poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 27

*Kendall*
- Carlos rusz się zaraz jedziemy!  Katie wypuść tą wiewiórkę! Jo zostaw te torby, są zbyt ciężkie! - gorzej jak z małymi dziećmi, dobra Jo to jeszcze rozumiem, jest uparta i nie łatwo ją przekonać do zmiany zdania ale Carlos i Katie to już porażka. Młoda chciała przemycić dziesięć wiewiórek, potem tłumaczyła się, że chciała nauczyć je sztuczek aby zarobić kasę. Natomiast Carlos nie chciał nigdzie jechać bez Mirandy. Czyjeś zaginięcie trzeba zgłosić policję a nie szukać tej osoby na własną rękę. W końcu po godzinie udało nam się go zaciągnąć do busa. Oczywiście stała by się tragedia gdybyśmy dojechali do domu na czas, akurat gdy zostało nam pół godziny do wyjechania z lasu jakiś facet zatrzymał nas tłumacząc, że kręcą film a my musimy zrobić objazd.
- Logan ile... - nie dokończyłem bo przyjaciel mi przerwał
- Od 4 do 5 godzin.
- Co?! - krzyknęły dziewczyny
- No przepraszamy ale to nie nasza wina. - odparłem zgodnie z kumplem. Spojrzałem na zegarek była 17.
- Ja idę spać. - mruknął Carlos i zniknął nam z oczu. Dziewczyny rozmawiały więc ja postanowiłem posłuchać trochę muzyki. Założyłem słuchawki i włączyłem ulubioną playlistę. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Obudziłem się w moim pokoju, obok mnie siedziała Jo, która uśmiechała się lekko. Już chciała wstać i wyjść ale złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem tak mocno, że upadła na łóżko tuż obok mnie.
- Kendall! Ja jutro idę na 7 do pracy. - mruknęła niezadowolona
- I co w związku z tym? - spytałem obojętnie
- Muszę iść do siebie. - odparła stanowczo
- Nie, zostaniesz ze mną.
- Kendall, zachowujesz się jak małe dziecko. - zaczęła, ja natomiast przytuliłem się do niej jeszcze mocniej ją obejmując
- W cale nie.
- Ta jasne, a teraz to co?
- Josephine Taylor, nie masz nic do gadania. Zostajesz ze mną i basta. - uśmiechnąłem się tylko i czekałem na odpowiedź Jo
- Dobra ale jutro cię zabiję...  - uśmiechnęła się wesoło
- Ok, jutro mnie zabijesz.
- Zatłukę cię gołymi rękami. Albo nie, lepiej baseballem... - powiedziała wesoło -  Taaak... kijaszkiem. - dodała z rozanieloną miną i zrobiła zamach w powietrzu
- Ale, że zaraz kijem?
- Tak. - odparła krótko
- No niech ci będzie. Dobranoc skarbie. - zaśmiałem się i pocałowałem ją delikatnie
- Dobranoc. - wtuliła się w mój tors i zasnęła

*Logan*
Gdy tylko przyjechaliśmy w pierwszej kolejności pomogłem Camille z torbami. Potem udałem się do naszego mieszkania, wziąłem szybki prysznic i poszedłem do łóżka. Na dworze szalała burza ale mimo to próbowałem zasnąć. Już prawie zasnąłem gdy mój telefon zaczął dzwonić. Szybko odebrałem, dzwoniła Camille. Ciekawiło mnie co chciała o de mnie.
- Halo? - mruknąłem
- Logan? Przepraszam jeśli cię obudziłam ale możesz do mnie przyjść?
- Jasne skarbie zaraz będę. - nie czekając na jej odpowiedź rozłączyłem się. Zabrałem ze sobą telefon i skierowałem się do mieszkania mojej dziewczyny. Poszedłem schodami aby czasem Bitters mnie nie przyłapał, bo gdyby tak się stało to dopiero miał bym kłopoty. Gdy doszedłem do mieszkania zapukałem a drzwi otworzyła mi moja dziewczyna. Na nogach miała jasno różowe kapcie a w rękach trzymała dużego pluszowego misia, którego dostała o de mnie na walentynki w zeszłym roku. W jednej chwili zagrzmiało, Camille pisnęła i przytuliła mocniej misia. - Tylko mi nie mów, że burzy się boisz. - zaśmiałem się wchodząc fo jej mieszkania
- Nie widzę w tym nic śmiesznego. - wymamrotała siadając po turecku na kanapie
- No nie mów mi tylko, że teraz się obrazisz. - uśmiechnąłem się siadając obok niej
- Nie, nie obraziłam się. - znowu zagrzmiało. Dziewczyna ponownie ścisnęła pluszaka
- Chcesz abym został z tobą? - spytałem tuląc ją do siebie
- Mhmmm... - pokiwała twierdząco głową
- No dobrze. A teraz zmykamy do łóżka bo chyba jutro masz ważne przesłuchanie.
- No tak. - odparła kierując się w stronę sypialni
- Dobrze więc czas spać. - pocałowałem ją w czoło i przykryłem nas kołdrą
- Dobranoc skarbie. - odparła i zasnęła

*Miranda*
- Ty myślisz, że ja taka głupia jestem?! - krzyknęłam wściekła
- Tak, moim zdaniem jesteś jeszcze większą idiotką niż wcześniej. - odparł rozbawiony - Dobra przejdź do sedna sprawy bo przynudzasz. - mruknęłam
- Cóż... chciałbym abyś z powrotem do nas dołączyła... - odparł spokojnie
- Ty chyba sobie jaja robisz?! Już wolę jeść ziemię! Już raz popełniłam ten błąd i zaufałam tobie! Wiesz jak ja się czułam?! Jak jakaś brudna szmata bez życia! - krzyknęłam wściekła
- Ciszej bądź! Jak szef się dowie, że cię tu trzymam to będzie z nami kiepsko! - wycedził przez zęby
- Aha! Czyli najpierw jestem jakąś tam służącą a teraz zwierzątkiem domowym, które trzyma się Bóg wie gdzie?! -  krzyknęłam wściekła wymachując rękami w powietrzu
- Lepiej się ucisz bo... - jak na zawołanie do pomieszczenia wszedł ten cholerny dupek - ...cudownie! Czyli mam przejebane - dokończył spuszczając głowę i patrząc się na swoje buty
- Nie myślałem, że cię jeszcze tutaj zobaczę... - zaczął
- Weź się wypchaj, a ty Matt - wskazałam palcem na tego kretyna który mnie tu przywlekł - pokaż mi jak się z tąd wydostać albo przy pierwszej lepszej okazji rozwalę ci łeb!
- Ale panienko po co te nerwy. - odezwał się szef Matta. Jak ja nienawidziłam tego gościa, już raz zniszczył mi życie i drugi raz do tego nie dopuszczę
- Nie chcę cię widzieć. Spieprzyłeś mi życie. - mruknęłam
- Kiedyś mówiłaś coś innego... w ogóle byłaś inna. Taka tajemnicza, troszkę wkurzająca, skora do bójek i bez wahania mogłaś zabić człowieka. - oparł się o ścianę, ze spodni wyciągnął małą buteleczkę wódki po czym bez zastanowienia wlał w siebie alkohol
- Kiedyś to kiedyś, a teraz jest teraz. - odparłam obojętnie
- Łyczka? - spytał wyciągając do mnie rękę w której trzymał kolejną butelkę wódki
- Nie dzięki, nie piję. - już sam zapach wywołał u mnie odruch wymiotny
- No nie do pomyślenia! Kiedyś alkohol, narkotyki, dopalacze i inne takie pierdoły to przecież był twój żywioł!  - zawołał rozbawiony
- Kiedyś oraz był. Radzę ci zastanowić się nad znaczeniem tych słów.
- Ja już nie rozumiem co cię tak zmieniło... - zastanowił się gładząc brodę
- Może jej nowy kochaś ją tak zmienił! - wypalił Matt
- Śledzisz mnie?! - wypaliłam, cholera! Skąd on wiedział o Carlosie... przecież zawsze zacierałam za sobą ślady...
- No proszę, znalazłaś sobie kogoś... ciekawe czy on wie o twojej przeszłości.
- On nic nie wie! Śledziłem ją codziennie! Nic mu nie mówiła! - wykrzyczał. A jednak! Ten dupek mnie śledził, czyli dobrze czułam, że ktoś mnie obserwuje
- To wręcz cudownie! - mężczyzna rozłożył ręce - To więc robimy tak kochana, ja cię stąd wypuszczę a twój chłoptaś nie dowie się o twojej przeszłości ale jest jeden warunek. Będziesz mi musiała oddać przysługę, jeszcze nie wiem kiedy ani jaką. Ale kiedy będę cię potrzebował skontaktuje się z tobą. Zgoda? - spytał podkreślając ostatnie zdanie. I co ja miałam zrobić? Musiałam przystać na jego umowę bo inaczej moje życie znowu legnie w gruzach. Nie po to wyjechałam z Detroit aby moje życie na n owo się zjebało.
- Zgoda. - niechętnie zgodziłam się na jego propozycję
- Matt, odprowadź panienkę pod sam dom.
- Nie trzeba, chcę tylko wiedzieć jak stąd wyjść. - mruknęłam po czym ruszyłam za chłopakiem

_________________________________________________________________________________
Kurcze, to chyba najdłuższa przerwa jaką kiedykolwiek zrobiłam. Na prawdę was przepraszam, ale 12 wyjechałam na wakacje a wróciłam 22. Potem jakieś przeklęte choróbsko trzymało się mnie od 25 do 3.08. A na dodatek dopadł mnie brak weny więc rozdział pojawia się tak późno. Jeszcze raz was przepraszam :( Obiecuję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 26

*Jo*
- Długo będziesz się gniewać na Kendalla? - spytała Camille
- Nie wiem, ale chcę dać mu di zrozumienia, że czasem zwykłe "przepraszam" to za mało. - odparłam, moja przyjaciółka skinęła delikatnie głową i ukardkiem spojrzała na Logana.
- Czy między tobą a Loganem coś się wydarzyło? - spytałam z nienacka
- Nie, a czemu pytasz?
- Spójrz na swoją szyję. Prawa strona. - uśmiechnęłam się i podałam Camille lusterko
- O kurwa... - szepnęła i natychmiast zakryła miejsce na swojej szyi które było zakolorowane na czerwono
- A mówiłaś mi, że nie. - zaśmiałam się wesoło
- No co... - mruknęła zawstydzona
- Nic nic tylko... - nie dokończyłam bo podszedł do nas Kendall
- Umm Camille możesz zostawić nas samych? - zapytał nieśmiało. Dziewczyna jedynie skinęła głową i odeszła
- Jo, ja... jest mi tak strasznie przykro. - szepnął
- Powtarzasz się. - odparłam obojętnie
- Wiem ale jest mi tak stra... - nie dokończył bo chwyciłam go za koszulę, przyciągnęłam do siebie i pocałowałam
- Zamkniesz się już? - spytałam patrząc mu głęboko w oczy gdy oderwałam się od niego
- Mhm... - pokiwał twierdząco głową - Czyli mi wybaczasz? - dodał z nadzieją w głosie
- Pewnie, że tak wariacie. - uśmiechnęłam się i znowu go pocałowałam
- O matko, Jo. Podoba mi się sposób w jaki mi wybaczyłaś. - uśmiechnął się i popatrzył na mnie wesoło. W jednej chwili usłyszeliśmy krzyk Logana
- Kelly! Sprowadź pieski! Ja muszę popracować!
- Aha, Carlos jest w złym humorze...
- Czemu? - spytałam
- Słuchaj, zawsze kiedy Los ma zły humor to zawsze Logan robi różne miny i inne takie aby go rozweselić. - powiedział całując mnie w policzek
- No ale czemu jest smutny? - zapytałam z troską w głosie
- No nie wiem...  chodźmy sprawdzić. - złapał mnie za rękę i dołączyliśmy do reszty

