*Kendall*
- Carlos rusz się zaraz jedziemy! Katie wypuść tą wiewiórkę! Jo zostaw te torby, są zbyt ciężkie! - gorzej jak z małymi dziećmi, dobra Jo to jeszcze rozumiem, jest uparta i nie łatwo ją przekonać do zmiany zdania ale Carlos i Katie to już porażka. Młoda chciała przemycić dziesięć wiewiórek, potem tłumaczyła się, że chciała nauczyć je sztuczek aby zarobić kasę. Natomiast Carlos nie chciał nigdzie jechać bez Mirandy. Czyjeś zaginięcie trzeba zgłosić policję a nie szukać tej osoby na własną rękę. W końcu po godzinie udało nam się go zaciągnąć do busa. Oczywiście stała by się tragedia gdybyśmy dojechali do domu na czas, akurat gdy zostało nam pół godziny do wyjechania z lasu jakiś facet zatrzymał nas tłumacząc, że kręcą film a my musimy zrobić objazd.
- Logan ile... - nie dokończyłem bo przyjaciel mi przerwał
- Od 4 do 5 godzin.
- Co?! - krzyknęły dziewczyny
- No przepraszamy ale to nie nasza wina. - odparłem zgodnie z kumplem. Spojrzałem na zegarek była 17.
- Ja idę spać. - mruknął Carlos i zniknął nam z oczu. Dziewczyny rozmawiały więc ja postanowiłem posłuchać trochę muzyki. Założyłem słuchawki i włączyłem ulubioną playlistę. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Obudziłem się w moim pokoju, obok mnie siedziała Jo, która uśmiechała się lekko. Już chciała wstać i wyjść ale złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem tak mocno, że upadła na łóżko tuż obok mnie.
- Kendall! Ja jutro idę na 7 do pracy. - mruknęła niezadowolona
- I co w związku z tym? - spytałem obojętnie
- Muszę iść do siebie. - odparła stanowczo
- Nie, zostaniesz ze mną.
- Kendall, zachowujesz się jak małe dziecko. - zaczęła, ja natomiast przytuliłem się do niej jeszcze mocniej ją obejmując
- W cale nie.
- Ta jasne, a teraz to co?
- Josephine Taylor, nie masz nic do gadania. Zostajesz ze mną i basta. - uśmiechnąłem się tylko i czekałem na odpowiedź Jo
- Dobra ale jutro cię zabiję... - uśmiechnęła się wesoło
- Ok, jutro mnie zabijesz.
- Zatłukę cię gołymi rękami. Albo nie, lepiej baseballem... - powiedziała wesoło - Taaak... kijaszkiem. - dodała z rozanieloną miną i zrobiła zamach w powietrzu
- Ale, że zaraz kijem?
- Tak. - odparła krótko
- No niech ci będzie. Dobranoc skarbie. - zaśmiałem się i pocałowałem ją delikatnie
- Dobranoc. - wtuliła się w mój tors i zasnęła
*Logan*
Gdy tylko przyjechaliśmy w pierwszej kolejności pomogłem Camille z torbami. Potem udałem się do naszego mieszkania, wziąłem szybki prysznic i poszedłem do łóżka. Na dworze szalała burza ale mimo to próbowałem zasnąć. Już prawie zasnąłem gdy mój telefon zaczął dzwonić. Szybko odebrałem, dzwoniła Camille. Ciekawiło mnie co chciała o de mnie.
- Halo? - mruknąłem
-
Logan? Przepraszam jeśli cię obudziłam ale możesz do mnie przyjść?
- Jasne skarbie zaraz będę. - nie czekając na jej odpowiedź rozłączyłem się. Zabrałem ze sobą telefon i skierowałem się do mieszkania mojej dziewczyny. Poszedłem schodami aby czasem Bitters mnie nie przyłapał, bo gdyby tak się stało to dopiero miał bym kłopoty. Gdy doszedłem do mieszkania zapukałem a drzwi otworzyła mi moja dziewczyna. Na nogach miała jasno różowe kapcie a w rękach trzymała dużego pluszowego misia, którego dostała o de mnie na walentynki w zeszłym roku. W jednej chwili zagrzmiało, Camille pisnęła i przytuliła mocniej misia. - Tylko mi nie mów, że burzy się boisz. - zaśmiałem się wchodząc fo jej mieszkania
- Nie widzę w tym nic śmiesznego. - wymamrotała siadając po turecku na kanapie
- No nie mów mi tylko, że teraz się obrazisz. - uśmiechnąłem się siadając obok niej
- Nie, nie obraziłam się. - znowu zagrzmiało. Dziewczyna ponownie ścisnęła pluszaka
- Chcesz abym został z tobą? - spytałem tuląc ją do siebie
- Mhmmm... - pokiwała twierdząco głową
- No dobrze. A teraz zmykamy do łóżka bo chyba jutro masz ważne przesłuchanie.
