-Uuuuuu...unicestwić? Ale jak to? Przeciesz jestem zbyt piękny aby umrzeć.-biadolił James, tym swoim krzykiem zdenerwował obcego.
-W ziemianie wkurzacie mnie.-zaczął najeźdźca.-Straże brać ich!-kosmita krzyknął ochrypłym głosem i po chwili jak zpod ziemi pojawili się jego słudzy. Pojmali nas i siłą zaciągnęli do więzienia. Gdy zamknęli wejście do celi Carlito momentalnie żucił się na kraty i zaczął nimi trząść i krzycąc:
-Wyciągnijcie mnie! Ja nic nie zrobiłem!-wrzeszczał i miotał się na wszystkie strony. Razem z chłopakami próbowaliśmy go uspokoić ale to nic nie dało, latynos nadal żucał się po całym pomieszczeniu. W końcu Kendall nie wytrzymał i sprzedał mu prawego sierpowego, następnie chwycił go za ramiona i powiedział spokojnie:
-Carlos to nic nie da, nikt nas nie słyszy więc sami musimy z tąd się wydostać.-zaczął blondyn. Widocznie Carlos zrozumiał przekaz bo usiadł pod ścianą i zaczął coś mówić sam do siebie. Ja stałem i przyglądałem się całej akcjii z bliska.
-A ty co tak stoisz?-zapytał się mnie James, i spojrzał na mnie lekko zły.
-Myślę jak się z tąd wydostać.-zacząłem i podszedłem do krat, rozejrzałem się w koło i zauważyłem, że klucz od wyjścia z celi wisi na haku. Zwróciłem się do chłopaków, uniosłem jedną brew i spojrzałem na nich uradowany.
-Oooo chłopaki Logan ma pomysł!-krzyknął uradowany Carlos i błyskawicznie wstał z pod ściany i stanął obok Kendalla i Jamesa, którzy czekali aż wyjaśnię im mój plan.
-Dobra czy, któryś z was ma szunurek albo coś?-zapytałem. Chłopacy popatrzyli na mnie a następnie zaczęli przeglądać swoje kieszenie. W końcu powiedzieli mi co mają. Otuż Kendall miał baterie i chaczyk na ryby, James notkę do zębów a Carlos wyciągnął ze spodni lukrecje, którą od razu zjadł. Wziąłem chaczyk na ryby i nitkę do zębów a następnie połączyłem wszystkie te przedmioty. Carlos spojrzał na mnie ze zdziwieniem.-Co ty kombinujesz?-zapytał i nadal patrzył na przemioty które łączyłem ze sobą.
-Zaraz zobaczysz...-uśmiechnałem się i gdy połączyłem razem owe żeczy. Zaczałem machać nimi jak lassem i następnie puściłem nitkę. Udało się...haczyk owinął się wokół kluczy i już po chwili mogłem nas uwolnić. Gdy wyszliśmy z więzienia skierowaliśmy się do wyjśia jednak podczas ucieczki nadepnąłem na plastikowe opakowanie po owocowych ciasteczkach, opakowanie zaszeleściło na tyle głośno aby zwrócić na nas uwagę kosmitów.
-A wy to gdzie?-rzekł widocznie zdziwiony tym, że uciekliśmy
-Po...-próbowałem coś wykąbinować
-Kwiatki. Mój kolega chciał powiedzieć, że idziemy po kwiatki. Prawda Logan?!- na szczeście Carlos coś wymyślił i posłał mi porozumiewawcze spojrzenie
-A po jakie to kwiatki?-spytał król kosmitów
-Habry? Stokrotki? Torciki? Bezy?-James nie wytrzymał presji i zaczał panikować... zupełnie jak ja w skrajnych przypadkach.
-Te dwa ostatnie to nie były kwiaty... co wy kombinujecie?!-zapytał wściekły. My jedynie popatrzyliśmy po sobie i James szybko krzyknął:
-O rany! Oni uciekają!!!-krzyknął a raczej wrzasnął. Gdy obcy się odwrócił wykorzystaliśmy momęt jego nie uwagi i zaczęśliśmyuciekać na wszystkie strony. Razem z Kendallem wbiegłem do jakiejś ogromnej sali, rozejrzałem się i zobaczyłem, że pod nogami mam trawę a w oddali był las. Jeszcze raz rozejrzałem się po pomieszczeniu było ciemno ale mogłem poruszać się bez obawy, że na coś wpadnę.
-Logan! Logan! Logan!-krzyczał Kendall szarpiąc mnie za koszulkę, odwróciłem się w jego stronę a gdy to zrobiłem w ogromnej sali rozbłysło światło. Razem z Kendallem rozglądaliśmy się nerwowo aby znaleźć wyjście z pomieszczenia ale ono zniknęło, koniec, nie ma, finito (finito z hiszpańskiego znaczy koniec, skończony)...
-Eeeee...stary wiesz może co tu się dzieje?-zapytałem cofając się, niespodziewanie padłem na ziemię. Okazało się, że potknąłem się o broń (noże, miecze itp.). Niespodziewanie rozległ się głos jagby z megafonu.
-Witajcie ziemianie. Widzę, że ktoś znalazł moją salę do igrzysk. Będziecie walczyć między sobą aż zostanie tylko jedno z was. Powodzenia.-głos ucichł a po minucie zobaczyzliśmy Carlosa i Jamesa, mieli na sobie jakieś plecaki a w rękach trzymali broń. Przyjżałem im się uważnie, coś mi tu nie pasowało... spojrzałem na nich jeszcze raz dopiero teraz zauważyłem, że w oczach widnieją czarne pióra zamiast źrenic i tęczówek.
-Wiać!!!-krzyknął Kendall bo nasi opętani przyjaciele zaczęli rzucać w nas Shurikenami (tsą to gwiazdki którymi posługują się ninja). Zaczęliśmy uciekać w głąb lasu, wypatrzyłem jakieś drzewo i oboje się na nie weszliśmy. Na nasze szczęście korona drzewa była tak gęsta, że zakrywała nas całych ale bez problemu mogliśmy przchodzić z gałęzi na gałąź. W głębi duszy mieliśmy nadzieję, że ten koszmar się skończy bo nasi przyjaciele chcieli nas zabić! To było jakieś nienormalne... po prostu paranoja. Gdy według mnie niebezpieczeństwo minęło zorientowałem się, że siedzieliśmy tam już sporo czasu, chyba nawet 2 godziny. Dodatkowo na nasze nieszczęście brzuch Kendalla zaczął domagać się jedzenia.
-Ciszej bo nas zabiją...-powiedziałem przez zęby w miarę jak najcieszej. Widocznie to nie był nasz szczęśliwy dzień bo chwilę po tym jak znowu zapadła cisza zaczął dzowonić telefon... tym razem była to moja wina bo wybrałem najgłośniejszą piosenkę jaką miałem w telefonie.
-Woo Hoo! Wszystkie okna w dół! Woo Hoo! Mówiąc: "Tak, o tak" (...) Woo Hoo! Mówimy: "Tak, o tak" Zaczynamy! Woo Hoo! Wszystkie okna w dół!- mój telefon zaczął dzwonić coraz głośniej a ja na domiar złego zapomniałem jakie hasło ustawiłem sobie na blokadę.
-Logan wyłącz to!- krzyknął Kendall i zaczął mnie ponaglać
-Już!- rzekłem uradowany gdy... wyjąłem baterię z telefonu
-Nie można było tak od razu?!-zapytał z ironią w głosie
-Dobra ja nie mam zamiaru się kłucić. Lepiej pomyślmy jak z tąd uciec.- oboje zaczęliśmy intensywnie myśłeć. Skoro James i Carlos dostali się tu nie drzwiami tylko...
-Teleport! Kendall teleport!-krzyknąłem uradowany ale mój entuzjazm ostudził upadek z drzewa prosto do wody.
-O czym ty mówisz Loggie?-zapytał schodząc z drzewa
-Po pierwsze nie mów na mnie Loggie bo wiesz, że tego nienawidzę a po drugie pomyśl. Skoro Carlito i James dostali się tutaj nie drzwiami tylko jagby coś ich tutaj przeniosło to chyba jasne, że to sprawka teleportu.- zacząłem skakać z radości w koło drzewa. W końcu coś wymyśliłem! W końcu miałem pomysł jak wydostać się z tego piekła!
-Geniuszu powiedz mi tylko jak znajdziemy ten twój teleport.- zaśmiał się ironicznie i zmierzył mnie wzrokiem
-Ooo no właśnie...-odpowiedziałem ze skruchą i rezygnacją w głosie. Kendall miał rację, i co teraz zrobimy? Ja już sam nie miałem pojęcia
-Chyba mam pomysł.-uśmiechnął się szelmowsko i zrobił tą swoją słynną minę
-Mo dalej mów!-krzyknąłem entuzjastycznie
-Jeden z nas...-powiedział to nader dramatycznym głosem-...musi zginąć.-dodał po chwili trzymania mnie w napięciu
-Okej, dzięki za taki plan. Radź sobie sam!-rzuciłem i już miałem odejść gdy Kendall mnie zatrzymał
-Ty myślałeś, że to na serio?-zaczął ale mu przerwałem
-Kot myślał i zdechł. A teraz przejdź do sedna.
-Któreś z nas będzie udawać trupa więc może w tedy ten teleport się pojawi.-jego plan nie był nienormalny jak zazwyczaj.
-No dobra ale kto będzie udawał zabitego?-zapytałem, ale niepotrzebnie to powiedziałem. Przeciesz to oczywiste, że ja będę królikiem doświadczalnym.
-Ty.-odpowiedział, tym samym spełniły się moje przeczucia- Ale trzeba cię jakoś przerobić na martwego.-dodał po chwili ciszy
-Pfff to weź te jagody.-powiedziałem z ironią
-Nadadzą się. Dzięki.-odpowiedział jkak gdyby nigdy nic. Zgniutł owoce na miazgę, a następnie wysmarował nimi fragment mojej bluzki i twarzy.
Dobra geniuszu tylko jak upozorować moją „śmierć“?-ułożyłem z palców cudzysłów
-Połuż się na ziemi ale głowę oprzyj o ten kamień.-wskazał głaz, który także był czerwony od jagód
-No dobra.-burknąłem zdenerwowany ale wykonałem polecenie Kendalla
-Dobra teraz zamknij oczy i udawaj martwego.-odparł widocznie zadowolony ze swojego pomysłu
-Bla, bla, bla gadaj zdrów. Ja wiem co mam robić.-rzekłem obojętnie i wykonałem wszystkie polecenia Kendalla. W końcu wszystko było dopięte na ostatni guzik, ja leżałem na ziemi i udawałem martwego natomiast Kendall schował się na drzewie. Nie musieliśmy czekać zbyt długo, ponieważ zaledwie po 6 minutach... jagby to ująć teleport mnie „zassał“, w ostatniej chwili Kendall złapał się mojej ręki i obaj znaleźliśmy się na statku kosmicznym.
-No, no, no... znowu się spotykamy.-na nasze nieszczęście spotkaliśm naszego starego „znajomego“- króla kosmitów.
-Dobra słuchaj! Mamy cię już po kokardkę! Więc gadaj co mamy zrobić abyś nas w końcu wypuścił i odczarował Jamesa oraz Carlosa!-razem z Kendallem krzyknęliśmy wściekli do granic możliwości
-Jeśli coś zaśpiewacie to może was wypuszczę.-dpowiedział obojętnym tonem
-Najpierw odczaruj Jamesa i Carlosa.-powiedział Kendall
-Niech wam będzie. Straże wypuście ich!-krzyknął a po chwili jego słudzy przyprowadzili Jamesa i Carlosa, oczywiście byli już odczarowani.
-No koledzy to co? Zaśpiewamy mu naszą ulubioną piosenkę?-Kendall uśmiechnął się szelmowsko do reszty a mi posłał porozumieawcze spojrzenie.
-Ale jest mały problem...-zacząłem zwróciwszy się do króla przybyszów z kosmosu
-A jaki to problem?-zapytał widocznie zdenerwowany
-Bo ja nie znam słów tej piosenki i dodatkowo muszę iść do łazienki.-skłamałem udając, że na prawde muszę skorzystać z toalety. Kosmita jedynie skinął głową co oznaczało, że mogę iść. Zacząłem szukać panelu kontrolnego, którym będę mógł sterować statkiem. W końcu go znalazłem. Podszedłem bliżej aby się przyjżeć temu urządzeniu, zauważyłem, że owy panel ma taki sam układ przycisków jak pady do gier. Szybko zrozumiałem jak sterować tym statkiem, wybrałem kurs na ziemię i po jakichś 20 minutach byliśmy na naszej ukochanej planecie. Wziąłem ze sobą urządzenie, którym można było się teleportować w dowolne miejsce i jeszcze detonator. Następnie wróciłem do chłopaków
-Wybaczcie, że tak długo...-uśmiechnałem się durnowato
-Nie ważne. Piosenka.-rzekł kosmita, który był o mały włos od wyprowadzenia go z równowagi... zupełnie jak Gustavo haha
-ok. To piosenka dla ciebie panie.-powiedział James, widocznie też domyślił się po co poszedłem na tak długo. W końcu zaczęliśmy śpiewać:
-Ale z Ciebie wieprz!