*Carlos*
- Miranda gdzie jesteś!? Prosze nie rób mi tego! Kochanie, gdzie ty jesteś!? Miranda pokaż się!!! - krzyczałem, nie wiedziałem gdzie ona jest. Na prawde bałem się o nią, biedna mogło jej się coś stać. Nie widziałem Mirandy od ok. 6 godzin, poszła pobiegać i nie wróciła. Ale Miranda to Miranda, twarda z niej laska. Powinna sobie poradzić. A co jeśli leży teraz cała zakrwawiona pod jakimś krzakiem!? Dobra Carlos uspokój się... twoja dziewczyna jest twarda więc będzie ok. Szukałem jej jeszcze kilka godzin aż w końcu zrezygnowany wróciłem do naszego obozu.
- No weź Carlos. Wszystko będzie dobrze. - zaczęła Camille
- A co jeśli coś jej się stało!? -krzyknąłem przerażony
- Kelly! Sprowadź pieski! Ja muszę popracować! - krzyknął Logan udając Gustavo
- Stary to mi i tak nie pomorze...
- Co się stało? - spytała Jo podchodząc do nas wraz z Kendallem
- Miranda zniknęła... - szepnąłem
- Nie martw się. Na pewno wróci. - pocieszyła mnie Jo
- Ale z Ciebie wieprz
O tak, wielki wieprz
Ty wyglądasz jak wieprz
I cuchniesz jak wieprz - zaczął Kendall
- Ale z Ciebie wieprz
O tak, wielki wieprz
Wyglądasz jak wieprz - tym razem Logan dołączył się do śpiewania
- I cuchniesz jak wieprz - zakończyłem - Chyba macie racje, może za bardzo się o nią martwię...
- Wszystko będzie Ok. - uśmiechnął się Kendall

*Susan*
- Moja mała Li'l Red. - szepnął i pocałował mnie w policzek.
- Li'l Red? - zdziwiłam się - Nigdy tak do mnie nie mówiłeś.
- No to może zacznę... - zaśmiał się wesoło
- Ty lepiej tam gotuj te spaghetti. - uśmiechnęłam się
- To ty wyciągnij talerze i sztuśce jeśli możesz
- Oki doki. - odparłam i wyciągnęłam to o co prosił mnie James a po chwili mogłam spróbować jego spaghetti, muszę przyznać, że było PYCHA! Po kolacji obejrzeliśmy film, w trakcie seansu zasnęłam. Obudziłam się dosyć wypoczęta. Wzięłam czyste ubrania i poszłam się odświeżyć. Potem włączyłam radio, usiałam na kanpie gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Okazało się, że przyszedł Andrew. Zaprosiłam go do mieszkania i zrobiłam nam herbatę. W pewnym momęcie rozmowy Andrew zapytał:
- Chyba niezbyt układa ci się z Jamesem... - zaczął
- Wrecz przeciwnie, a poza tym to co ci do tego?
- Cóż... - Andrew zrobił krok do przodu a ja się cofnęłam
- Odejdź, Andrew.
- Dlaczego? Chcę tylko z tobą porozmawiać. - kolejny krok do przodu. Kolejny krok w tył.
- Nie chcę z tobą rozmawiać. Zostaw mnie w spokoju. - Kolejny krok do przodu. Kolejny krok w tył.
- No, nie bądź taka. - próbowałam przejść obok, ale Andrew chwycił mnie za ramię i pociągnął mnie z powrotem.
- Puść moje ramię, Andrew.
- Nie sądzę - powiedział ściskając moje ramie coraz mocniej, miałam wrażenie, że jeszcze chwila i wbije mi się do krwi. Zrobiłam kilka kroków do tyłu, próbując się wyrwać, gdy poczułam ścianę za plecami.
- Puść mnie! - nalegałam, bałam się coraz bardziej. Dosłownie czułam na sobie jego oddech
- James cię nie kocha, jest z tobą tylko z litości. Susan będziesz moja. - szepnął mi do ucha przesuwając ręce wdół na moje biodra. - A ja zawsze dostaję to, co chcę.
- N-nie zostaw mnie!  - mimo iż nic nie widziałam to moje oczy były szeroko otwarte ze strachu. - Nie rób tego, proszę!
- Zamknij się! - warknął, przyduszając mnie jeszcze mocniej do ściany. - Mógłbym zrobić to tak ostro, że nie będziesz w stanie chodzić przez tydzień...
- Proszę, nie rób tego! - szepnęłam gdy zdarł ze mnie bluzkę, łzy napłynęły mi do oczu. - Przestań...
- Nie. - zaczął zbliżając się do za pięcia mojego stanika. - Już nigdy tego nie zapomnisz, Susan... dopilnuję tego.
- Nie, proszę! Zostaw mnie!
- A niby dla czego mam cię zostawić? - mruknął odpinając mój stanik. Pozostało mi tylko czekać, byłam zbyt słaba więc wykorzystał okazję i zaczął całować moją  szyję i pociągnął moje dżinsy do kostek. - Dobra dziewczynka, Susan. - zaczął. - Cieszę się, że w końcu zmądrzałaś,moja droga.
- Nienawidzę cię - prychnęłam - Jesteś psychicznie chory...
- Zależy mi na tobie, wiesz? - szepnął ochryple - Gotowa?
- Nie! porazostatni, mówię, że masz wynosić się o de mnie! - w jednej chwili poczułam jak odrobina moich sił wraca do mnie,  więc próbowałam go od siebie odepchnąć ale on złapał mnie za ramiona i szarpnął aż uderzyłam głową w ścianę. - Przestań, Andrew! - błagałam
- Co ty robisz? Zostaw ją! - usłyszałam czyjś krzyk, to był James. Jak ja się cieszyłam, że wrócił. Cała się trzęsłam a nogi miałam jak z waty. - Jeśli kiedykolwiek spróbujesz skrzywdzić Susan to gwarantuje, że cię kurwa zabije! - potem słyszałam trzask zamykanych drzwi. Znalazłam swoje ubrania i mimo trzęsących się rąk szybko założyłam je na siebie. Usiadłam pod ścianą i próbowałam uspokoić się.
- Kochanie... - poczułam rękę Jamesa na policzku
- Odejdź. - powiedziałam bez dłuższego zastanowienia
- Czy ten bydlak zrobił ci krzywde? - spytał ignorując to co powiedziałam przed chwilą. - Susan... proszę powiedz coś. - przytulił mnie do siebie
- A co mam ci powiedzieć? To, że ostrzegałeś mnie przed nim a ja cię nie posłuchałam? To chcesz usłyszeć?! - krzyknęłam i najzwyczajniej w świecie rozpłakałam się jak małe dziecko. To było dla mnie za dużo...

_________________________________________________________________
Hejka, moim zdaniem rozdział jest do kitu ale chciałam coś dodać tylko mój mózg chyba szwankuje bo ostatnio nie mam pomysłów na rozdziały :/ Może to też wina tego, że przefarbowałam się na rudo? No prędzej na ognistą czerwień bo niechcący pomyliłam farby i kupiłam nie tą co trzeba i teraz mam włosy jak Ariana Grande w 2010 roku. No ale plus jest taki,że jak założę sukienkę (chociż zakładam je raz na ruskich rok) i zamiast okularów złożę soczewki to prawie nikt z moich przyjaciół mnie nie poznaje. No dobra to do nn.

~Sonny <3333

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 25

*Miranda*
-Na trzy, tylko nie spękaj dziewczyno. Raz...jestem już blisko, dwa...jeszcze moment, trzy!-krzyknęłam, zaczęłam biec i przeskoczyłam przez te cholerne drzewo. Gdy stanęłam na ziemi usłyszałam trzask łamanych gałązek. Zmierzyłam wzrokiem wszystko dookoła, w jednej chwili poczułam jak przez moje ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Spojrzałam na pobliski krzak, coś się tam poruszyło. Chciałam biec ale nie mogłam, czułam się jak sparaliżowana. Czułam też jak z nerwów mój żołądek wiąże się w twardy supeł. Coś przebiegło mi przed oczami i nie przypominało ani lisa ani jelenia, na pierwszy rzut oka to "coś" wyglądało jak człowiek. Rzuciłam kamieniem w miejsce gdzie stoi krzak. W odpowiedzi usłyszałam warczenie, ale nie zwierzęcia tylko... motoru? Ruszyłam w kierunku z którego dochodzi dźwięk. W jednej chwili usłyszałam za sobą czyjś głos.
- Co ty tu robisz maleńka, co? - odwróciłam się i zobaczyłam za sobą napakowanego faceta. W porównaniu z nim wyglądałam jak Calineczka. Chciałam teraz uciec gdzie pieprz rośnie ale ten facet mógł by wezwać na pomoc swoim "przyjaciół" i to w tedy dopiero miałabym problem. - Odpowiadaj! - krzyknął po czym uniósł na de mną rękę. Odruchowo zakryłam się dłońmi i czekałam na to co zamierzał zrobić. Zamknęłam mocno oczy w obawie, że dostanę mocniej niż sobie to wyobrażam. Jednak minęła minuta i nic, kolejna minuta i znowu nic. Powoli opuściłam ręce i otworzyłam oczy, ten facet zniknął... tak po prostu... Odwróciłam się w drugą stronę, już miałam iść gdy wpadłam na tego samego mężczyznę co poprzednio
- Ja tu tylko tak przypadkiem... nie myślałam, że ktoś tu jest... - szepnęłam drżącym głosem. Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko złapał mnie za nadgarstki i zaczął gdzieś ciągnąć - Puść mnie! - krzyknęłam błagalnym głosem, chciałabym aby teraz Carlos był ze mną, na pewno by mi pomógł...
- O nie moja droga. Idziesz ze mną. - odparł i pociągnął mnie mocniej. Po chwili mężczyzna przystanął przed jakąś szopą po czym otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka i zatrzasnął drzwi z hukiem. Nie wiedziałam co zrobić, Początkowo próbowałam wyważyć drzwi jednak nic to nie dało. Usiadłam pod jedną ze ścian i przeczesałam wzrokiem pomieszczenie. Moim oczom ukazała się dość duża dziura przez, którą do tej cholernej szopy wpadało chociaż troszkę światła. Podeszłam do wyrwy w ścianie po czym przykucnęłam aby zobaczyć czy się zmieszczę. Na moje szczęście mogłam tamtędy wydostać się bez problemu. Najpierw wyciągnęłam jedną rękę a potem drugą, niestety, w tym samym czasie przechodziła jakaś osoba, która nadepnęła na moją prawą rękę.
- Cholera jasna! - krzyknęłam z bólu, spojrzałam na moją rękę. Była cała czerwona i pulsowała. W jednej chwili drzwi od szopy skrzypnęły. W jednej chwili poczułam jak coś ostrego kłuje mnie w ramię potem widziałam już tylko zamazany obraz.

*Camille*
Obudziłam się wtulona w Logana. Na samą myśl o tym co zdarzyło się w nocy zrobiło mi się tak jakoś ciepło. Podniosłam delikatnie głowę aby go nie obudzić, następnie wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic po czym owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki w poszukiwaniu swoich ubrań. Wróciłam do sypialni aby tam poszukać moich ciuchów. Kiedy weszłam do pokoju Loggie spał w najlepsze, moją uwagę przykuła mała sterta ubrań znajdująca się na szafce nocnej. Wzięłam do ręki karteczkę, która leżała na ubraniach.
- "Kupiłem ci tą sukienkę o której mi mówiłaś. Mam nadzieję, że rozmiar i kolor pasuje. Kocham cię, Logan :*" - przeczytałam tekst z tej karteczki po czym spojrzałam na błękitną i przewiewną sukienkę. Obok leżały pasujące do tego baletki oraz... bielizna... tak, mój Logan o wszystkim pomyślał... Zgarnęłam ciuchy i poszłam się ubrać. Kiedy wyszłam z łazienki coś a raczej ktoś złapał mnie w pasie i całuje w policzek.
- Już wstałaś skarbie? - usłyszałam za sobą głos Logana
- Jak widać tak.- odparłam uśmiechając się lekko
- Wracamy do reszty? - spytał ni z tego ni z owego
- Chętnie. - odparłam i wyszliśmy z domku, Logan zakluczył drzwi i razem ruszyliśmy w stronę naszego obozu. W końcu już za dwa dni wracamy.

