piątek, 13 marca 2015

Zawieszenie!

Mówię to z ciężkim sercem ale zawieszam bloga na czas nieokreślony... nie chodzi o to że nie lubię już pisać. Wręcz przeciwnie ale sprawy dosyć prywatne nie pozwalają mi dalej pisać dalszej historii BTR'u. Do tego dochodzi jeszcze szkoła oraz inne zainetresowania. Powiem tyle:
Nie wiem na ile zawieszam bloga ale będzie to mniej więcej miesiąc... może dwa. Jedno jest jednak pewne: wkrótce wrócę do Was z nowymi rozdziałami, jednorazówkami i pomysłami :)

To do zobaczenia
~ Sonny <3333

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 1

***James***
Poranek był bardzo normalny... do czasu... Kendall przebrał się za Spider-man'a a Logan za Batmana. To była jakaś masakra! Żyć się z nimi nie da a gdzie tu jeszcze znosić ich chore psychicznie pomysły. No znaczy się Logana to jeszcze rozumiem. U niego takie akcje są normą, ale Kendall? W to to akurat bym nie uwierzył gdybym nie widział tego na własne oczy. A z resztą nie ważne. Weźmie się ich do psychiatry i powinno być wszystko dobrze... chyba. Heh, mniejsza o tych dwóch debili. Ostatnio wprowadziła się jakaś nowa laska i codziennie wychodzi się poopalać. Oczywiście była kłótnia kto może podrywać tą dziewczynę i.... wygrał Carlos. Na początku myślałem, że to tylko głupi żart ale myliłem się. On na serio wygrał! Nie mogłem w to uwierzyć!
~~To jakiś absurd!
Krzyczałem w myślach. W końcu aby ochłonąć poszedłem na spacer. To był dobry pomysł, powoli czułem jak moje nerwy opadają, ale mój stan błogości nie trwał długo. Niespodziewanie wpadła na mnie jakaś dziewczyna; miała zielone oczy i włosy w odcieniu rudym, nie była wysoka... tak na oko miała może z 160 cm wzrostu. Dziewczyna ruszyła nerwowo ręką i pędem pobiegła przed siebie, widać było, że biegnie na oślep i nie patrzy dokąd pędzi. Po chwili jakieś dwa typy nie patrząc na drogę "potrącili mnie" i pognali za rudą po drodze krzycząc, że jeśli się nie zatrzyma to gorzko tego pożałuje. Gdy uświadomiłem sobie, że tej dziewczynie grozi niebezpieczeństwo pognałem za facetami. Kiedy kręcili w prawo zrobiłem to samo, okazało się, że był to ślepy zaułek.
- Teraz pożałujesz...- powiedział jeden z typów do dziewczyny .
- Zostawcie ją! - krzyknąłem i stanąłem między rudą a oprychami
- A co nam taki laluś zrobi? - zapytał drugi i obaj parsknęli śmiechem
- Zaraz zobaczysz - uśmiechnąłem się tajemniczo i wdałem się w bójkę w tymi facetami, nie było trudno ich przegonić bo trąciło od nich alkoholem. Gdy niebezpieczeństwo minęło podszedłem do dziewczyny, stała i patrzyła się w jeden punkt.
- Wszystko dobrze? - zapytałem patrząc na nią
- Gdzie i kim jesteś?! - krzyknęła przerażona i cofnęła się kilka kroków dalej i o mało co się nie potknęła o śmietnik.
- Ty...nic...nie widzisz? - wyszeptałem i złapałem ją za rękę
- Zostaw mnie! - krzyknęła spanikowana, wyrwała się z mojego uścisku i upadła na ziemię.
- Uważaj! - powiedziałem pomagając dziewczynie wstać
- Kim jesteś? - dziewczyna zadała ponownie to samo pytanie
- Jestem James Maslow, nic ci nie zrobię. Obiecuję - rzekłem i razem z dziewczyną wyszedłem z zaułka
- Dzięki za pomoc - uśmiechnęła się delikatnie i już chciała iść ale o mało co nie wpadła na przechodnia
- Poczekaj... - zacząłem ale nie znając jej imienia urwałem
- Jestem Susan. Susan Star - uśmiechnęła się lekko
- Czy ty jesteś... - zacząłem ale Susan mi przerwała
- Tak jestem niewidoma - dziewczyna ciężko westchnęła
- Ale co tu robisz? - oczywiście moja ciekawość wzięła górę i musiałem dowiedzieć się co nieco o tej dziewczynie
- Nie chcę o tym rozmawiać - wyszeptała i spojrzała w ziemię


***Logan***
- Carlos może lepiej sobie odpuść? - spytałem patrząc na latynosa. On jedynie mruknął coś pod nosem i dalej chodził w kółko. Ja nie wiem co on i James widzą w tej lasce. To zwykła brunetka, która nie dawno wprowadziła się do domu, który znajdował się obok naszego - Stary daj sobie spokój. Przypomnij sobie tylko co ona powiedziała gdy chciałeś ją zaprosić na randkę - dodałem patrząc się intensywnie na chodzącego w kółko chłopaka
- Powiedziała abym wypierdalał - mruknął zawiedziony po czym usiadł na trawie obok mnie. Na środku podwórka nadal widniała wyrwa, którą nie dawno zrobiliśmy. - Ale Logan ona mi się na serio podoba - dodał po chwili ciszy
- No wiem al... - i w tym momencie urwałem gdyż dostałem wiadomość od... Camille! Myślałem, że popłaczę się ze szczęścia . Szybko wystukałem tekst wiadomości po czym ją wysłałem i przeskakując płot wybiegłem z ogrodu bez słowa. Cały czas mając nos w telefonie szedłem przed siebie aż do momentu gdy wpadłem na kogoś. Już miałem wyzwać tą osobę od najgorszych gdy okazało się, że tą ciamajdą na którą wpadłem była Camille. Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech, kształtem przypominający banana.
- Nic ci nie jest - spytała dziewczyna. Popatrzyłem na nią zahipnotyzowany aż w końcu otrząsnąłem się z transu i wymamrotałem ciche "Nie". Brunetka podała mi rękę i pomogła mi wstać, dziwnie się czułem gdyż to zazwyczaj jest na odwrót
- Przepraszam - wymamrotałem gdy stanąłem na równe nogi
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się wesoło lekko przekżywiając głowę w prawą stronę. Zmierzyłem dziewczynę wzrokiem; jako, że było lato miała na sobie krótkie jeansowe spodenki, krótką białą bluzkę z flagą ameryki oraz okulary przeciw słoneczne. Patrzyłem na nią aż w końcu jakiś gruby facet nie krzyknął "Rusz dupę smarkulo" w stronę Camille. W jednym momencie moje ciśnienie gwałtownie wzrosło
- Smarkulo, hę? To jak mam do ciebie mówić?! Grubasie, a może świnko?! - wrzasnąłem podchodząc coraz bliżej mężczyzny aż w końcu stałem twarzą w twarz z nie przyjemnym gostkiem. Nagadałem mu jeszcze trochę aż w końcu Camille siłą musiała mnie od niego odciągać
- Dla czego to zrobiłeś? - spytała idąc obok mnie gdy byliśmy w dużej odległości od tego typasa
- Mam pozwolić aby ktoś tak chamsko odnosił się do mojej przyjaciółki? Wolne żarty - uśmiechnąłem się i przytuliłem brunetkę. Dziewczyna zawahała się chwilkę ale po chwili odwzajemniła uścisk. Po dłuższej chwili wypuściłem ją z objęć
- Logan? - spytała patrząc się w betonowy chodnik. Ja jedynie zanuciłem w odpowiedzi - Czy istnieje możliwość, że... - urwała przełykając ślinę - będziemy przyjaciółmi na zawsze? - dodała po chwili. Miałem wrażenie, że chciała co innego powiedzieć ale zmusiła się aby tego mi nie mówić.
- Oczywiście, że tak - odparłem chociaż w głębi duszy chciałem powiedzieć jej co do niej czuje - A teraz moja droga przyjaciółko w ramach poprawy humoru zapraszam na lody - powiedziałem i bez zbędnych ceregieli poszliśmy do pobliskiej lodziarni.