- No tak. - odparła kierując się w stronę sypialni
- Dobrze więc czas spać. - pocałowałem ją w czoło i przykryłem nas kołdrą
- Dobranoc skarbie. - odparła i zasnęła
*Miranda*
- Ty myślisz, że ja taka głupia jestem?! - krzyknęłam wściekła
- Tak, moim zdaniem jesteś jeszcze większą idiotką niż wcześniej. - odparł rozbawiony
- Dobra przejdź do sedna sprawy bo przynudzasz. - mruknęłam
- Cóż... chciałbym abyś z powrotem do nas dołączyła... - odparł spokojnie
- Ty chyba sobie jaja robisz?! Już wolę jeść ziemię! Już raz popełniłam ten błąd i zaufałam tobie! Wiesz jak ja się czułam?! Jak jakaś brudna szmata bez życia! - krzyknęłam wściekła
- Ciszej bądź! Jak szef się dowie, że cię tu trzymam to będzie z nami kiepsko! - wycedził przez zęby
- Aha! Czyli najpierw jestem jakąś tam służącą a teraz zwierzątkiem domowym, które trzyma się Bóg wie gdzie?! - krzyknęłam wściekła wymachując rękami w powietrzu
- Lepiej się ucisz bo... - jak na zawołanie do pomieszczenia wszedł ten cholerny dupek - ...cudownie! Czyli mam przejebane - dokończył spuszczając głowę i patrząc się na swoje buty
- Nie myślałem, że cię jeszcze tutaj zobaczę... - zaczął
- Weź się wypchaj, a ty Matt - wskazałam palcem na tego kretyna który mnie tu przywlekł - pokaż mi jak się z tąd wydostać albo przy pierwszej lepszej okazji rozwalę ci łeb!
- Ale panienko po co te nerwy. - odezwał się szef Matta. Jak ja nienawidziłam tego gościa, już raz zniszczył mi życie i drugi raz do tego nie dopuszczę
- Nie chcę cię widzieć. Spieprzyłeś mi życie. - mruknęłam
- Kiedyś mówiłaś coś innego... w ogóle byłaś inna. Taka tajemnicza, troszkę wkurzająca, skora do bójek i bez wahania mogłaś zabić człowieka. - oparł się o ścianę, ze spodni wyciągnął małą buteleczkę wódki po czym bez zastanowienia wlał w siebie alkohol
- Kiedyś to kiedyś, a teraz jest teraz. - odparłam obojętnie
- Łyczka? - spytał wyciągając do mnie rękę w której trzymał kolejną butelkę wódki
- Nie dzięki, nie piję. - już sam zapach wywołał u mnie odruch wymiotny
- No nie do pomyślenia! Kiedyś alkohol, narkotyki, dopalacze i inne takie pierdoły to przecież był twój żywioł! - zawołał rozbawiony
- Kiedyś oraz był. Radzę ci zastanowić się nad znaczeniem tych słów.
- Ja już nie rozumiem co cię tak zmieniło... - zastanowił się gładząc brodę
- Może jej nowy kochaś ją tak zmienił! - wypalił Matt
- Śledzisz mnie?! - wypaliłam, cholera! Skąd on wiedział o Carlosie... przecież zawsze zacierałam za sobą ślady...
- No proszę, znalazłaś sobie kogoś... ciekawe czy on wie o twojej przeszłości.
- On nic nie wie! Śledziłem ją codziennie! Nic mu nie mówiła! - wykrzyczał. A jednak! Ten dupek mnie śledził, czyli dobrze czułam, że ktoś mnie obserwuje
- To wręcz cudownie! - mężczyzna rozłożył ręce - To więc robimy tak kochana, ja cię stąd wypuszczę a twój chłoptaś nie dowie się o twojej przeszłości ale jest jeden warunek. Będziesz mi musiała oddać przysługę, jeszcze nie wiem kiedy ani jaką. Ale kiedy będę cię potrzebował skontaktuje się z tobą. Zgoda? - spytał podkreślając ostatnie zdanie. I co ja miałam zrobić? Musiałam przystać na jego umowę bo inaczej moje życie znowu legnie w gruzach. Nie po to wyjechałam z Detroit aby moje życie na n owo się zjebało.
- Zgoda. - niechętnie zgodziłam się na jego propozycję
- Matt, odprowadź panienkę pod sam dom.
- Nie trzeba, chcę tylko wiedzieć jak stąd wyjść. - mruknęłam po czym ruszyłam za chłopakiem
_________________________________________________________________________________
Kurcze, to chyba najdłuższa przerwa jaką kiedykolwiek zrobiłam. Na prawdę was przepraszam, ale 12 wyjechałam na wakacje a wróciłam 22. Potem jakieś przeklęte choróbsko trzymało się mnie od 25 do 3.08. A na dodatek dopadł mnie brak weny więc rozdział pojawia się tak późno. Jeszcze raz was przepraszam :( Obiecuję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej