat w  pełni.
-To co. Wracamy do reszty?-zapytała, widocznie chciała abym coś zrobił. Szybko zorzumiałem o co jej chodzi. Nachyliłem się i ją pocałowałem.
-Teraz możemy wracać do reszty.-uśmiechnałem się, złapałem Erin za rękę i wróciliśmy do reszty. Cały ten dzień był dziwny, ale jego zakończenie... po prostu bajeczne, lepiej być już nie mogło. Gdy spotkaliśmy resztę poszliśmy do hotelu wynajęliśmy pokoje i tak rozpoczęła się przygoda w mieście aniołów...

THE END

___________________________________________________________________________________
Chciałam wam wstawić w końcu ostatnią część jednorazówki bo od jakiegoś czasu mnie to męczy. Uznałam też, że skoro zastanawiam się co napisać w kolejnym rozdziale to wstawię wam rednorazówkę. Liczę na szczere komentarze, walcie prosto z mostu.

~Sonny <3333