*Kendall*
-Jo przepraszam cię. Ja nie chciałem.-szepnąłem całując ją delikatnie w policzek. Blondynka nic nie odpowiedziała, nadal siedziała zdenerwowana na kocu i patrzyła się tempo przed siebie. -Kochanie... wybacz mi, proszę. Nie gniewaj się na mnie.-powiedziałem robiąc psie oczka. Popatrzyłem na moją dziewczynę i przytuliłem ją delikatnie.
- Daj mi spokój. - mruknęła zła. W jednej chwili ktoś wszedł do namiotu, tym kimś okazała się być Katie
- Oj, sorki. Nie chcę wam przeszkadzać, już sobie idę... - już chciała wyjść ale Jo ją zatrzymała
- Katie zostań, Kendall właśnie wychodził. - odparła patrząc na mnie. Ja jedynie niechętnie pokiwałem twierdząco głową po czym wyszedłem z namiotu. Poszedłem w stronę jeziora. Gdy byłem już na brzegu bez namysłu wskoczyłem do zimnej wody. Dopiero gdy dopłynąłem na środek jeziora zorientowałem się, że Katie wywaliła wszystkie moje ubrania. Skarciłem się w myślach ale nie zwróciłem na to większej uwagi tylko wróciłem do pływania. Zaczęło się ściemniać więc postanowiłem w końcu wyjść z wody. Kiedy dotarłem na brzeg zobaczyłem, że jest ciemno jak... chwila jak to mówił mój dawny nauczyciel z podstawówki... a no tak! Jest ciemno jak u murzyna w dupie. Zaśmiałem się i z bananem na twarzy wróciłem do namiotu. Okazało się, że Katie już spała, natomiast Jo leżała na plecach i słuchała muzyki. Gdy mnie tylko zobaczyła przykryła się kocem i schowała twarz w poduszkę. Westchnąłem cicho po czym wziąłem jeden koc i wyszedłem z namiotu. Koc rozłożyłem obok ogniska po czym położyłem się na nim. Nie chciałem denerwować Jo więc postanowiłem, że prześpię się dzisiaj pod gołym niebem. Leżałem tak i wpatrywałem się w gwiazdy, które coraz lepiej było widać gdy usłyszałem dźwięk łamanej gałązki, Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem się wkoło. Okazało się, że byli to Logan i Camille. Logan powiedział coś swojej dziewczynie na ucho po czym ona weszła do namiotu a on zaczął iść w moim kierunku.
- Hejka stary, co robisz? - spytał siadając obok mnie i wrzucając parę gałązek do ogniska.
- Siedzę, myślę i mam ochotę sprzedać sobie kopa w tyłek. - powiedziałem na co Logan tylko się zaśmiał. Spojrzałem na niego krzywo a ten w jednej chwili przestał się śmiać.
- No to co się stało? Kłótnia z Jo? Katie cię wkurzyła? - spytał
- Druga opcja... no coś w tym stylu - mruknąłem po czym znowu położyłem się na kocu i spojrzałem w niebo na którym coraz lepiej można było wypatrzeć gwiazdy.
- To co zrobiłeś, że się z nią pokłóciłeś? - zapytał rozglądają się w koło. Przeczesałem ręką włosy i wytłumaczyłem mu zaistniałą sytuację.

*James*
- Zaraz wrócę kochanie, muszę tylko coś załatwić. - ucałowałem Suzan w policzek i wyszedłem z mieszkania. W pierwszej kolejności poszedłem do studia, oczywiście nie obyło się bez kazania, które wygłosił mi Gustavo. Udawałem, że słucham go uważnie, jednak wyłączyłem się przy słowach "Siadaj James" potem słyszałem już tylko "bla bla bla". W końcu mogłem wyjść ze studia. Bez namysłu skierowałem się do pobliskiego marketu. Postanowiłem zrobić dla Suzan kolację więc kupiłem mięso wołowe, pomidory, ser parmezan, cebulę, bazylię, makaron, oliwe z oliwek oraz sól i pieprz. Zapłaciłem za zakupy i raźnym krokien ruszyłem do domu Suzan.
- Suzan jesteś w domu? - zawołałem od progu. Nikt nie odpowiedział, natomiast z salonu do moich uszu dobiegł męski oraz kibiecy śmiech. Kiedy tylko jakiś mężczyzna zabrał głos podziałało to na mnie jak płachta na byka. Bez zastanowienia zostawiłem zakupy w korytarzu i ruszyłem do salonu. Stanąłem w progu gdy jakaś blondynka spojrzała na mnie, miałem wrażenie, że na mój widok oczy jej się zaświeciły.
- Czyli to jest James... - blondyna spojrzała w moją stronę i ukradkiem uśmiechnęła się zalotnie
- Tak to ja. - powiedziałem bez emicji i usiadłem obok Suzan całując ją w policzek, po czym zacząłem lustrować wzrokien czarnowłosego towarzysza kobiety. Zauważyłem, że gapi się na Suzan, głownie to na jej biust. Boże gdybym tylko mógł przywalić temu debilowi to był bym w siódmym niebie! Nie tylko mi ten facet nie przypadł do gustu, suczka Suzan - Alaska ciągle patrzyła nieufnie na niego. Za każdym razem kiedy mężczyzna wykonywał jakiś ruch w kierunku rudej Alaska szczerzyła zęby i cicho warczała. W końcu ta dwójka wyszła, wreszcie mogłem odetchnąć z ulgą. Już sama myśl o tym, że jakiś napalony frajer mógł dobierać się do mojej dziewczyny przyprawiała mnie o mdłości.
- Kim oni byli? - spytałem
- Ta kobieta to moja kuzynka, ma na imię Jennifer. A ten mężczyzna to Andrew, jej chłopak. - uśmiechnęła się pogodnie w moją stronę.
- "Skoro ten cały Andrew jest chłopakiem kuzynki Suzan to z jakiej paki gapi się na moją dziewczynę jakby zaraz miał... Boże James ogarnij się!" - skarciłem się w myślach
- Czemu pytasz? - na ziemię sprowadził mnie głos ukochanej
- Tak tylko pytałem. Chyba, że nie mogę. - zaśmiałem się w odpowiedzi na pytanie mojego kochanego rudzielca
- Pewnie, że możesz. - uśmiechnęła się lekko wstając z kanapy
- No a już myślałem. - ucałowałem ją w policzek po czym zabrałem się za przygotowanie kolacji.
__________________________________________________
Hej, znowu mnie długo tutaj nie było :( No ale są wakacje więc praktycznie cały dzień nie ma mnie w domu. Jak wychodzę z przyjaciółmi na miasto np. o 13 to wracam do domu dopiero o północy i jestem tak wymęczona, że piszę tylko malutki fragment rozdziału a potem zasypiam. Na serio muszę się w końcu ogarnąć... do nn kochani ;)

~Sonny <3333

sobota, 21 czerwca 2014

Jednorazówka: "Tylko przyjaźń?"

*Logan*
-Logan chcesz herbatę?-usłyszałem krzyk Kendalla. Tak się składa, że jestem chory a biedny Kendall musi mi wszystko przynosić. Mówiłem mu, że dam sobie radę ale on uparł się, że pomorze mi bo i tak nie ma nic ciekawego do roboty.
-Nie.-odparłem krótko zachrypłym głosem
-I tak ci przyniose. Z miodem czy cytrynką?-odpowiedział. Zdziwiło mnie to troszkę, 'czytrynka', Kendall chyba jeszcze ani razu nie urzył przy mnie tego słowa.
-Z miodem.-odpowiedziałem gdy usłyszałem dźwięk oznaczający nowego SMS-a. Wziąłem telefon leżący na szafce nocnej i sprawdziłem wiadomość, pisała Erin- moja dziewczyna. Pytała się czy wszystko jest ok i czy czegoś m nie trzeba, pomyślałem chwilę po czym odpisałem: "Wszystko jest ok kochanie, jak widać jeszcze żyje. Nie potrzebnie się martwisz. Niczego mi nie trzeba bo wszystko mam. Może wpadniesz do mnie dzisiaj?"- kliknąłem wyślij, pozostało mi tylko czekać aż Erin odpisze. W między czasie przyszedł Kendall z herbatą.
-Prosz, herbata z miodem.-uśmiechnął się podając mi kubek. Wziąłem od niego kubek po czym zamyśliłem się chwilkę. "Już od trzech miesięcy Kendall zachowuje się jakoś dziwnie, ciągle się uśmiecha a już w szczególności do mnie. Między nami jest tylko przyjaźń, prawda? Ale nie będę wyciągać pochobnych wniosków, czas pokarze co jest z Kendallem"-pomyślałem sobie gdy usłyszałem głos wspomnianego blondyna.
-Logan, co jest z tobą?-spytał machając mi ręką przed oczami. Wziąłem głęboki wdech po czym upiłem łyka herbaty, spojżałem na przyjaciela i odpowiedziałem:
-Ze mną jest ok, ale co się z tobą dzieje?
-Nic. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, a czemu pytasz?-odpowiedział i zaśmiał się pod nosem tym samym patrząc się na wszystkie strony, tylko ciągle uważał aby nie spojrzeć na moją osobę. To nietypowe zachowanie zielonookiego tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś jest na rzeczy, tylko co takiego i czy ma to bezpośredni związek ze mną? Tyle pytań miałem teraz w głowie ale wszystkie- przynajmniej jak dla mnie -były głupie i bezsensowne. Bałem się, że powiem coś niestosownego do sytuacji w której się znaleźliśmy więc wydałem z siebie tylko: "Tak tylko pytałem". Chłopak najwidoczniej chciał zmienić- jakże niezręczny - temat.
-Wziąłeś leki?-spytał odwracając przysłowiowego kota ogonem
-Tak. Tylko antybiotyk i lek na gardło?-odpowiedziałem sprawdzając czy napięcie wywołane moim pytaniem minęło.
-Dokładnie. Słuchaj muszę na chwilę wyjść. Przeżyjesz sam w mieszkaniu?-spytał żartobliwie
-No nie wiem czy dam radę.-również odpowiedziałem żartem
-To ja idę, wrócę za jakąś godzinę.-odpowiedział wychodząc z pokoju, po chwili usłyszałem dźwięk zamykania drzwi frątowych. Dobra czyli mam godzinę aby przeszukać pokój Kendalla. W między czasie zerknąłem na telefon- jedna nowa wiadomość od Erin. Odczytałem treść wiadomości, dziewczyna nie mogła przyjść ponieważ ma teraz najgorszy okres na studiach i musi się ciągle uczyć. Może to i lepiej, że nie może wpaść... W jednej chwili ocknąłem się z zamyślenia i ruszyłem do pokoju Kendalla. Kiedy wszedłem do środka moim oczom rzucił się zeszyt koloru jaskrawego żółtego leżący na łóżku, już od samego patrzenia na przedmiot bolały oczy. Bez dłuższego namysłu usiadłem na łóżku i chwyciłem zeszyt w rękę, starannie przeglądałem wszystkie strony, przejrzałem zeszyt do połowy gdy moim oczon ukazał się jakiś tekst. Nie był to tekst piosenki czy cytaty z książek, po prostu myśli przelane na papier. Zdanie po zdaniu, zawięcie wertowałem treść tekstu zapisanego niezbyt czytelnym pismem. Moją uwagę przykuł jeden fragment: "(...) Sam nie wiem co się ze mną dzieje, myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi ale może czuję do niego coś więcej niż tylko przyjaźń..."
-Więcej niż przyjaźń... czuję do niego coś więcej niż tylko przyjaźń...-powiedziałem sam do siebie, teraz już byłem pewny, że coś jest na rzeczy więc zacząłem czytać dalej "(...) najgorsze jest w tym wszystkim to, że on ma dziewczyne". Z całej naszej czwórki tylko ja i Carlos mamy dziewczyny... no kurwa piękne, czyli chodzi o mnie albo o Carlosa. W jednej chwili usłyszałem jak ktoś wchodzi do domu, wyrwałem kartkę z zeszytu po czym zamknąłem go i czym prędzej pobiegłem w stronę toalety, że niby idę do łazienki.
-I jak się czujesz?-usłyszałem za sobą głos Schmidta gdy tylko wyszedłem z toalety. Spojrzałem w stronę blondyna, pachniał jakoś dziwnie... jagby siedział cały tydzień u psychologa. Pachniał- albo raczej śmierdział -jakimiś kadzidełkami.
-Już lepiej.-odpowiedziałem uśmiechając się lekko. W pewnym momencie poczułem się dziwnie, zrobiło mi się słabo.
-Logan co ci jest?! Jesteś cały blady!-krzyknął przestraszony Kendall
-Sam... nnn nie niewiem...-szepnąłem po czym upadłem na kolana i chwilę po tym straciłem przytomność.
Obudziłem się w swoim pokoju. Leżałem na łóżku, w ustach miałem termometr. Podniosłem lekko głowę i spojrzałem przed siebie, zobaczyłem Kendalla siedzącego na skraju łóżka i przyglądającego mi się z wyraźną radością.
-Wiem co było przyczyną twojego osłabienia.-zaczął po czym spuścił głowę w dół i westchnął ciężko-Przedawkowałeś leki, wziąłeś pięć albo sześć tabletek tego antybiotyku a dozwolone jest zarzywanie max. dwie tabletki na dzień.-dodał
-O boże...-szepnąłem wystraszony, przecież mogłem umrzeć!
-Spokojnie, po tej ilości tabletek byłeś tylko osłabiony. Co innego gdybyś zażył o dwie lub trzy tabletki więcej. W tedy grabaż mógł by ci dołek kopać.-powiedział spoglądając na mnie
-Kendall... jesteśmy przyjaciółmi?-spytałem ni z twgo ni z owego
-Mo jasne, że tak. A co? Coś się stało?-spytał zatroskany
-Gdzie dzisiaj byłeś? Gdy wróciłeś zalatywało od ciebie jakimś kadzidełkiem...-mruknąłem
-Ymm... byłem u ciotki, ona uwielnia te kadzidełka.-odpowiedział przygryzając dolną wargę co było oznaką tego, że Kendall kłamie.
-Aha, no do dobra. Chyba się teraz kimnę.-odpowoiedziałem ziewając.
-Ty cwaniaku, najpierw oddaj termometr.-zaśmiał się wyciągając przedmiot z moich ust po czym skierował się do wyjścia, wychodząc rzucił ciche: "Dobranoc" po...czym zamknął drzwi do mojego pokoju. Przykryłem się kołdrą i odpłynąłem w sen.