______________________________________________________________
Ha i co? Myśleliście, że znowu odeszłam na tak długo? O nieeee tak łatwo to się mnie nie pozbędziecie :) A co do rozdziału to...
Moim zdaniem nadaje się tylko do śmietnika ale chciałam dodać jakiś rozdział (na początku miał być dłuższy ale muszę czytać "Bardzo białą wronę" [jeśli mam być szczera to ta książka jest nudna w kit, wolę czytać Wasze blogi :D ]). Mam nadzieję, że kolejny rozdział wstawię o wiele szybciej
Tak więc bayo i do następnej notki moi kochani :*

~Sonny

EDIT: Sprawdzałam przed chwilą, który z moich postów jest najbardziej popularny. Okazało się, że  jest to jednorazówka "Tylko przyjaźń?". Hehehe KOGAN górą xD. A teraz troszkę się ogarnę i pokażę wam 3 najpopularniejsze posty:
  1. "Tylko przyjaźń?" - 184 wyświetlenia
  2. "Big Time Aliens cz.1" - 131 wyświetleń
  3. "Big Time Aliens cz.2" -  125 wyświetleń

czwartek, 12 lutego 2015

Jednorazówka: "Na zawsze razem"

*Los Angeles, godz. 1:30pm, poczekalnia przed salą operacyjną*

Siedzę przed tą cholerną salą operacyjną i nadal nie mogę uwierzyć w swoją głupotę. Dla czego to musiało zdarzyć się akurat mnie! Jestem takim debilem! Spojrzałem na zegar wiszący prze de mną na ścianie. Nerwowo stukałem nogą o ziemię, do teraz miałem przed oczyma ten felerny wypadek...

"- Kendall puść mnie - poprosiła Katelyn, moja dziewczyna
- Ani mi się śni! - warknąłem ciągnąc ją za rękę. Sam dziwiłem się swojemu zachowaniu, nigdy ale to NIGDY nie okazałem wobec jej osoby nawet grama agresji... ale teraz... teraz to zupełnie co innego. W klubie w którym akurat przebywaliśmy muzyka była rozkręcona na full. Nawet własnych myśli nie słyszałem. Spojrzałem tylko na Kate, miała łzy w oczach. Czułem się źle robiąc jej krzywdę ale to co zrobiła to po prostu w głowie się nie mieści. Nie dość, że na tej imprezie było pełno typasów którzy tylko czekają aby zaliczyć jakąś laskę to wręcz głupotą jest robić to co odstawiła moja dziewczyna. Oczywiście wiedziałem, że wypiła z dwa piwa i była lekko nietrzeźwa... ale... ech nie znajdę na to wytłumaczenia. - Powiedz mi! Co to miało być! - krzyknąłem na nią gdy tylko wyszliśmy z budynku. Katelyn popatrzyła na mnie cała zapłakana ale mimo to moja złość ani trochę nie złagodniała. Ba! Jeszcze bardziej mnie tym wkurzyła.
- Kendall, ale ale... - dziewczyna zaczynała się jąkać, jednak mało mnie to interesowało. Miała mi to wytłumaczyć tu i teraz!
- Ale, ale! To nie zmienia faktu, że mam cię dosyć! - krzyknąłem wymijając dziewczynę. Blondynka pobiegła za mną co spowodowało, że tylko przyśpieszyłem kroku.
- Kendall zaczekaj! - poprosiła łamiącym się głosem. Zatrzymałem się i zacisnąłem pięści aby jakoś się uspokoić.
-Co?! - warknąłem odwracając się w jej stronę
- Kendall ja nie wiem o co tak się złościsz ale ja nic nie zrobiłam! - krzyknęła a kolejne łzy spływały jej po policzkach
- No jasne! - odparłem sarkastycznie - To powiedz mi kto się rozbierał przed tymi napalonym i fagasami!
- To nie byłam ja! Ja cały czAs rozmawiałam z Erin! - krzyknęła wymierzają mi siarczysty policzek
- Tak to ciekawe, że gdy podszedłem do tej dziewczyny i zawołałem "Katelyn" to zareagowała!
- No jasne, to powiedz mi jak ona wyglądała! - krzyknęła wściekła. Moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki, dopiero teraz to zrozumiałem. Szlag by to! Przecież ta dziewczyna miała tatuaż na szyi. Fakt faktem, że była przebrana tak samo jak moja Katelyn ale ten tatuaż był dobrze widoczny. - Teraz widzę jak bardzo mi ufasz! Nienawidzę cię! - krzyknęła i zaczęła biec przed siebie
- Katelyn! Przepraszam! - natychmiast ruszyłem za nią. W jednej chwili przed moimi oczyma rozegrał się istny koszmar. Katelyn przebiegająca przez pasy, czarne porsche wyjeżdżające zza zakrętu i uderzające w nią z ogromną siłą. Ciało dziewczyny przeleciało po dachu auta. Kierowca nawet się nie zatrzymał. 
- Katelyn! - wrzasnąłem i przyśpieszyłem kroku. Gdy w końcu do niej dobiegłem do moich oczu napłynęły łzy. Moja ukochana leżała na ziemi w kałuży krwi, z nosa płynęła jej czerwona ciecz. Bez namysłu zadzwoniłem po karetkę..."