O tak, wielki wieprz!
Ty wyglądasz jak wieprz!
I cuchniesz jak wieprz! 2x - gdy wszyscy skończyliśmy wycdelowałem w nas teleport w którym wcześniej ustawiłem tak aby przeniósł nas do Los Angeles. Na pożegnanie pomachaliśmy kosmicie i zniknęliśmy. Owy teleport przeniósł nas na główny rynek L.A. Była już noc więc nikogo tam nie było.
-Czas na małe bum bum!-zaśmiałem się wesoło po czym wcisnąłem guzik przy detonatorze przez co zabiłem kosmitów i wysadziłem ich statek. Na niebie pojawiły się fajerwerki, zaczęliśmy się im przyglądać gdy usłyszałem za sobą dobrze znany żeński głos.
-Logan? To ty?-zapytała dziewczyna
-Erin... hhhh hejka.-uśmiechnałem się głupio. Przy tej dziewczynie zawsze traciłem głowę, nie mogłem układać prostych zdań przez co z moich ust wydobywał się tylko bełkot.
-To my zostawimy was samych.-uśmiechnął się James wraz z Carlosem i Kendallem
-To... jak podróż?-spytała zaciekawiona
-Nigdy nie zgadniesz jaką przygodę przeżyliśmy.-na całe szczęście poczułem się już odrobinę pewniej
-Oj zgadnę. A tak to czemu masz usta od jagód?-zaśmiała się wesoło, przez ten jej śmiech od razu się rozmarzyłem. Poczułem się jagbym ciałem był właśnie w tym miejscu ale myślami gdzie indziej.
-Logan! Nie śpij!-dziewczyna klasnęła w dłonie przed moimi oczami
-Erin nie strasz!-skarciłem ją wzrokiem
-No dobra.-odpowiedziała ironicznie
-Chciałbym ci coś powiedzieć...-zaczałem niepewnie
-Ja też chciałabym ci coś powiedzieć.-uśmiechnęła się szelmowsko ukazując swoje białe ząbki
-To... mogę pierwszy?-zapytałem tracąc swoją pewność siebie
-Jasne, mów.
-Erin, słuchaj...-złapałem ją za rękę i spojrzałem w oczy-nie wiem jak ci to powiedzieć ale ja cię kocham-dodałem po chwili niepewności a na mojej twarzy mimowolnie zagościł uśmiech.
-To zabawne, bo sama chciałam ci to powiedzieć.-powiedziała wesoła. Tym razem to ona spojrzała mi w oczy, z jej spojrzenia bez problemu można było wyczytać jak się teraz czuje. W jej oczach odbijał się księżyc, który tej nocy był akurat w pełni.
-To co. Wracamy do reszty?-zapytała, widocznie chciała abym coś zrobił. Szybko zorzumiałem o co jej chodzi. Nachyliłem się i ją pocałowałem.
-Teraz możemy wracać do reszty.-uśmiechnałem się, złapałem Erin za rękę i wróciliśmy do reszty. Cały ten dzień był dziwny, ale jego zakończenie... po prostu bajeczne, lepiej być już nie mogło. Gdy spotkaliśmy resztę poszliśmy do hotelu wynajęliśmy pokoje i tak rozpoczęła się przygoda w mieście aniołów...
THE END
___________________________________________________________________________________
Chciałam wam wstawić w końcu ostatnią część jednorazówki bo od jakiegoś czasu mnie to męczy. Uznałam też, że skoro zastanawiam się co napisać w kolejnym rozdziale to wstawię wam rednorazówkę. Liczę na szczere komentarze, walcie prosto z mostu.
~Sonny <3333
Super. Brak słów. Czekam xo
OdpowiedzUsuń