*Kendall*
Nie mogłem zasnąć, coś nie dawało mi spokoju.  Źle się czułem okłamując mojego przyjaciela ale chyba nie podejdę do Logana i powiem "Stary kocham cię". Pomyśli sobie, że jestem jakiś nienormalny. Przewróciłem się na prawy bok, moim oczom ukazał się mój neonowy zeszyt. Podniosłem się i wziąłem go do ręki. Ze środka zeszytu wypadł długopis, wziąłem go w prawą rękę. Zacząłem przeglądać kartki aż w końcu natrafiłem na niezapisaną stronę. Wziąłem długopis w rękę i przelałem swoje myśli na papier. Poczułem się nawet lepiej ale nadal ta sprawa nie dawała mi spać. Spojrzałem na zegar, była czwarta w nocy a o siódmej muszę wstać  Schowałem twarz w poduszkę i zacząłem przeklinać los dla czego akurat mnie to spotkało. W końcu podziałało. Zasnąłem. Niestety siódma wybiła bardzo szybko, oczywiście wstałem na pół przytomny i w pierwszej kolejności wyrzuciłem budzik przez okno. Wyciągnąłem czyste ubrania z szafy, poszedłem do łazienki aby się odświeżyć. Po dziesięciu minutach spędzonych w łazience poszedłem do kuchni. Idąc do mojego ulubionego pomieszczenia w domu musiałem przejść przez salon. Przechodząc przez pokój starannie przeczesałem go wzrokiem. Wszystko było w jak najlepszym porządku, lama stojąca pod ścianą, telewizor wyłączony, Logan śpiący pod stolikiem z namalowanymi wąsami, pilot na sofie pobrudzonej czymś dziwnym. Zaraz zaraz, Logan śpiący pod stolikiem? ...Loading... Loading... Boże co on tam robi?! Podszedłem do przyjaciela po czym szturchnąłem go w ramię
-Loggie, wstawaj.-szturchnąłem go. Chłopak odpowiedział mi na to głośnym chrapaniem-Sam tego chciałeś...-mruknąłem sam do siebie po czym poszedłem do kuchni. Z szafy wyciągnąłem wiadro, które następnie napełniłem wodą. Wróciłem do salonu i zawartość wiadra wylałem na Logana.
-Zimnooo!!!!-krzyknął i natychmiast stanął na równe nogi. Dopiero teraz mogłem mu się dokładnie przyjrzeć. Czerwone oczy wskazywały na to, że płakał, włosy w nieładzie, bluzka ubrudzona chyba czekoladą... jednym słowem Logan wyglądał jak siedem nieszczęść.
-Co ci się stało?-spytałem zaskoczony stanem przyjaciela.
-Nic...-mruknął cichutko a z jego oczu poleciało kilka łez
-Wiem co ci poprawi humor. Siadaj na kanapie a ja zaraz wróce.-uśmiechnąłem się lekko po czym poszedłem do kuchni gdzie przygotowałem coś co zawsze pomagało Loganowi humor- kakao z bitą śmietaną.
-Zobacz co mam.-powiedziałem z entuzjazmem niosąc dość sporawe kubki napełnione kakaem i bitą śmietaną
-Chyba nawet to nie poprawi mi humoru.-mruknął biorąc o de mnie kubek.
-To... powiesz mi czemu jesteś taki przybity i co robiłeś pod stolikiem, i skąd się wzięła ta lama?-spytałem wskazując palcem na zwierze
-Ale muszę?-spytał, wiedziałem, że najchętniej zaszył by się w swoim pokoju pod stertą poduszek.
-Tak.-odparłem krótko
-Erin ze mną zerwała.-powiedział ledwo słyszalnym, pełnym bólu głosem. Spojrzałem na Logana, jego oczy zrobiły się zaszklone.
-O matko, ale jak to się stało? Przecież byliście taką dobraną parą.-wiem, że to okropne cieszyć się na wiadomość o zerwaniu przyjaciela z dziewczyną. Ale tak cholernie się ucieszyłem na tą wiadomość, w głębi duszy cieszyłem się jak małe dziecko jednak musiałem zachować powagę.
-Zadzwoniła do mnie z prośbą i spotkanie. Więc poszedłem w wybrane przez nią miejsce. Tam powiedziała mi, że oddalamy się od siebie a ona nie chce angażować się w coś bez przyszłości. Potem powiedziała, że z nami koniec a potem odeszła. Tak po prostu...-szepnął a z jego oczu popłynęły łzy, było ich całkiem sporo
-Logan nie płacz. Znajdziesz sobie inną, lepszą...-próbowałem pocieszyć go jakoś, jednak na próżno. Wziąłem chusteczki leżące na stoliku po czym podałem jedną z nich brunetowi
-Może masz racje...-powiedział biorą łyka napoju
-To powiesz mi co robiłeś pod stolikiem i skąd wzięła się ta lama?-pokazałem palcem zwierzaka który w tym momencie zjadał moje stare spodnie
-Po tym jak zerwała ze mną potrzebowałem czegoś na rozluźnienie. Więc od takiego jednego gościa kupiłem kokainę. Potem wciągnąłem jakąś jedną czwartą woreczka. I chyba nie muszę się tłumaczyć co było dalej.-mruknął ponownie biorąc łyka napoju
-Stary... ja nie wiedziałem, że jesteś do rego zdolny...
-Wiem. Sam się za siebie wstydzę.-powiedział patrząc się tęmpo w podłogę
-Ymmm... Logan, jaaa chciałbym ci coś pppowiedzieć.-zacząłem jąkając się
-Jasne, zamieniam się w słuch.-uśmiechnął się lekko
-Bo ja... to znaczy ty... bo ja...-urwałem-Kocham cię.-w końcu to z siebie wydusiłem
-Że co?!-krzyknął zszokowany upuszczając kubek, który rozbił się przez uderzenie w podłogę.
-Kocham cię.-powtórzyłem
-Aaaa ale jak to?-spytał już spokojniejszym tonem
-Posłuchaj, wtedy kiedy wychodziłem na miasto tak na prawdę szedłem do psychologa.
-Ale czemu?-zapytał zaciekawiony
-Ehhh... jakiś czas temu zauważyłem, że lubię cię w inny sposób. Uznałem, że to dziwne więc zgłosiłem się do psychologa.-powiedziałem. Chwilę popatrzyłem na zszokowanego Logana po czym zbliżyłem się i pocałowałem go w policzek
-Kendall... wybacz ale ja nie lubię cię w ten sposób. Ja nie jestem g...gejem.-szepnął robiąc krok w tył
-Oh, wybacz.-odparłem. Po mojej wypowiedzi nastała niezręczna cisza. W jednej chwili usłyszałem jak Logan mówi "A co mi tam" potem podszedł do mnie i czule pocałował w usta.- Jesteś tego pewien?-spytałem
-Chyba obojgu nam odbiło.-uśmiechnął się ponownie mnie całując. Ten dzień spędziliśmy razem, następnego dnia w gazecie ukazał się artykuł "Czy Kendall Schmidt i Logan Henderson są parą?". Razem z moim nowym chłopakiem olaliśmy to, oczywiście nie obyło się bez hejtów ale nasi wierni fani wysyłali nam wiadomości typu "Gratulacje! Jesteście świetną parą!" itp. Mam tylko nadzieję, że żaden z nas nie będzie tego żałował...
__________________________________________________
Hejka, zaraz na początku chcę powiedzieć, że jednorazówka jest na podstawie snu który prześladował mnie 3 miesiące (śnił mi się co noc). Sorki wielkie, że zrobiłqm z chłopaków gejów ale tak jakoś wyszło... heh to miłego dnia :)

~Sonny <3333

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 24

*Camille*
Przemyślałam wszystko przez chwilkę po czym pokiwałam głową na "tak".
-No to choć kochanie.-Logan uśmiechnął się i wyszedł z namiotu wcześniej łapiąc mnie za rękę
-To... gdzie mnie prowadzisz?-spytałam zaciekawiona, chłopak nic nie odpowiedział tylko zakrył mi chustą oczy.-Logan...-zaczęłam ale zamknął mi usta pocałunkiem
-Musisz wszystko wiedzieć?-spytał wesoło
-Hmm... to zależy.-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. Nie usłyszałam potem żadnej odpowiedzi tylko poczułam jak Logan bierze mnie na ręce i gdzieś niesie.
-Ty wiesz, że umiem sama chodzić?-spytałam zaskoczona zachowaniem mojego chłopaka
-Wiem ale wolę cię tak zanieść.-odpowiedział i przez całą drogę nie odezwał się słowem. W końcu wielmożny pan Logan postawił mnie na ziemi i zdjął opaskę z oczu. Zobaczyłam śliczny drewniany domek, był na prawde piękny.
-Podoba się?-spytał ciekaw mojej reakcji
-I to jak, jest piękny.-szepnęłam zachwycona
-To chodźmy do środka.-uśmiechnął się łobuzersko i pociągnął mnie w stronę domku. Otworzył prze de mną drzwi i weszłam do środka. Wnętrze było pięknie użądzone, kominek, który dodawał uroku pomieszczeniu. Na podłodze były rozsypane płatki róż. Logan chwycił mnie za rękę i zaprowadził chyba do ogrodu. Stała tam wilka biała altana, w jej wnętrzu znajdował się stolik nakryty bardzo elegancko. Spojrzałam na ziemię i zauważyłam, że płatki róż prowadzą właśnie do tej altany.

*Logan*
-Choć Camille.-uśmiechnąłem się i zaprowadziłem moją ukochaną do stolika. Kiedy już oboje siedzieliśmy na swoich miejscach postanowiłem pierwszy zacząć rozmowę.
-I jak ci się to podoba?-spytałem patrząc w jej cudowne brązowe oczy
-Jest ślicznie.-powiedziała wesoło- Ale czemu mnie tu przyprowadziłeś?-dodała po chwili
-Ostatnio mamy dla siebie coraz mniej czasu. Chciałem jakoś wykorzystać nasz wyjazd pod namiot.-odparłem szybciej niż pomyślałem
-Aha...-mruknęła
-Coś nie tak? Jak chcesz to możemy wracać.-szepnąłem i wstałem zrezygnowany z krzesła
-Nie, nie.-zaprzeczyła szybko-Tylko czasem mam wrażenie, że tylko ty angażujesz się w ten związek.-dodała podchodząc do mnie. W jednej chwili, gdy patrzyłem jej w oczy, dostrzegłem ogniki, których nigdy w cześniej u niej nie widziałem. Zamyśliłem się tylko chwilkę, gdy poczułem czyjąś dłoń na policzku.
-Co masz namyśli?-spytałem zdezorientowany zaistniałą sytuacją. Nic nie odpowiedziała tylko pocałowała mnie jak w tedy- w namiocie. Momentalnie poczułem narastające ciepło. Odsunąłem się na moment od dziewczyny i popatrzyłem na nią pytająco.
-Do czego zmierzasz?-spytałem
-Pomyśl.-szepnęła i znowu obdarzyła mnie czułym pocałunkiem. Przeanalizowałem to co powiedziała Camille i po chwili wziąłem ją na rece i zaniosłem do sypialni. Potem już chyba wiadomo co się stało, mam tylko nadzieję, że Camille nie będzie tego żałować...

*Carlos*
Było już grubo po północy więc wszyscy poszli do swoich namiotów. Gdy tylko położyliśmy się Miri zamknęła oczy i zasnęła. Przeczesałem dłonią włosy i położyłem się obok mojej dziewczyny. Ta nac miała być chłodna więc przykryłem ją kocem.
-Dobranoc aniołku.-ucałowałem ją w czoło i sam udałem się do mojej ulubionej krainy zwanej "krainą snów".
Rano obudził mnie śpiew ptaków, niechętnie wyszedłem z namiotu. Promienie słoneczne chwilowo mnie oślepiły ale z biegiem czasu moje oczy przyzwyczaiły się do światła. Ziewnąłem i zrobiłem poranną gimnastykę, kiedy skończyłem usłyszałem tylko czyjś krzyk i po chwili wylądowałem ba ziemi przygbieciony przez Kendalla
-Stary no!-krzyknąłem wstając z ziemi i otrzepując spodnie z kurzu
-Sory, gram z dziewczynami w paintball'a, zabrały mi broń i teraz mnie gonią. Błagam bądź człowiekiem, pomóż!-krzyknął błagając mnie na klęczkach
-Dobra, dobra. Właź do namiotu a ja powiem, że cię nie widziałem.-tak jak powiedziałem tak też zrobił. Kiedy tyłek Kendalla zniknął mi z oczu przybiegły dziewczyny.
-Gdzie on?!-krzyknęła wściekła Jo, blondynka była cała mokra a jej ubrania były pokryte... farbą i błotem. "Tak Kendall, ty im nic nie zrobiłeś"-pomyślałem sobie. Swoją uwagę przeniosłem na brunetkę, w jej oczach było widać żądzę mordu. Nie dziwie jej się, na twarzy miała narysowane wąsy a jej bluzka była cała w strzępach. Chwilkę pomyślałem i w końcu doszedłem do wniosku, że powiem im gdzie jest Kendall.
-W naszym namiocie.-powiedziałem zwracając się do mojej dziewczyny- Tylko nie zniszcie namiotu.-dodałem a te jak huragan wparowały do namiotu. Zaśmiałem się w duchu i ruszyłem w stronę ogniska. Wyjąłem z mojej torby (tej w której miałen jedzenie) kanapkę z serem, ogórkiem i sałatą oraz butelkę wody gazowanej. Szybko zjadłem śniadanie i poszedłem zobaczyć czy przypadkiem dziewczyny nie rozwaliły namiotu w drobny mak. Kiedy doszedłem na miejsce zamórowało mnie. Namiot był w strzępach, wyglądał jagby dobrał się do niego niedźwiedź albo inne stworzenie
-Miranda!!!-wrzasnąłem wściekły i już po chwili zza moich pleców wyłoniła się wezwana prze ze mnie osoba.
-Tak kochanie?-spytała słodziutko
-Co to ma być?-wskazałem palcem na przedmiot, który jeszcze niedawno służył za miejsce do spania.
-Rozwalony namiot.-odpowiedziała obojętnie i uśmiechnęła się niewinnie
-Tak! Tylko czemu jest rozwalony?-spytałem wściekły, czułem jak krew się we mnie gotuje
-Razem z Jo chciałyśmy zabić Kendalla.-odpowiedziała krótko i pokazała dobrze znany wojskowy gest
-Ja pierdole...-mruknąłem i zrezygnowany usiadłem na trawie
-No Carlos.-uśmiechnęła się i usiadła na przeciwko mnie
__________________________________________________
Hejka, wybaczcie, że tyle czasu mnie nie było ale dostałam szlaban za bójkę w szkole. Bogu dzięki, że chłopacy z klasy wstawili się za mną i skończyło się na uwadze. Teraz do was wracam i postaram się dodawać rozdziały regularnie (chyba, że coś mi wypadnie) ostatnio pracuję też nad jednorazówką (muszę jeszcze pomyśleć nad fabułą). Chciałabym jeszcze podziękować za komentarze <3 Miłego dzionka

~Sonny <3333

piątek, 30 maja 2014

Rozdział 23

*Jo*
-"Ta historia przydarzyła mi się na prawdę kiedy miałam jakieś 11 lat. Szybko tego nie zapomnę.A było to tak : Pewnej nocy rysowałam do późna. Była ok. 22 30. Postanowiłam zejść na dół bo mam dwu piętrowe mieszkanie. Przy schodach stała bramka którą trzeba było przeskoczyć. Było tylko jedno ale byłam niska. Przechodząc spojrzałam w głąb ciemnego korytarza. Zobaczyłam tam małą dziewczynkę w koszuli nocnej i krótkich prostych włosach. Zamarłam. Głos w mojej głowie powiedział że nie mam się czego bać. Można powiedzieć że od razu o tym zapomniałam. Zeszłam na dół do rodziców jak by nigdy nic. Powtarzało się to wiele nocy. Za każdym razem miałam wrażenie że to się do mnie zbliża. Aż pewnej nocy była bardzo blisko i wyciągnęła do mnie rękę. Dopiero wtedy do mnie dotarło że to coś nie z tej ziemi. Zaczęłam krzyczeć a to znikło. Rodzice szybko przybiegli i położyli mnie spać do ich łóżka. Całą noc nie spałam. Rano gdy się obudziliśmy zobaczyłam że bramka jest wyrwana ze ściany! Potem było już spokojnie. Ale za kilka tygodni przyszła do mnie na noc moja BBF. Gdy wyszła nocą do toalety zaczęła krzyczeć. Przerażona opowiedziała mi że widziała ducha. Powtarzało się to z kilkoma innymi dziewczynami. Najgorsze jest to że rodzice nie chcą sie ze mna przeprowadzić."-Kate zakończyła swoją straszną historię, może sama opowieść nie była taka straszna ale głos jakim to mówiła mroził krew w żyłach. Chciałam przytulić się do Kendalla ale zamiast ciepłego ciała mojego chłopaka poczułam tylko zimną pustkę. Rozejrzałam się w koło i zauważyłam, że Logan i Carlos też zniknęli. Poinformowałam o tym Camille oraz Mirandę, dziewczyny zaniepokoiły się i zaczęły nerwowo przeczesywać wzrokiem otoczenie. W pewnym momęcie zauważyłem, że Kate zniknęła. Wstałam z ziemi i ruszyłam w kierunku lasu aby jej poszukać. Niestety nikogo z zagubionych nie znalazłam. Postanowiłam wrócić do dziewczyn. Na moje nieszczęście one też zniknęły. Rozejżałam się w koło i momętalnie zawiał wiatr, który zgasił ognisko. Spojrzałam w kierunki namiotów i moim oczon ukazała się jakaś postać. Po sylwetce można było wywnioskować, że był to mężczyzna. Postać podeszła do mnie na tyle blisko, że prostując rękę mogłam dotknąć twarzy tego tajemniczego mężczyzny. Niestety było tak ciemno, że nie widziałam jego twarzy. Po chwili przybysz położył dłoń na moim policzku i przybliżył się tak, że między nami była minimalna przestrzeń. Mężczyzna przybliżył swoją twarz do mojej i przytknął swojw uata do moich. Próbowałam się wyrwać ale złapał mnie mocno za ręce. Jego pocałunki były nieokiełznane, dzikie, do granic możliwości przesiąknięte namiętnością. Całował mnie wiele razy ale za każdym razem stawiałam opór, wyrywałam się, kopałam, ani razu nie odwzajemniłam pocałunku. W końcu przestał i przybliżył soje usta do mojego lewego ucha.
-Fiel a su hombre.-szepnął i odszedł idąc w kierunku lasu. Stałam nieruchomo i analizowałam jego słowa. Gdy przypomniałam sobie ich znaczenie poczułam ukłucie w tylnej części głowy... poczułam jak ktoś energicznie mną potrząsa
-Jo wstawaj!-krzyczała osoba, po głosie zrozumiałam, że to Kendall. Otworzyłam oczy i zobaczyłam mojego ukochanego blondaska.
-Co się stało?-spytałam zdezorientowana
-Po 10 strasznej histori usnęłaś, potem zaczęłaś krzyczeć więc postanowiłem cię obudzić.-powiedział spokojnie
-Aha...
-A co ci się śniło?-spytał zaciekawiony
-Koszmar ale opowiem ci go później.
-Szkoda.-mruknął zawiedziony i spuścił głowę. Chyba chciał abym opowiedziała mu to teraz, ale nie chciało mi się.
-A gdzie Logan i Camille?-spytałam bo zauważyłam, że ich nie ma
-Poszli do swojego namiotu.-Kendall zaśmiał się cichutko i poruszył zabawnie brwiami. Nc nie odpowiedziałam tylko zganiłam go wzrokiem.

*Suzan*
-James idziesz?-zawołałam mojego chłopaka
-Zaraz.-odpowiedział i po chwili zjawił się obok mnie- Jesteś pewna, że chcesz zamieszkać sama?-spytał z troską w głosie
-Tak James. Jestem tego pewna.-odpowiedziałam, chłopak złapał mnie za rękę i razem poszliśmy do samochodu. Dom który kupiłam był umeblowany, wystarczyło tylko przenieść tam moje rzeczy. Dzisiaj trzeba zanieść tam tylko jedno pudło i wszystko będzie gotowe. Początkowo James nie chciał abym mieszkała sama, próbował odciągnąć mnie od tego pomysłu jednak po dłuższych proźbach zgodził się. W końcu dojechaliśmy do mojego nowego domu. Zwykły dwu piętrowy budynek, ze średnim ogrodem- przynajmniej tak mnie poinformowano. Wyjęłam klucze z torebki i podałam je Jamesowi. Chłopak otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Wzięłam karton, który nie był ciężki, ważył chyba tylko kilogram. Nic dziwnego, miałam w nim tylko bieliznę. Szybkim krokiem poszłam do sypialni i postawiłam karton na podłodze. Niespodziewanie usłyszałam skrzypnięcie łóżka a następnie zadowilone pomruki Jamesa
-Ale masz wygodne łóżko!-powiedział i zamruczał jak kot. Zaśmiałam się w duchu i położyłan się obok mojego chłopaka
-Masz racje, jest mega wygodne.-mruknęłam tuląc się do niego
-Wiesz, że będę za tobą tęsknić.-powiedział po chwili ciszy- Zawsze kiedy się budziłem widziałem twoją uśmiechniętą twarz. A teraz? Obok mnie będzie tylko pustka-dodał zawiedziony
-Jak chcesz to możesz u mnie spać.-zaproponowałam. James nic nie odpowiedział tylko złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
-Emm... Suzan...-urwał w pewnym momęcie-... myślałaś kiedyś jaj to jest mieć dziecko?-dodał po chwili i położył swoją dłoń na moim brzuchu. Jego słowa zdziwiły mnie totalnie
-Eee dziecko?-spytałam z niedowierzaniem
-No tak, fajnie by było zostać ojcem. Mieć synka albo córeczkę, albo nawet bliźniaki. Patrzeć jak dorasta, pierwszy uśmiech, pierwsze ząbki, pierwsze słowo... to było by cudowne.-powiedział z wyczuwalną radością w głosie
-Ale ja nie jestem pewna czy jestem gotowa na dziecko...-odpowiedziałam smętnie jeszcze bardziej tuląc się do chłopaka
-Ale czy ja mówię, że teraz? Chodziło mi o to, że np. za kilka lat. Zaczekam aż będziesz gotowa. Nie zmuszam cię do tego.-szepnął muskając ustami moje ramie, przez ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Przymknęłam oczy i napawałam się tą cudowną chwilą.
-Ale ja mam szczęście, James jesteś strasznie kochany. Nawet nie wiesz jak tęskniłam za tobą w Seattle.-szepnęłam i usiadłam na łóżku
-A myślisz, że ja za tobą nie tęskniłem? Wszyscy mówili abym o tobie zapomniał, abym znalazł sobie inną. Ale ja nie chciałem innej kocham ciebie i tylko ciebie.- powiedział a z moich oczu popłynęły łzy. To co powiedział James było takie słodkie. Teraz wiedziałam, że kocha mnie bezgranicznie

*Logan*
-Camille, skarbie.-delikatnie szturchnąłem moją księżniczkę w ramię. Od dłuższego czasu siedzimy w ciszy. No ja siedzę i nudzę się a moja królewna czyta książkę. Raz po raz chciałem zobaczyć co ona czyta ale za każdym razem gdy spojrzałem w tekst zamykała książkę. W końcu zniechęcony jej zachowaniem zadzuciłem na siebie koc tak, że nie było mnie widać. Siedziałem tak i mruczałem pod nosem  niezadowolony z braku bliskości mojej ukochanej. Po jakiejś godzinie, a może i dłużej, poczułem jak ktoś unosi koc a następnie poczułem drobne rączki obejmójące moje ramie. Odwróciłem głowę w prawą stronę i zobaczyłrm moją kochaną Camille. Dziewczyna mocno się we mnie wtuliła, widocznie było jej wygodnie... z resztą nie tylko jej. Ja również czułem ciepło bijące od jej drobnego ciała. W końcu odważyłem się i delikatnie pochyliłem głowę w stronę jej ust. Najpierw pocałowałem ją delikatnie, ledwo wyczuwalnie. Kolejne pocałunki były coraz bardziej odważne. O dziwo Camille oddawała pocałunki równie mocno co ja. Po jakimś czasie poczułem narastające ciepło. Moja dziewczyna chyba też to poczuła bo odrzuciła koc na bok i zawiesiła swoje ręce na mojeh szyi. Objąłem ją w pasie i przyciągnąłem jeszcze bliżej siebie. Po chwili zrozumiałem do czego może między nami dojść. Odsunąłem się od niej i usiadłem kawałek dalej.
-Zrobiłam coś nie tak?-spytała zawiedziona
-Nie skarbie, chodzi o to, że... że... ehh ja po prostu boję się, że zrobię ci krzywdę. A nie chcę tego. Jesteś po prostu jak motylek, delikatna, piękna pod każdym względem. Na prawde boję się, że zrobię ci krzywdę i będę tego żałował.-powiedziałem i schowałem twarz w dłonie. Mimowolnie z moich oczu wydobyły się pojedyńcze łzy. 
-Logan, przeciesz wiem, że nigdy byś mnie nie skrzywdził. Ufam ci bezgranicznie.-powiedziała a na mojej twarzy znowu zagościł uśmiech, popatrzyłem na nią i uśmiechnąłem się jeszcze szeżej.
-Camille, może wybierzemy się na spacer?-spytałem, miałem nadzieję, że się zgodzi bo inaczej ta niespodzianka nie wypali...
__________________________________________________
No i w końcu rozdział napisany. Wiem, że kiczowaty ale to dopiero wstęp do tego co ma się nie długo wydażyć :) Krótko mówiąc ta akcja z Jaredem to był dopiero początek :D Dobra muszę się wziąć za referat na bilolę (akurat ssaki więc to łatwe), miłego dnia wszystkim życzę ;*

~Sonny <3333

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 22

~*~tydzień później~*~

*James*
Zachowałem się jak ostatni debil. Zamiast walczyć o Suzan pozwoliłem jej odejść... jestem zwykłą p***ą w rurkach a nie mężczyzną. Prawdziwy facet walczył by o swoją ukochaną. Całkowicie straciłem chęć do życia, miałem totalną depresję. Całe dnie przesiadywałem w swoim pokoju. Nie obchodziło mnie nawet Gustavo, który był wściekły tym, że nie pojawiam się na próbach. Miałem to najzwyczajniej gdzieś. Nie obchodziło mnie nawet, to że nic nie jem i nie piję...
-James wyjdź proszę z pokoju. Zjedz coś. Proszę cię.-usłyszałem głos matki Kendalla. Nie odpowiedziałem nic. Wszyscy myślą, że przesadzam. Mówią, że za jakiś czas znajdę sobie inną... ale ja nie chcę innej, kocham Suzan i tylko ją...
-James. Jesteś tam?-usłyszałem znajomy głos. Nie mogłem w to uwieżyć... myślałem, że to tylko sen i za chwilę się z niego wybudzę-James... otworzysz?-znów usłyszałem tą anielską barwę głosu. Przymrużyłem oczy i starałem się przekonać samego siebie, że to tylko sen. Niestety na próżno, jakaś część mnie krzyczała "Otwórz te piepszone drzwi!!!".  W końcu ta nieugięta część mnie wygrała. Wstałem i resztaki sił podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Moim oczom ukazała się ta przepiękna i delikatna istotka, która zamieszkała w moim sercu, już na zawsze.
-Suzan...-szepnąłem i przytuliłem ją do siebie. Tylko tego potrzebowałem, mojej ukochanej Suzan, która zawsze swoją obecnością dodawała mi skrzydeł. Momętalnie poczułem się lepiej, jagby wszystkie zmartwienia odeszły precz...
-Tęskniłam-powiedziała cichutko i jeszcze bardziej wtuliła się we mnie. Chciałem cieszyć się tą chwilą jak najdłużej, niestety nie było mi to dane. Dziewczyna zrobiła krok w tył i stała tak ze spuszczoną głową
-Kochanie, co się stało?-spytałem z troską i lekkim strachem. Suzan nic nie powiedziala tylko delikatnie się uśmiechnęła. Podeszła do mnie powoli a następnie ucałowała w policzek. Popatrzyłem na nią i uśmiechnąłem się lekko. Teraz cieszę się, że nie pojechałem na biwak razem z chłopakami.

*Miranda*
-Skarbie kiedy będziesz gotowa? Wszyscy na ciebie czekamy!-krzyknął Carlos. Tak zgadza się. Dzisiaj jedziemy na biwak i to na 10 dni!!! Tak się cieszę. Logan i Cam wszystko załatwili. Ale gdyby zabrakło jedzenia przecież będzieny nocować w lesie... więc będzie co jeść.
-Zaraz schodzę!-odkrzyknęłam. Spakowałam ostatnią bluzkę do plecaka i wyszłam z mieszkania.
-No w końcu! Myślałem, że cię grizzly zjadł!-zaśmiał się Carlos. Nic nie odpowiedziałam tylko wsiadłan do busa, którym mieliśmy jechać do lasu. Pojazdem kierował Logan, obok niego siedzieli chłopacy. Jako, że do lasu mieliśmy jakieś cztery godziny drogi chłopcy wymyślil konkurs karaoke. Razem z dziewczynami zgodziłyśmy się. Zrobiliśmy loswanie.  Kolejność była następująca: Jo, Kendall, ja, Carlos, Camille, Logan. Jo zaśpiewała swoją piosenkę "Love Alone", Kendall i Logan połączyli siły i zaśpiewali "Next Step", ja wybrałam piosenkę pt."Bam". Camille wycofała się w ostatnim momencie tłumacząc, że nie potrafi śpiewać, natomiast Carlos zaśpiewał "Electrico". Nim się obejżeliśmy byliśmy przed lasem. Logan zaparkował busa w niewidocznym miejscu a następnie szliśmy przez las. W końcu dotarliśmy na miejsce. W środku lasu znajdowała się polanka z jeziorem. Od razu wyciągnęłam z plecaka dwie grube liny.
-Po co ci to?-spytał Kendall
-Zawiąrze je na gałęziach drzew przy jeziorze i będzie można się na nich rozchuźdać a potem wskoczyć do wody.-uśmiechnęłam się
-Dobra. Ja, Carlos i Kendall stawiamy namioty a wy idziecie po drewno.-powedział Carlos
-No dobra ale jak będziemy spać?-spytała Camille
-Ty i ja, Miranda i Carlos , Jo i Kendall.-powiedział Logan
-Dobra to my idziemy.-powiedziałam i poszłyśmy pozbierać trochę drewna. Po 30 minutach wróciłyśmy. To co uzbierałyśmy w lesie położyłyśmy obok naszych toreb i poszłyśmy do chłopaków.
-Jeszcze nie rozstawiliście namiotów?!-spytałam zdziwiona
-No... yyy... ten... tego...-zaczęli się jąkać
-Dobra ja to zrobię a wy rozpalcie ognisko. Zaczyna się ściemniać.-rzuciłam i zaczęłam stawiać namioty. Zajęło mi to chyba z 10 minut. Po skończonej pracy usiadłam na trawie i przymknęłam oczy i cieszyłam się spokojem i ciszą. Niestety nie na długo. Niespodziewanie usłyszałam krzyki Logana. Przewróciłam oczami i wróciłam do reszty.

*Camille*
Minęła 22 i chłopakom zaczęło odbijać, szczególnie Loganowi. Woda w jeziorze była zimna a ten jak gdyby nigdy nic wrzucił mnlie do zbiornika.
-Logan zabiję cię!!!-wrzasnęłam wściekła wystawiając głowę ponad wodę
-Ja też cię kocham skarbie.-uśmiechnął się, wskoczył do wody i podpłynął do mnie
-Spadaj szatanie-mruknęłam o odepchnęłam go od siebie
-I'm satan!-zaśmiał się złowieszczo i przyciągnął mnie do siebie po czym pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się tylko i spojrzałam w jego cudowne oczy, od razu zapomniałam o całym świecie.
-Już się nie gniewasz?-spytał zaskoczony. Nic nie odpowiedziałam tylko pocałowałam go na "tak"- Taka odpowiedź mi pasuje-mruknął mi do ucha. Patrzyliśmy na siebie przez jakiś czas gdy rozległ się krzyk Losa
-Ej wy. Zakochani, chodźcie będziemy opowiadać sobiw straszne historie!!!-krzyknął. Szybko wyszliśmy z wody i przebraliśmy się w czyste ciuchy. Kiedy odkładałam torbę- tą w której miałam ubrania- coś poruszyło się w torbie Kendalla.
-Wypuście mnie!!! Bateria w telefonie mi padła!!!-od razu rozpoznałam te krzyki. Zawołałam resztę a gdy wszyscy się pojawili Kendall otworzył torbę i naszym oczom ukazała się Katie
-Heeej...-uśmiechnęła się
-K... gdzie moje ubrania!?-krzyknął Kendall dokładnie przeszukując zawartość torby
-No a jak myślisz braciszku co się z nimi stało? Jakoś musiałam tam wejść.-Katie uśmiechnęła się i jak gdyby nigdy nic usiadła przy ognisku
-No... po prostu... aaa nie ważne.-machnął ręką i wszyscy usiedliśmy przy ognisku.
-Słyszałam, że będą straszne historie.-młoda poruszyła zabawnie brwiami i karzdego z nas zmierzyła wzrokiem- Tylko, żebyście się w gacie nie zesikali-dodała i zaczęła myśleć nad jakąś straszną historią.
__________________________________________________
Hej wszystkim. Wiem, że przez dłuuugi czas nic się tu nie pojawiało a to tylko dla tego, że ostatnio moi nauczyciele co lekcje robią nam kartkówki. Dodatkowo w tym tygodniu codziennie mam test. Dzisiaj miałam polaka a jutro z chemi -,-" Nie no wiem, że ten rozdział jest do kitu i w ogóle ale pisałam go na szybko...

~Sonny <3333

niedziela, 27 kwietnia 2014

Jednorazówka: "Z nienawiści do miłości"

Nazywam się Miranda Cosgrove. Mam 16 lat i od dłuuuuugiego czasu mam na pienku z pewnym brunetem. Jestem jedynaczką a w szkole nie jestem popularna. Po prostu mam swoich przyjaciół i to z nimi trzymam. Mieszkam w Los Angeles. Wszyscy mi mówią, że mam szczęście... że rodzice mnie kochają. Jednak to nie jest prawda, mój ojciec od 10 lat jest w nałogu alkocholowym i do tego popala kokainę oraz marichuanę. Niestety gdy mój ojciec znęca się nademną psychicznie jak i fizycznie. Wiele razy byłam bita do nieprzytomności oraz wyzywana od suk i dziwek. Te 10 lat zmieniło mnie nie do poznania... z miłej dziewczynki stałam się wredna, chamska, agresywna i brutalna. O moim koszmarze nikt nie wie... nawet moi przyjaciele. Niestety moja matka boi się sprzeciwic ojcu.

Dzisiaj jest sobota. Bardzo upalna sobota... z racji, że moi znajomi gdzieś powyjeżdrzali nie miałsm co robić. Tak więc wzięłam ołówek oraz swój zeszyt do rysunków i usiadłam pod wielkim drzewem, które rosło w moim ogrodzie. Zaczęłam rysować jamnika goniącego wąż ogrodowy. Już prawie kończyłam swój rysunek gdy usłyszałam czyjś głos.
-Co tam laseczko?-ciśnienie automatycznie mi podskoczyło. Dobrze znałam ten głos... jak ja nienawidziłam tej osoby! Odwróciłam głowę i moim oczom ukazał się jakże znienawidzony prze ze mnie mnie brunet. Dobra szybka analiza tego kolesia. James Maslow, jest w moim wieku i chodzi razem ze mną do szkoły, brunet, brązowo-zielone oczy, nieźle umięśniony przez co wszystkie laski z L.A ślinią się do niego... no może nie wszystkie. Na całe szczęście należę do 1% dziewczyn, które potrafią mu się oprzeć.
-Czego Maslow?!-prychnęłam poirytowana. I tak oto ten palant zepsół mi chumor na resztę dnia
-A może tak grzeczniej. Sąsiadko?-powiedział i wyszczeżył się jak głópi. Jeszcze raz... czy on powiedział do mnie słowo na S!? S-Ą-S-I-A-D-K-A!? WTF, porąbało go? Siedziałam jak wryta, otworzyłam szeroko usta i gapiłam się na niego jak na kretyna-Co zatkało kakao?-zaśmiał się złośliwie. Dobrze wiedział, że za nim nie przepadam. Ba! Nienawidzę gościa! Od 4 klasy podstawówki robimy sobie kawały. Każdy wie, że jesteśmy jak mina. Jeden fałszywy krok i wybuchnie.
-Ugh... ty na serio?-spytałam z niedowierzaniem. Chłopak nic nie odpowiedział tylko przeskoczył przez płot o który się opierał i usiadł obok mnie. Położył mi rękę na ramieniu ale w trybie natychmiastowym strzepnęłam jego łapsko
-To co tam bazgrzesz?-spytał zaciekawiony i zerknął ukradkiem do mojego zeszytu
-Gdzie te ślepia. Won!-wskazałam miejsce w którym stał jeszcze przed chwilą
-Ej, nie ładnie tak wyganiać gościa.-mruknął. Te słowa jeszcze bardziej mnie zdenerwowały. Czy ten dupek nie rozumie słowa "won"? Serio musi być człowiekiem specjalnej troski...
-Spadaj nie chcę cię tu widzieć.-próbowałam się powstrzymać od sprzedania mu kopa. W tym momęcie usłyszałam krzyki jego szajki.
-No, to ja spadam.-posłał mi jeden z tych swoich znaczących uśmieszków. Przeskoczył przez płot i skoerował się do domu
-Tylko nie idź z żadnym z nich do łóżka!-krzyknęłam za Maslowem. Wiedziałam, że wkurzyłam go porządnie... więc w poniedziałek będzie wojna. Czyli normalka, ciekawi mnie czy znowu wylądujemy na dywaniku u dyra. Ostatni raz poszło o to, że zgraja tych neandertalczyków... albo jak to określił Logan- australopiteków podrzuciła nam do szatni dwa skunksy. I strasznym zrządzeniem losu następnego dnia chłopacy piszczeli jak małe dziewczynki bo ich pupcie pogryzły mrówki.  W sumie ta nasza wojna zaczęła mi się podobać. Tak po prostu, bez kąkretnego powodu spodobały mi się wędrówki do dyra i wysłuchiwanie narzekań... Ale wracając do tematu. Gdy James poszedł do swojego domu nastała głucha cisza... niestety nietrwała ona długo bo zaledwie po 5 minutach usłyszałam krzyki Hendersona, Schmidta, Peny oraz Maslowa. Oczywiście chłopacy mieli nadzieję, że któraś z nowych sąsiadek Jamesa zwróci na nich uwagę. Tak więc ściągnęli koszulki, spodnie etc. I w samych bokserkach wskoczyli do basenu. Chwilę po ich "widowiskowym" skoku do wody usłyszałam krzyki Schmidta. Z jego wrzasków można było wywnioskować, że reszta tych australopiteków zabrała mu bokserki.
-Dziewczyny patrzczcie! Ale gorący towar!-mówiąc to dotknęli ramienia Kendalla i wydali z siebie "Cssssss".
-Mmmm brałabym!-zaśmiałam się. W sumie lubiłam ich denerwować. Haha
-Uuuuu, Kendall ma branie u Mirandy!-krzyknął Logan
-Kiedy ślub?-spytał dla żartów Carlos
-Jak może być ślub skoro nawet mi się nie oświadczył?-odpowiedziałam rozbawiona
-No idź do niej ogierze.-chłopacy próbowali na siłę wyciągnąć Schmidta z wody. Jednak na próżno bo ten trzymał się kurczowo drabinki.
-Ej Miranda?-zaczął Carlos ni z tego ni z owego
-Co?-spytałam. Fakt toczyliśmy ze sobą zażartą wojnę ale raz na jakiś czas odpuszczaliśmy sobie docinki aby porozmawiać "normalnie"
-Choć do nas na chwilę.-poprosili wszyscy razem
-Nie.-odpowiedziałam stanowczo
-Nie to nie.-odpowiedział naburmuszony Henderson. Zignorowałam ich i rysowałam dalej. Nie chciałam wchodzić do domu bo może znowu oberwałabym kijem w głowę jak ostatnio. Gdy skończyłam ukradkiem weszłam do mojego domu. Przedmioty zostawiłan w moim pokoju i skierowałam się do kuchni. Wzięłam butelkę soku pomarańczowego i czym prędzej wybiegłam z budynku. Gdy znowu byłam na dworze weszłam na drzewo. Usiadłam na gałęzi i napiłam się soku. Niespodziewanie usłyszałam głos tego palanta.
-Cosgrove gdzie ty łazisz?-zawołał rozbawiony. Moim zdanien nie było w tym nic zabawnego, dziewczyna siedząca na drzewie.... hahahahaha!!! Ale to jest śmieszne!!!
-Łaże tam gdzie mi się podoba.-burknęłam rozdrażniona
-Mogę z tobą tam posiedzieć?-spytał niepewnie. On chce ze mną siedzieć?! Czy tir go potrącił, albo coś w tym stylu?-To co. Mogę?-dodał po chwili. Przemyślałam to jeszcze raz i ku mojemu zdziwieniu zgodziłam się. Między gałęziami była kładka na której usiedliśmy. Korona drzewa była taka gęsta, że mogliśmy tam siedzieć bez obawy, że ktoś nas zobaczy. Po dłużej chwili ciszy Maslow był by chory gdyby nie odezwał się:
-Miranda, chciałbym zakończyć tą wojnę między nani.-zdziwiły mnie jego słowa. Przecesz to on zaczął tą wojnę a teraz chce ją zakończyć?
-A niby czemu ?-spytałam zaskoczona
-Eeeeee... tak po prostu.-odwrócił wzrok, widocznie czegoś się obawiał
-Przyznaj się, zmiękłeś.-zaśmiałam się wesoło. Chłopak oswrócił głowę w moją stronę ale patrzył tylko na moje nadgarstki. Po chwili złapał mnie za dłonie i popatrzył mi w oczy
-Dlaczego się tniesz? -spytał a w jego głosie było słychac troskę
-Mam swoje powody.-prychnęłam i uwolniłam się z jego uścisku
-Odpowiedz na moje pytanie.-poprosił
-Nie muszę więc nie powiem.-chłopak nie zważając na groźby z mojej strony odgarnął mi włosy za ucho tym samym odkrywając siniaka, którego nabił mi ojciec ostatnim razem. Pocałował mnie właśnie w to miejsce. Zdziwiło mnie to, i to porządnie.
-Twój ojciec cię bije. Mam racje?-spytał i popatrzył na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. Kurcze! Co się ze mną dzieje!? Jeszcze nie tak dawno go nienawidziłam a teraz? Chyba się w nim zakochałam...
-Nie. Spadłam z drzewa.-skłamałam
-Musisz kłamać?-spytał zawiedziony
-Dobra, masz racje mój ojciec mnie bije. Ale skąd to wiesz. Przeciesz nikomu o tym nie mówiłam.-powiedziałam. W sumiw to ciekawiło mnie co ten wariat powie
-Widzisz ten dom?-spytał wskazując na dwupiętrowy biały domek stojący niedaleko mojego domu.
-Nom.-przytaknęłam kiwając głową
-Tam mieszka moja ciocia. W czoraj byłem u niej na urodzinach z rodzicami i zostaliśmy na noc. W pokoju miałem uchylone okno i usłyszałem twoje krzyki. Chciałem ci pomóc ale moja ciocia mnie zatrzymała. Potem miałem wyrzuty sumienia przez to, że ci nie pomogłem.-wyszeptał i spuścił głowę. Przez jakiś czas siedzieliśmy w milczeniu. W końcu przełamałam się i zabrałam głos.
-Dla czego chciałeś mi pomóc?-spytałam zaciekawiona
-Może to zabrzmi dziwnie... ale zakochałem się w tobie.-powiedział i natychmiast zamknął oczy-Tylko mnie nie bij.-zakrył twarz dłońmi
-W cale nie zamierzam.-zaśmiałam się wesoło-I... ja też się w tobie zakochałam.-dodałam
-Serio?-spytał z niedowieżaniem- Myślałem, że mnie niecierpisz.-zaśmiał się
-To chyba była tylko kwestia czasu...-również zaczęłam się śmiać. W pewnym momęcie spojrzeliśmy sobie w oczy. To niebywałe, jeszcze tak niedawno myślałam, że jestem "Jameso-odporna" a tu proszę. Zakochałam się w nim. Popatrzyłam jeszcze chwilkę w jego cudowne oczy. Niespodziewanie James przybliżył się do mnie, ciepło jakim emanowało jego ciało dawało miłe uczucie kojenia. Chłopak uśmiechnął się lekko po czym delikatnie pocałował mnie w policzek a następnie w usta. Teraz już wiedziałam czemu dziewczyny za nim szaleją, ten pocałunek był magiczny. Kiedy się od siebie oderwaliśmy zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. James uświadomił mi, że nie muszę tak żyć. Pewnie rozmawialibyśmy dłużej ale z domu wyłonił się mój ojciec. Znowu był nachalny i zjarany. Westchnęłam ciężko i już miałam zejść z drzewa gdy Maslow chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie
-Nie pozwolę ci na to. Dzisiaj nocujesz u mnie a jutro wyprowadzasz się od tego potwora. Jutro pójdę z tobą aby nie zrobił ci krzywdy.-powiedział. Po chwili głos mojego ojca ucichł a my poszliśmy do domu Jamesa. Chłopak wytłumaczył wszystko swoim rodzicom. Ku mojemu zdziwieniu nawet zaproponali mi pomoc. Noc minęła dobrze. Następnego dnia razem z Jamesem poszłam do mojego domu, ojciec leżał nieprzytomny na podłodze. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Ale zdziwiło mnie jedno, mianowicie gdzie jest mama? Wszystkie jej rzeczy zniknęły... ale mniejsza o to szybko wyszliśmy z mojego dawnego domu. Przez pewien czas mieszkałam razem z Jamesen i jego rodzicami. Staliśmy się nawet parą. Po zakończeniu szkoły oboje znaleźliśmy pracę i wynajęliśmy mieszkanie. To zadziwiające jak przeszliśmy z nienawiści do miłości...
______________________________________________
Dzisiaj miałam wenę na jednorazówkę. A co do rozdziału to postaram się go dodać wieczorem.