To wszytko moja wina! Gdyby nie ja... to Katelyn była by zdrowa. Patrzyłem się tępo w drzwi za którymi jakieś siedem godzin temu zniknęli lekarze wraz z moją Kate. Tykanie zegara nie dawało mi spokoju. Miałem wrażenie, że ten nieożywiony przedmiot drwi ze mnie śpiewając sobie: "Tik tak czas ucieka, Tik tak, zrób coś z tym, Tik tak albo zgiń...". Po kolejnej godzinie oczekiwań w końcu zza drzwi wyłonił się lekarz. Szybko podniosłem się z krzesła i spojrzałem na mężczyznę z nadzieją w oczach. Lekarz jedynie pokiwał głową przecząco.
- Przepraszam. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. - zaczął
- Pan żartuje tak? - spytałem nie dowierzając. Cały czas miałem wrażenie, że to tylko chory wymysł tego lekarza - To żart tak?! Niech mi pan odpowie! Moja Katelyn jest zdrowa, nic jej nie jest zaraz stąd wyjdzie - sam siebie okłamywałem, przecież ten doktor mówił prawdę. Już jej przy mnie nie ma, straciłem miłość mojego życia tylko i wyłącznie przez własną głupotę.
- Przykro mi – szepnął mężczyzna kładąc rękę na moim ramieniu. W jednej chwili straciłem caly swój świat jak i chęć do życia.
- Przykro mi Katelyn – szepnąłem zamykając oczy i zaciskając pięści. Po moich policzkach bez przerwy spływały łzy. Lekarz dał mi możliwość pożegnania się z ukochaną. Skorzystałem z okazji gdyż... nigdy więcej jej nie zobaczę. Wszedłem do pomieszczenia i usiadłem na krześle obok stołu na którym leżało ciało mojej ukochanej. - Nie długo się spotkamy, obiecuję ci to. Kocham cię na zawsze Katelyn – powiedziałem cicho. Posiedziałem jeszcze chwilę aż na końcu pielęgniarka mnie wyprosiła. Westchnąłem ciężko i wyszedłem. Gdy opuściłem szpital skierowałem się do naszego... znaczy do mojego domu. Po drodze zadzwoniłem do moich rodziców jak i rodziców Katelyn. Ci drudzy od razu oznajmili mi, że to ja powinienem być martwy. Doskonale wiedziałem co oni czują, sam zresztą nie chciałem już żyć....
Od śmierci Katelyn minął miesiąc, niespełna tydzień po tym zdarzeniu. Przyjaciele próbowali mnie pocieszyć jednak nic to nie dało, za bardzo cierpiałem po jej stracie. Przestałem w ogóle jeść i pić ale gdyby nie rodzina i przyjaciele to umarłbym z głodu albo odwodnienia. Siłą musieli wpychać we mnie jedzenie czy picie. Nie wiem dlaczego tak bardzo się mną przejmują, przecież ja już zdecydowałem...
Trzy miesiące, trzy miesiące minęły od śmierci mojej ukochanej ale to nadal tak bardzo boli. Tęsknię za nią całym sercem jak i duszą. Codziennie mam wrażenie, że zaraz wejdzie cała roześmiana i przytuli mnie na powitanie czy tez pocałuje w policzek. Już dawno odciąłem się od otaczających mnie osób. Zamknięty w swoim własnym światku codziennie cierpiałem widząc inne pary, którym w życiu się poszczęściło. Pewnego dnia zdecydowałem, że już dłużej nie mogę tego odwlekać. Napisałem list pożegnalny dla moich bliskich po czym wyszedłem z mieszkania nawet go nie zamykając, w końcu... ja już tu nie wrócę. Poszedłem na sam dach wieżowca w którym mieszkałem. Gdy dotarłem na miejsce poszedłem na samą krawędź dachu. Spojrzałem w dół a jedyne co widziałem to betonowy parking.
- Na zawsze razem – szepnąłem patrząc na wyciągnięte wcześniej zdjęcie mojej ukochanej. Zrobiłem krok do przodu i skoczyłem. Przez chwilę czułem się wolny lecz kilka sekund później poczułem jak uderzam o zimny beton. Już nie musiałem się niczym martwić. W końcu możemy być na zawsze razem.

____________________________________________
Hejo Wam wszystkim :D
Heh jednorazówkę wstawiam dzisiaj bo w czoraj robiłam te cholerne rekwizyty na dzień z językiem obcym -,-"
A co do jednorazówki... coś mi w niej nie pasuje... może dla tego, że prawie wszyscy zginęli? Chyba. Ale uśmiercanie bohaterów to taki mój chory zwyczaj.
To co? Do soboty!

~~Sonny <3333

niedziela, 8 lutego 2015

~"~ Prolog + powitanie ~"~

~_~ Czasem nie wszystko jest takim jakim się wydaje, idealnym przykładem potwierdzającym te stwierdzenie są moi przyjaciele - Logan, James i Carlos. Siebie nie liczę bo wystarczy na mnie spojrzeć i już wiesz, że jestem człowiekiem myślącym w wyjątkowy sposób... bardzo wyjątkowy sposób.  Teraz wracając do moich przyjaciół. Może i wyglądają na inteligentnych, poważnych i dojrzałych facetów ale jeśli mam być szczery to są oni trójką debili, których kocham jak braci. Codziennie chociaż raz śmiejemy się do łez, mam tylko nadzieję, że 
będziemy kumplami na zawsze ~_~


Ze snu wyrwał mnie bliski kontakt z ziemią. Podniosłem się i ziewnąłem przeciągle. W jednej chwili całe mieszkanie się zatrzęsło. Od razu wiedziałem co reszta robi i czyja to sprawka...
- Logan Philip Henderson! - wydarłem się na cały dom. W jednej chwili wspomniany prze ze mnie chłopak pojawił się tuż prze de mną
- Taaak? - spytał a na jego twarzy dostrzegłem błoto? Czy mnie oczy nie mylą? On ma na twarzy błoto
- Co ty robisz, że masz na gębie błoto? - spytałem przyjaciela jednocześnie patrząc na niego z furią w oczach
- Chodź, zobacz. Załatwiłem achtung*, będzie rozróba! - krzyknął i złapał mnie za nadgarstek po czym pociągnął mnie do ogrodu. Gdy się tam pojawiliśmy James i Carlos coś robili w ziemi. Prawdopodobnie zasypywali jakiś dołek
- Chłopaki co robicie? - spytałem zdezorientowany. Nikt mi nie odpowiedział, zamiast tego James wyciągnął z kieszeni zapalniczkę po czym podpalił kilka sznurków wystających z ziemi
- Kryć się! - wrzasnął Pena i w jednej chwili zostałem wepchnięty za przewrócony stół.
- Trzy, dwa, jeden! Demolka! - wrzasnął Henderson i po chwili usłyszeliśmy ogromny huk. Wszyscy wyszliśmy zza stołu a moim oczom ukazała się... wielgachna wyrwa na środku podwórka - O kurwa! Ja chcę jeszcze raz! - krzyknął Logan i pobiegł po jeszcze więcej tego dziadostwa
- Nawet nie próbuj - warknąłem ostrzegawczo łapiąc go w ostatniej chwili za koszulkę
- Ej no Kendall, ty się bawić nie umiesz - oburzył się Logan
- Dokładnie! Zobacz co zrobiliśmy z telewizorem - wtórował mu Pena a James przytargał... mój rozwalony telewizor!
- Co wy zrobiliście! - wrzasnąłem gdy zobaczyłem mój biedny rozwalony telewizorek
- Eeee to jeszcze nic. Żałuj, że nie widziałeś reakcji pani Peterson gdy do jej skrzynki wrzuciliśmy kilka tych maleństw - odparł Logan i wyciągnął z kieszeni kilka małych lasek achtungu
- Idioci - burknąłem i popatrzyłem na doszczętnie zniszczony telewizor  - Macie chociaż pojęcie ile to ustrojstwo kosztowało? - zapytałem z wyrzutem mierząc każdego z nich wzrokiem
- Trzy... nie, nie dwa... może tysiąc dolców? - odparł Carlos
- Cztery tysie bo to był jeszcze ten z dotykowym pilotem, historią oglądanie i innymi dziadostwami. Tak więc dziękuję wam bardzo za rozjebanie tak drogiego sprzętu! - wrzasnąłem i wróciłem do mieszkania w cale nie przejmując się dziurą w ogrodzie
- James to nie był ten grat sprzed trzech lat!? - usłyszałem wrzaski Hendersona, gdy usiadłem w salonie, w którym już niestety nie było telewizora przez pomieszczenia niespodziewanie przebiegł Maslow a za nim Logan. Brunet coś krzyczał, że zabije go za ten telewizor albo coś w tym stylu.
- Idioci - zaśmiałem się cicho i założyłem słuchawki na uszy i puściłem ulubioną playlistę.

_____________________________________________________________
*Achtung - zwykła petarda, które zdemoluje prawie wszystko

Haha, no i mamy prolog w którym chłopcy rozwalają telewizor i demolują podwórko xD Jak widać raczyłam ruszyć swoje cztery litery i zabrałam się od nowa za bloga, nie kasuję poprzednich rozdziałów bo po co? Przynajmniej mogę się pośmiać sama z siebie jakie to błędy ortograficzne narobiłam. Oczywiście moja interpunkcja nadal leży i kwiczy... chociaż z ortografią jest nieco lepiej XD Ogółem cały blog zmienił nazwę na "Elevate" - jest prościej i lepiej jeśli chodzi o brak polskich znaków.
"~"~"
A teraz konkrety:
- W tą środę pojawi się jednorazówka
- W sobotę wstawię rozdział
- Znowu będę torturować swoją znajomością j. Polskiego XD

"~"~"
1. I takie zasadnicze pytanko, kto chce mnie zabić za tak długą nieobecność?
(oczywiście, że wszyscy)
2. A kto się NIE cieszy, że wróciłam?
(no oczywiście, że wszyscy się nie cieszą)

"~"~"
To do następnego rozdziału i jednorazówki ^^ Miłego poniedziałku życzę Wam wszystkim :)

~ Sonny <3333

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 27

*Kendall*
- Carlos rusz się zaraz jedziemy!  Katie wypuść tą wiewiórkę! Jo zostaw te torby, są zbyt ciężkie! - gorzej jak z małymi dziećmi, dobra Jo to jeszcze rozumiem, jest uparta i nie łatwo ją przekonać do zmiany zdania ale Carlos i Katie to już porażka. Młoda chciała przemycić dziesięć wiewiórek, potem tłumaczyła się, że chciała nauczyć je sztuczek aby zarobić kasę. Natomiast Carlos nie chciał nigdzie jechać bez Mirandy. Czyjeś zaginięcie trzeba zgłosić policję a nie szukać tej osoby na własną rękę. W końcu po godzinie udało nam się go zaciągnąć do busa. Oczywiście stała by się tragedia gdybyśmy dojechali do domu na czas, akurat gdy zostało nam pół godziny do wyjechania z lasu jakiś facet zatrzymał nas tłumacząc, że kręcą film a my musimy zrobić objazd.
- Logan ile... - nie dokończyłem bo przyjaciel mi przerwał
- Od 4 do 5 godzin.
- Co?! - krzyknęły dziewczyny
- No przepraszamy ale to nie nasza wina. - odparłem zgodnie z kumplem. Spojrzałem na zegarek była 17.
- Ja idę spać. - mruknął Carlos i zniknął nam z oczu. Dziewczyny rozmawiały więc ja postanowiłem posłuchać trochę muzyki. Założyłem słuchawki i włączyłem ulubioną playlistę. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Obudziłem się w moim pokoju, obok mnie siedziała Jo, która uśmiechała się lekko. Już chciała wstać i wyjść ale złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem tak mocno, że upadła na łóżko tuż obok mnie.
- Kendall! Ja jutro idę na 7 do pracy. - mruknęła niezadowolona
- I co w związku z tym? - spytałem obojętnie
- Muszę iść do siebie. - odparła stanowczo
- Nie, zostaniesz ze mną.
- Kendall, zachowujesz się jak małe dziecko. - zaczęła, ja natomiast przytuliłem się do niej jeszcze mocniej ją obejmując
- W cale nie.
- Ta jasne, a teraz to co?
- Josephine Taylor, nie masz nic do gadania. Zostajesz ze mną i basta. - uśmiechnąłem się tylko i czekałem na odpowiedź Jo
- Dobra ale jutro cię zabiję...  - uśmiechnęła się wesoło
- Ok, jutro mnie zabijesz.
- Zatłukę cię gołymi rękami. Albo nie, lepiej baseballem... - powiedziała wesoło -  Taaak... kijaszkiem. - dodała z rozanieloną miną i zrobiła zamach w powietrzu
- Ale, że zaraz kijem?
- Tak. - odparła krótko
- No niech ci będzie. Dobranoc skarbie. - zaśmiałem się i pocałowałem ją delikatnie
- Dobranoc. - wtuliła się w mój tors i zasnęła

*Logan*
Gdy tylko przyjechaliśmy w pierwszej kolejności pomogłem Camille z torbami. Potem udałem się do naszego mieszkania, wziąłem szybki prysznic i poszedłem do łóżka. Na dworze szalała burza ale mimo to próbowałem zasnąć. Już prawie zasnąłem gdy mój telefon zaczął dzwonić. Szybko odebrałem, dzwoniła Camille. Ciekawiło mnie co chciała o de mnie.
- Halo? - mruknąłem
- Logan? Przepraszam jeśli cię obudziłam ale możesz do mnie przyjść?
- Jasne skarbie zaraz będę. - nie czekając na jej odpowiedź rozłączyłem się. Zabrałem ze sobą telefon i skierowałem się do mieszkania mojej dziewczyny. Poszedłem schodami aby czasem Bitters mnie nie przyłapał, bo gdyby tak się stało to dopiero miał bym kłopoty. Gdy doszedłem do mieszkania zapukałem a drzwi otworzyła mi moja dziewczyna. Na nogach miała jasno różowe kapcie a w rękach trzymała dużego pluszowego misia, którego dostała o de mnie na walentynki w zeszłym roku. W jednej chwili zagrzmiało, Camille pisnęła i przytuliła mocniej misia. - Tylko mi nie mów, że burzy się boisz. - zaśmiałem się wchodząc fo jej mieszkania
- Nie widzę w tym nic śmiesznego. - wymamrotała siadając po turecku na kanapie
- No nie mów mi tylko, że teraz się obrazisz. - uśmiechnąłem się siadając obok niej
- Nie, nie obraziłam się. - znowu zagrzmiało. Dziewczyna ponownie ścisnęła pluszaka
- Chcesz abym został z tobą? - spytałem tuląc ją do siebie
- Mhmmm... - pokiwała twierdząco głową
- No dobrze. A teraz zmykamy do łóżka bo chyba jutro masz ważne przesłuchanie.
- No tak. - odparła kierując się w stronę sypialni
- Dobrze więc czas spać. - pocałowałem ją w czoło i przykryłem nas kołdrą
- Dobranoc skarbie. - odparła i zasnęła

*Miranda*
- Ty myślisz, że ja taka głupia jestem?! - krzyknęłam wściekła
- Tak, moim zdaniem jesteś jeszcze większą idiotką niż wcześniej. - odparł rozbawiony - Dobra przejdź do sedna sprawy bo przynudzasz. - mruknęłam
- Cóż... chciałbym abyś z powrotem do nas dołączyła... - odparł spokojnie
- Ty chyba sobie jaja robisz?! Już wolę jeść ziemię! Już raz popełniłam ten błąd i zaufałam tobie! Wiesz jak ja się czułam?! Jak jakaś brudna szmata bez życia! - krzyknęłam wściekła
- Ciszej bądź! Jak szef się dowie, że cię tu trzymam to będzie z nami kiepsko! - wycedził przez zęby
- Aha! Czyli najpierw jestem jakąś tam służącą a teraz zwierzątkiem domowym, które trzyma się Bóg wie gdzie?! -  krzyknęłam wściekła wymachując rękami w powietrzu
- Lepiej się ucisz bo... - jak na zawołanie do pomieszczenia wszedł ten cholerny dupek - ...cudownie! Czyli mam przejebane - dokończył spuszczając głowę i patrząc się na swoje buty
- Nie myślałem, że cię jeszcze tutaj zobaczę... - zaczął
- Weź się wypchaj, a ty Matt - wskazałam palcem na tego kretyna który mnie tu przywlekł - pokaż mi jak się z tąd wydostać albo przy pierwszej lepszej okazji rozwalę ci łeb!
- Ale panienko po co te nerwy. - odezwał się szef Matta. Jak ja nienawidziłam tego gościa, już raz zniszczył mi życie i drugi raz do tego nie dopuszczę
- Nie chcę cię widzieć. Spieprzyłeś mi życie. - mruknęłam
- Kiedyś mówiłaś coś innego... w ogóle byłaś inna. Taka tajemnicza, troszkę wkurzająca, skora do bójek i bez wahania mogłaś zabić człowieka. - oparł się o ścianę, ze spodni wyciągnął małą buteleczkę wódki po czym bez zastanowienia wlał w siebie alkohol
- Kiedyś to kiedyś, a teraz jest teraz. - odparłam obojętnie
- Łyczka? - spytał wyciągając do mnie rękę w której trzymał kolejną butelkę wódki
- Nie dzięki, nie piję. - już sam zapach wywołał u mnie odruch wymiotny
- No nie do pomyślenia! Kiedyś alkohol, narkotyki, dopalacze i inne takie pierdoły to przecież był twój żywioł!  - zawołał rozbawiony
- Kiedyś oraz był. Radzę ci zastanowić się nad znaczeniem tych słów.
- Ja już nie rozumiem co cię tak zmieniło... - zastanowił się gładząc brodę
- Może jej nowy kochaś ją tak zmienił! - wypalił Matt
- Śledzisz mnie?! - wypaliłam, cholera! Skąd on wiedział o Carlosie... przecież zawsze zacierałam za sobą ślady...
- No proszę, znalazłaś sobie kogoś... ciekawe czy on wie o twojej przeszłości.
- On nic nie wie! Śledziłem ją codziennie! Nic mu nie mówiła! - wykrzyczał. A jednak! Ten dupek mnie śledził, czyli dobrze czułam, że ktoś mnie obserwuje
- To wręcz cudownie! - mężczyzna rozłożył ręce - To więc robimy tak kochana, ja cię stąd wypuszczę a twój chłoptaś nie dowie się o twojej przeszłości ale jest jeden warunek. Będziesz mi musiała oddać przysługę, jeszcze nie wiem kiedy ani jaką. Ale kiedy będę cię potrzebował skontaktuje się z tobą. Zgoda? - spytał podkreślając ostatnie zdanie. I co ja miałam zrobić? Musiałam przystać na jego umowę bo inaczej moje życie znowu legnie w gruzach. Nie po to wyjechałam z Detroit aby moje życie na n owo się zjebało.
- Zgoda. - niechętnie zgodziłam się na jego propozycję
- Matt, odprowadź panienkę pod sam dom.
- Nie trzeba, chcę tylko wiedzieć jak stąd wyjść. - mruknęłam po czym ruszyłam za chłopakiem

_________________________________________________________________________________
Kurcze, to chyba najdłuższa przerwa jaką kiedykolwiek zrobiłam. Na prawdę was przepraszam, ale 12 wyjechałam na wakacje a wróciłam 22. Potem jakieś przeklęte choróbsko trzymało się mnie od 25 do 3.08. A na dodatek dopadł mnie brak weny więc rozdział pojawia się tak późno. Jeszcze raz was przepraszam :( Obiecuję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 26

*Jo*
- Długo będziesz się gniewać na Kendalla? - spytała Camille
- Nie wiem, ale chcę dać mu di zrozumienia, że czasem zwykłe "przepraszam" to za mało. - odparłam, moja przyjaciółka skinęła delikatnie głową i ukardkiem spojrzała na Logana.
- Czy między tobą a Loganem coś się wydarzyło? - spytałam z nienacka
- Nie, a czemu pytasz?
- Spójrz na swoją szyję. Prawa strona. - uśmiechnęłam się i podałam Camille lusterko
- O kurwa... - szepnęła i natychmiast zakryła miejsce na swojej szyi które było zakolorowane na czerwono
- A mówiłaś mi, że nie. - zaśmiałam się wesoło
- No co... - mruknęła zawstydzona
- Nic nic tylko... - nie dokończyłam bo podszedł do nas Kendall
- Umm Camille możesz zostawić nas samych? - zapytał nieśmiało. Dziewczyna jedynie skinęła głową i odeszła
- Jo, ja... jest mi tak strasznie przykro. - szepnął
- Powtarzasz się. - odparłam obojętnie
- Wiem ale jest mi tak stra... - nie dokończył bo chwyciłam go za koszulę, przyciągnęłam do siebie i pocałowałam
- Zamkniesz się już? - spytałam patrząc mu głęboko w oczy gdy oderwałam się od niego
- Mhm... - pokiwał twierdząco głową - Czyli mi wybaczasz? - dodał z nadzieją w głosie
- Pewnie, że tak wariacie. - uśmiechnęłam się i znowu go pocałowałam
- O matko, Jo. Podoba mi się sposób w jaki mi wybaczyłaś. - uśmiechnął się i popatrzył na mnie wesoło. W jednej chwili usłyszeliśmy krzyk Logana
- Kelly! Sprowadź pieski! Ja muszę popracować!
- Aha, Carlos jest w złym humorze...
- Czemu? - spytałam
- Słuchaj, zawsze kiedy Los ma zły humor to zawsze Logan robi różne miny i inne takie aby go rozweselić. - powiedział całując mnie w policzek
- No ale czemu jest smutny? - zapytałam z troską w głosie
- No nie wiem...  chodźmy sprawdzić. - złapał mnie za rękę i dołączyliśmy do reszty

*Carlos*
- Miranda gdzie jesteś!? Prosze nie rób mi tego! Kochanie, gdzie ty jesteś!? Miranda pokaż się!!! - krzyczałem, nie wiedziałem gdzie ona jest. Na prawde bałem się o nią, biedna mogło jej się coś stać. Nie widziałem Mirandy od ok. 6 godzin, poszła pobiegać i nie wróciła. Ale Miranda to Miranda, twarda z niej laska. Powinna sobie poradzić. A co jeśli leży teraz cała zakrwawiona pod jakimś krzakiem!? Dobra Carlos uspokój się... twoja dziewczyna jest twarda więc będzie ok. Szukałem jej jeszcze kilka godzin aż w końcu zrezygnowany wróciłem do naszego obozu.
- No weź Carlos. Wszystko będzie dobrze. - zaczęła Camille
- A co jeśli coś jej się stało!? -krzyknąłem przerażony
- Kelly! Sprowadź pieski! Ja muszę popracować! - krzyknął Logan udając Gustavo
- Stary to mi i tak nie pomorze...
- Co się stało? - spytała Jo podchodząc do nas wraz z Kendallem
- Miranda zniknęła... - szepnąłem
- Nie martw się. Na pewno wróci. - pocieszyła mnie Jo
- Ale z Ciebie wieprz
O tak, wielki wieprz
Ty wyglądasz jak wieprz
I cuchniesz jak wieprz - zaczął Kendall
- Ale z Ciebie wieprz
O tak, wielki wieprz
Wyglądasz jak wieprz - tym razem Logan dołączył się do śpiewania
- I cuchniesz jak wieprz - zakończyłem - Chyba macie racje, może za bardzo się o nią martwię...
- Wszystko będzie Ok. - uśmiechnął się Kendall

*Susan*
- Moja mała Li'l Red. - szepnął i pocałował mnie w policzek.
- Li'l Red? - zdziwiłam się - Nigdy tak do mnie nie mówiłeś.
- No to może zacznę... - zaśmiał się wesoło
- Ty lepiej tam gotuj te spaghetti. - uśmiechnęłam się
- To ty wyciągnij talerze i sztuśce jeśli możesz
- Oki doki. - odparłam i wyciągnęłam to o co prosił mnie James a po chwili mogłam spróbować jego spaghetti, muszę przyznać, że było PYCHA! Po kolacji obejrzeliśmy film, w trakcie seansu zasnęłam. Obudziłam się dosyć wypoczęta. Wzięłam czyste ubrania i poszłam się odświeżyć. Potem włączyłam radio, usiałam na kanpie gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Okazało się, że przyszedł Andrew. Zaprosiłam go do mieszkania i zrobiłam nam herbatę. W pewnym momęcie rozmowy Andrew zapytał:
- Chyba niezbyt układa ci się z Jamesem... - zaczął
- Wrecz przeciwnie, a poza tym to co ci do tego?
- Cóż... - Andrew zrobił krok do przodu a ja się cofnęłam
- Odejdź, Andrew.
- Dlaczego? Chcę tylko z tobą porozmawiać. - kolejny krok do przodu. Kolejny krok w tył.
- Nie chcę z tobą rozmawiać. Zostaw mnie w spokoju. - Kolejny krok do przodu. Kolejny krok w tył.
- No, nie bądź taka. - próbowałam przejść obok, ale Andrew chwycił mnie za ramię i pociągnął mnie z powrotem.
- Puść moje ramię, Andrew.
- Nie sądzę - powiedział ściskając moje ramie coraz mocniej, miałam wrażenie, że jeszcze chwila i wbije mi się do krwi. Zrobiłam kilka kroków do tyłu, próbując się wyrwać, gdy poczułam ścianę za plecami.
- Puść mnie! - nalegałam, bałam się coraz bardziej. Dosłownie czułam na sobie jego oddech
- James cię nie kocha, jest z tobą tylko z litości. Susan będziesz moja. - szepnął mi do ucha przesuwając ręce wdół na moje biodra. - A ja zawsze dostaję to, co chcę.
- N-nie zostaw mnie!  - mimo iż nic nie widziałam to moje oczy były szeroko otwarte ze strachu. - Nie rób tego, proszę!
- Zamknij się! - warknął, przyduszając mnie jeszcze mocniej do ściany. - Mógłbym zrobić to tak ostro, że nie będziesz w stanie chodzić przez tydzień...
- Proszę, nie rób tego! - szepnęłam gdy zdarł ze mnie bluzkę, łzy napłynęły mi do oczu. - Przestań...
- Nie. - zaczął zbliżając się do za pięcia mojego stanika. - Już nigdy tego nie zapomnisz, Susan... dopilnuję tego.
- Nie, proszę! Zostaw mnie!
- A niby dla czego mam cię zostawić? - mruknął odpinając mój stanik. Pozostało mi tylko czekać, byłam zbyt słaba więc wykorzystał okazję i zaczął całować moją  szyję i pociągnął moje dżinsy do kostek. - Dobra dziewczynka, Susan. - zaczął. - Cieszę się, że w końcu zmądrzałaś,moja droga.
- Nienawidzę cię - prychnęłam - Jesteś psychicznie chory...
- Zależy mi na tobie, wiesz? - szepnął ochryple - Gotowa?
- Nie! porazostatni, mówię, że masz wynosić się o de mnie! - w jednej chwili poczułam jak odrobina moich sił wraca do mnie,  więc próbowałam go od siebie odepchnąć ale on złapał mnie za ramiona i szarpnął aż uderzyłam głową w ścianę. - Przestań, Andrew! - błagałam
- Co ty robisz? Zostaw ją! - usłyszałam czyjś krzyk, to był James. Jak ja się cieszyłam, że wrócił. Cała się trzęsłam a nogi miałam jak z waty. - Jeśli kiedykolwiek spróbujesz skrzywdzić Susan to gwarantuje, że cię kurwa zabije! - potem słyszałam trzask zamykanych drzwi. Znalazłam swoje ubrania i mimo trzęsących się rąk szybko założyłam je na siebie. Usiadłam pod ścianą i próbowałam uspokoić się.
- Kochanie... - poczułam rękę Jamesa na policzku
- Odejdź. - powiedziałam bez dłuższego zastanowienia
- Czy ten bydlak zrobił ci krzywde? - spytał ignorując to co powiedziałam przed chwilą. - Susan... proszę powiedz coś. - przytulił mnie do siebie
- A co mam ci powiedzieć? To, że ostrzegałeś mnie przed nim a ja cię nie posłuchałam? To chcesz usłyszeć?! - krzyknęłam i najzwyczajniej w świecie rozpłakałam się jak małe dziecko. To było dla mnie za dużo...

_________________________________________________________________
Hejka, moim zdaniem rozdział jest do kitu ale chciałam coś dodać tylko mój mózg chyba szwankuje bo ostatnio nie mam pomysłów na rozdziały :/ Może to też wina tego, że przefarbowałam się na rudo? No prędzej na ognistą czerwień bo niechcący pomyliłam farby i kupiłam nie tą co trzeba i teraz mam włosy jak Ariana Grande w 2010 roku. No ale plus jest taki,że jak założę sukienkę (chociż zakładam je raz na ruskich rok) i zamiast okularów złożę soczewki to prawie nikt z moich przyjaciół mnie nie poznaje. No dobra to do nn.

~Sonny <3333

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 25

*Miranda*
-Na trzy, tylko nie spękaj dziewczyno. Raz...jestem już blisko, dwa...jeszcze moment, trzy!-krzyknęłam, zaczęłam biec i przeskoczyłam przez te cholerne drzewo. Gdy stanęłam na ziemi usłyszałam trzask łamanych gałązek. Zmierzyłam wzrokiem wszystko dookoła, w jednej chwili poczułam jak przez moje ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Spojrzałam na pobliski krzak, coś się tam poruszyło. Chciałam biec ale nie mogłam, czułam się jak sparaliżowana. Czułam też jak z nerwów mój żołądek wiąże się w twardy supeł. Coś przebiegło mi przed oczami i nie przypominało ani lisa ani jelenia, na pierwszy rzut oka to "coś" wyglądało jak człowiek. Rzuciłam kamieniem w miejsce gdzie stoi krzak. W odpowiedzi usłyszałam warczenie, ale nie zwierzęcia tylko... motoru? Ruszyłam w kierunku z którego dochodzi dźwięk. W jednej chwili usłyszałam za sobą czyjś głos.
- Co ty tu robisz maleńka, co? - odwróciłam się i zobaczyłam za sobą napakowanego faceta. W porównaniu z nim wyglądałam jak Calineczka. Chciałam teraz uciec gdzie pieprz rośnie ale ten facet mógł by wezwać na pomoc swoim "przyjaciół" i to w tedy dopiero miałabym problem. - Odpowiadaj! - krzyknął po czym uniósł na de mną rękę. Odruchowo zakryłam się dłońmi i czekałam na to co zamierzał zrobić. Zamknęłam mocno oczy w obawie, że dostanę mocniej niż sobie to wyobrażam. Jednak minęła minuta i nic, kolejna minuta i znowu nic. Powoli opuściłam ręce i otworzyłam oczy, ten facet zniknął... tak po prostu... Odwróciłam się w drugą stronę, już miałam iść gdy wpadłam na tego samego mężczyznę co poprzednio
- Ja tu tylko tak przypadkiem... nie myślałam, że ktoś tu jest... - szepnęłam drżącym głosem. Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko złapał mnie za nadgarstki i zaczął gdzieś ciągnąć - Puść mnie! - krzyknęłam błagalnym głosem, chciałabym aby teraz Carlos był ze mną, na pewno by mi pomógł...
- O nie moja droga. Idziesz ze mną. - odparł i pociągnął mnie mocniej. Po chwili mężczyzna przystanął przed jakąś szopą po czym otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka i zatrzasnął drzwi z hukiem. Nie wiedziałam co zrobić, Początkowo próbowałam wyważyć drzwi jednak nic to nie dało. Usiadłam pod jedną ze ścian i przeczesałam wzrokiem pomieszczenie. Moim oczom ukazała się dość duża dziura przez, którą do tej cholernej szopy wpadało chociaż troszkę światła. Podeszłam do wyrwy w ścianie po czym przykucnęłam aby zobaczyć czy się zmieszczę. Na moje szczęście mogłam tamtędy wydostać się bez problemu. Najpierw wyciągnęłam jedną rękę a potem drugą, niestety, w tym samym czasie przechodziła jakaś osoba, która nadepnęła na moją prawą rękę.
- Cholera jasna! - krzyknęłam z bólu, spojrzałam na moją rękę. Była cała czerwona i pulsowała. W jednej chwili drzwi od szopy skrzypnęły. W jednej chwili poczułam jak coś ostrego kłuje mnie w ramię potem widziałam już tylko zamazany obraz.

*Camille*
Obudziłam się wtulona w Logana. Na samą myśl o tym co zdarzyło się w nocy zrobiło mi się tak jakoś ciepło. Podniosłam delikatnie głowę aby go nie obudzić, następnie wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic po czym owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki w poszukiwaniu swoich ubrań. Wróciłam do sypialni aby tam poszukać moich ciuchów. Kiedy weszłam do pokoju Loggie spał w najlepsze, moją uwagę przykuła mała sterta ubrań znajdująca się na szafce nocnej. Wzięłam do ręki karteczkę, która leżała na ubraniach.
- "Kupiłem ci tą sukienkę o której mi mówiłaś. Mam nadzieję, że rozmiar i kolor pasuje. Kocham cię, Logan :*" - przeczytałam tekst z tej karteczki po czym spojrzałam na błękitną i przewiewną sukienkę. Obok leżały pasujące do tego baletki oraz... bielizna... tak, mój Logan o wszystkim pomyślał... Zgarnęłam ciuchy i poszłam się ubrać. Kiedy wyszłam z łazienki coś a raczej ktoś złapał mnie w pasie i całuje w policzek.
- Już wstałaś skarbie? - usłyszałam za sobą głos Logana
- Jak widać tak.- odparłam uśmiechając się lekko
- Wracamy do reszty? - spytał ni z tego ni z owego
- Chętnie. - odparłam i wyszliśmy z domku, Logan zakluczył drzwi i razem ruszyliśmy w stronę naszego obozu. W końcu już za dwa dni wracamy.

*Kendall*
-Jo przepraszam cię. Ja nie chciałem.-szepnąłem całując ją delikatnie w policzek. Blondynka nic nie odpowiedziała, nadal siedziała zdenerwowana na kocu i patrzyła się tempo przed siebie. -Kochanie... wybacz mi, proszę. Nie gniewaj się na mnie.-powiedziałem robiąc psie oczka. Popatrzyłem na moją dziewczynę i przytuliłem ją delikatnie.
- Daj mi spokój. - mruknęła zła. W jednej chwili ktoś wszedł do namiotu, tym kimś okazała się być Katie
- Oj, sorki. Nie chcę wam przeszkadzać, już sobie idę... - już chciała wyjść ale Jo ją zatrzymała
- Katie zostań, Kendall właśnie wychodził. - odparła patrząc na mnie. Ja jedynie niechętnie pokiwałem twierdząco głową po czym wyszedłem z namiotu. Poszedłem w stronę jeziora. Gdy byłem już na brzegu bez namysłu wskoczyłem do zimnej wody. Dopiero gdy dopłynąłem na środek jeziora zorientowałem się, że Katie wywaliła wszystkie moje ubrania. Skarciłem się w myślach ale nie zwróciłem na to większej uwagi tylko wróciłem do pływania. Zaczęło się ściemniać więc postanowiłem w końcu wyjść z wody. Kiedy dotarłem na brzeg zobaczyłem, że jest ciemno jak... chwila jak to mówił mój dawny nauczyciel z podstawówki... a no tak! Jest ciemno jak u murzyna w dupie. Zaśmiałem się i z bananem na twarzy wróciłem do namiotu. Okazało się, że Katie już spała, natomiast Jo leżała na plecach i słuchała muzyki. Gdy mnie tylko zobaczyła przykryła się kocem i schowała twarz w poduszkę. Westchnąłem cicho po czym wziąłem jeden koc i wyszedłem z namiotu. Koc rozłożyłem obok ogniska po czym położyłem się na nim. Nie chciałem denerwować Jo więc postanowiłem, że prześpię się dzisiaj pod gołym niebem. Leżałem tak i wpatrywałem się w gwiazdy, które coraz lepiej było widać gdy usłyszałem dźwięk łamanej gałązki, Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem się wkoło. Okazało się, że byli to Logan i Camille. Logan powiedział coś swojej dziewczynie na ucho po czym ona weszła do namiotu a on zaczął iść w moim kierunku.
- Hejka stary, co robisz? - spytał siadając obok mnie i wrzucając parę gałązek do ogniska.
- Siedzę, myślę i mam ochotę sprzedać sobie kopa w tyłek. - powiedziałem na co Logan tylko się zaśmiał. Spojrzałem na niego krzywo a ten w jednej chwili przestał się śmiać.
- No to co się stało? Kłótnia z Jo? Katie cię wkurzyła? - spytał
- Druga opcja... no coś w tym stylu - mruknąłem po czym znowu położyłem się na kocu i spojrzałem w niebo na którym coraz lepiej można było wypatrzeć gwiazdy.
- To co zrobiłeś, że się z nią pokłóciłeś? - zapytał rozglądają się w koło. Przeczesałem ręką włosy i wytłumaczyłem mu zaistniałą sytuację.

*James*
- Zaraz wrócę kochanie, muszę tylko coś załatwić. - ucałowałem Suzan w policzek i wyszedłem z mieszkania. W pierwszej kolejności poszedłem do studia, oczywiście nie obyło się bez kazania, które wygłosił mi Gustavo. Udawałem, że słucham go uważnie, jednak wyłączyłem się przy słowach "Siadaj James" potem słyszałem już tylko "bla bla bla". W końcu mogłem wyjść ze studia. Bez namysłu skierowałem się do pobliskiego marketu. Postanowiłem zrobić dla Suzan kolację więc kupiłem mięso wołowe, pomidory, ser parmezan, cebulę, bazylię, makaron, oliwe z oliwek oraz sól i pieprz. Zapłaciłem za zakupy i raźnym krokien ruszyłem do domu Suzan.
- Suzan jesteś w domu? - zawołałem od progu. Nikt nie odpowiedział, natomiast z salonu do moich uszu dobiegł męski oraz kibiecy śmiech. Kiedy tylko jakiś mężczyzna zabrał głos podziałało to na mnie jak płachta na byka. Bez zastanowienia zostawiłem zakupy w korytarzu i ruszyłem do salonu. Stanąłem w progu gdy jakaś blondynka spojrzała na mnie, miałem wrażenie, że na mój widok oczy jej się zaświeciły.
- Czyli to jest James... - blondyna spojrzała w moją stronę i ukradkiem uśmiechnęła się zalotnie
- Tak to ja. - powiedziałem bez emicji i usiadłem obok Suzan całując ją w policzek, po czym zacząłem lustrować wzrokien czarnowłosego towarzysza kobiety. Zauważyłem, że gapi się na Suzan, głownie to na jej biust. Boże gdybym tylko mógł przywalić temu debilowi to był bym w siódmym niebie! Nie tylko mi ten facet nie przypadł do gustu, suczka Suzan - Alaska ciągle patrzyła nieufnie na niego. Za każdym razem kiedy mężczyzna wykonywał jakiś ruch w kierunku rudej Alaska szczerzyła zęby i cicho warczała. W końcu ta dwójka wyszła, wreszcie mogłem odetchnąć z ulgą. Już sama myśl o tym, że jakiś napalony frajer mógł dobierać się do mojej dziewczyny przyprawiała mnie o mdłości.
- Kim oni byli? - spytałem
- Ta kobieta to moja kuzynka, ma na imię Jennifer. A ten mężczyzna to Andrew, jej chłopak. - uśmiechnęła się pogodnie w moją stronę.
- "Skoro ten cały Andrew jest chłopakiem kuzynki Suzan to z jakiej paki gapi się na moją dziewczynę jakby zaraz miał... Boże James ogarnij się!" - skarciłem się w myślach
- Czemu pytasz? - na ziemię sprowadził mnie głos ukochanej
- Tak tylko pytałem. Chyba, że nie mogę. - zaśmiałem się w odpowiedzi na pytanie mojego kochanego rudzielca
- Pewnie, że możesz. - uśmiechnęła się lekko wstając z kanapy
- No a już myślałem. - ucałowałem ją w policzek po czym zabrałem się za przygotowanie kolacji.
__________________________________________________
Hej, znowu mnie długo tutaj nie było :( No ale są wakacje więc praktycznie cały dzień nie ma mnie w domu. Jak wychodzę z przyjaciółmi na miasto np. o 13 to wracam do domu dopiero o północy i jestem tak wymęczona, że piszę tylko malutki fragment rozdziału a potem zasypiam. Na serio muszę się w końcu ogarnąć... do nn kochani ;)

~Sonny <3333