~Sonny <3333

sobota, 26 kwietnia 2014

¡Atención!

Hahah troszkę mnie na hiszpański dzisiaj wzięło ("¡Atención!" na polski znaczy "Uwaga!")
No ale do konkretów. 
1 sprawa:
Rozdział dodam jutro bo dzisiaj mam brak weny. Sory bardzo bo strasznie długo czekacie na nn :c
2 sprawa:
Założyłam drugiego bloga (również o BTR) Serdecznie zapraszam: http://crazy-f-you.blogspot.com/

~Sonny <3333

P.S Stelss zupełnie zapomniałam ci powiedzieć ("geniusz" ja) Mam nadzieję, że się na mnie nie fochniesz.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 21

*Kendall*
Siedzieliśmy tak dłuższy czas. Gdy zaczęło się nam nudzić zaproponowałem, że zadzwonię po resztę i zagramy w "prawda czy wyzwanie". Jo chętnie przystała na mój pomysł. Ja zadzwoniłem do Logana i Jamesa a Jo zadzwoniła do Carlosa. Logan powiedział, że zaraz wpadnie, to samo powiedział Carlos... tylko James nie odbierał. Pomyślałem, że spotkał się Suzan. Zanim jednak nasi goście przyszli wsypaliśmy chrupki do misek, to samo zrobiliśmy z żelkami. Mmmmm, jak ja kocham żelki, a już szczególnie cytrynowe. Miski z przysmakami postawiliśmy na stole, chwilę później przyszedł Carlos z Mirandą oraz Logan z Camille. Usiedliśmy na podłodze, wziąłem butelkę. Pierwsza kręciła Miranda bo jest z nas najstarsza. Dziewczyna zakręciła. Wypadło na Carlosa
-Wyzwanie!- krzyknął pewny siebie i wypiął pierś do przodu
-Całuj się z Loganem przez 5 minut. Ale namiętnie.-zaśmiała się złowieszo i razem z Jo oraz Camille zaczęła się śmiać
-Feeee!!!! Już wolę wypić wodę z kibla!!!-jęknął Logan i skrzywił się dając nam do zrozumienia, że za chiny tego nie zrobi
-No weź, psecies jestem taki ulocy-Latynos zrobił dziubek i zamrugał kilka razy. Zupełnie jak dziewczyna, która chce uwieść faceta.
-Ta, tylko ja nie jestem facetem, który podnieca się na widok innego faceta.-prychnął oburzony niczym rozdrażniony kot
-Albo cię pocałujecie albo... przebierzecie się w pieluchy i przez tydzień będziecie tylko w nich chodzić o hotelu.-powiedziała a ja razem z dziewczynami turlałem się po podłodze ze śmiechu. Ledwo co łapałem oddech. W pewnym momęcie dostałem takiej głupaki, że śmiałem się bez powodu, jeszcze chwila i bym się udusił. Do porządku doprowadziła mnie odpowiedź Carlosa i Logana.
-Zrobimy to.-powiedzieli równocześnie
-Czekajcie. Nagram to.-powiedziała Camille wyciągając telefon z kieszeni i włączając kamerę. Spojrzeliśmy na Logana i Carlosa, którzy patrzyli na siebie z niesmakiem.
-No dalej prosimy o sweet kiss!!!-zaśmiałem się głośno

*Carlos*
Po prostu zabiję moją dziewczynę! Żebym całował się z facetem!? To jest chore!!!
-No dalej gołąbeczki. My tu czekamy.-pośpieszyła nas Miranda, ta jej zuchwałość przekraczała granice możliwości. Jeszcze nigdy nie spotkałem dziewczyny, która była by tak pewna swego. Popatrzyłem na Logana, on też miał zniesmaczony wyraz twarzy. W końcu odważyłem się i przybliżyłem swoją twarz do niego, nasze usta dzieliła minimalna odległość. W końcu nasze usta złączyły się w pocałunku. Myślałem, że będzie gorzej... A tfuuu!!! Co ja gadam!!! Dobra trzeba się ogarnąć... Z każdą chwilą pocałunek był namiętniejszy a ja czułem się dziwnie. Nie tylko dla tego, że całowałem mojego przyjaciela ale też, że wszyscy patrzyli się na nas a Camille jeszcze to filmowała. Nareście te 5 minut minęło... chociarz ja miałem wrażenie, że trwało to o wieeeeele dłużej.
-No brawo!-Kendall wraz z dziewczynami zaczął nam gratulować
-A teraz przepraszam na chwilkę.-powiedziałem i szybko pobiegłem do naszego mieszkania. Chwyciłem pastę do zębów i całą zawartość wycisnąłem sobie do ust a potem zjadłem jagby to był budyń albo coś innego do jedzenia. Dodatkowo wziąłem płyn do płukania ust i wypiłem go jak zwykłą wodę... wiem, że to chore ale działałem pod wpływem emocji. Kiedy wróciłem do reszty zobaczyłem, że oglądają film. Zamyśliłem się. To ile czasu spędziłem w tej łazience?! Popatrzyłem na zegar i wszystko było jasne... nie było mnie godzinę. Wzruszyłem ramionami i usiadłem koło Mirandy, która jak zachipnotyzowana patrzyła w telewizor. Spytałem jaki film oglądamy. Okazało się, że dziewczyny wybrały film pt. "Nigdy więcej". Chłopacy znudzeni rozglądali się po domu Jo. Co jakiś czas dziewczyny rzucały tekst w stylu: "Zabij gnoja", "Kredyn", "To nie jest facet. To jakaś... nie powiem co...". Razem z dziewczynami dokładnie śledziłem akcje, ale w przeciwieństwie do nich siedziałem jak mysz pod miotłą. Kedy seans się zakończył spostrzegłem, że wszyscy-oprócz mnie i mojej dziewczyny- śpią. Zaśmiałem się w duchu i zwróciłem się do dziewczyny.
-Wiesz, że cię zabiję?-mruknąłem jej do ucha. Zauważyłem, że lekko drgnęła. Jednak nie spojrzała na mnie tylko patrzyła się tępo w ścianę.
-A niby za co?-spytała tym swoim niewinnym głosikiem
-Ty już wiesz za co...-odpowedziałem. Jako iż na kanapie nie było miejsca wziąłem poduszkę i położyłem się na ziemi. Nie minęło 5 minut a Miri położyła się do mnie plecami. Objąłem ją w pasie. Zacząłem całować jej szyję, tym razem dziewczyna obruciła się do mnie twarzą.
-Musiałeś? Nie mogłeś się postrzymać?-zaśmiała się cichutko
-Oj tam, oj tam.- przytuliłem ją do siebie, pocałowałem a potem wtuleni w siebie usnęliśmy.

*Logan*
Gdy się obudziłem zauważyłem, że wszyscy w koło śpią. Spojżałem na Camille, leżała zwinięta w kłębek i przytulała się do poduszki, dodatkowo mamrotała coś przez sen. Nie rozumiałem co mówi... a szkoda. Wstałem i po cichu wyszedłem z mieszkania Jo i skierowałem się do mieszkania mojego i chłopaków. Wziąłem prysznic i ubrałem się w czyste ubrania. Kiedy przechodziłem obok kalendarza mój wzrok przykuł napis "Lany poniedziałek". Zupełnie zapomniałem, że to tam napisałem. Przeszukałem całe mieszkanie. W końcu znalazłem to na czym mi zależało. Fakt może to tylko wiadro ale dzięki niemu można kogoś porządnie oblać. Napełniłem przedmiot wodą i ruszyłem do mieszkania Cam. Gdy stanąłem przed drzwiami do jej mieszkania zauważyłem przyczepioną do nich karteczkę.
"Logan,
Pojechałam z dziewczynami do lekarza (wiesz aby zdjął mi gips). Jeżeli masz wolną chwilę o 22 to spotkajmy się w parku przy fontannie, chciałabym spotkać się z tobą.

~Camille :*"
Momentalnie poczułem, że robi mi się gorąco. Nie byłem pewny czy chce się z nią spotkać, przeciesz może chcieć ze mną zerwać... no ale w końcu musiałem zadać jej to konkretne pytanie. Fakt... chodziliśmy ze sobą zaledwie dwa miesiące ale ja czułem, że Camille to ta jedyna... tylko był pewien problem. Mianowicie czy ona czuje do mnie to samo co ja do niej.  Z jakąś godzinę minęło mi na rozmyślaniu czy to odpowiedni momęt... W końcu doszedłem do wniosku, że zaczekam. Może rok... zaczekam tyle ile będzie trzeba. Spojrzałem na zegar. Było za 10 minut 13. Razem z chłopakami pojechaliśmy do studia. Gustavo nas nke oszczędzał. W końcu nas wypuścił, kiedy wróciliśmy do domu była 21. Wyszykowałem się na spotkanie z Camile. Gdy byłem gotowy poszedłem do parku. W parku skierowałem się w stronę głównego placu. Z placu powolnym krokiem ruszyłem w stronę fontanny. Kiedy dotarłem na miejsce Camille już tam była. Znowu zrobiło mi się gorąco... tylko tym razem odczułem to o wiele intensywniej. Już z daleka mogłem przyglądać się jej niebiańskiemu urokowi. Delikatnia biała bluzeczka z niezbyt dużym dekoltem do tego różowa spódniczka przed kolano. Jej brązowe loki delikatnke otulały smukłą szyję Camille. O matko czemu ona musi wyglądać tak seksownie!!! Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. W końcu odważyłem się i podszedłem do Cam. Przysiadłem obok niej. Delikatnie dotknąłem jej dłoni, w tedy dziewczyna popatrzyła na mnie a na jej twarzy zagościł uśmiech. Nie wiedziałem czemu chciała się ze mną spotkać. Może chciała tylko być ze mną sam na sam? W mojej głowie kłębiło się teraz tyle pytań.

__________________________________________________
Hejka, dzisiaj miałam problem z napisaniem rozdziału no ale cóż... w końcu coś wymyśliłam. Jak na moje oko rozdział wyszedł do kitu... no ale wasza zdanie jest najważniejsze.

~Sonny <3333