*Miranda*
-Na trzy, tylko nie spękaj dziewczyno. Raz...jestem już blisko, dwa...jeszcze moment, trzy!-krzyknęłam, zaczęłam biec i przeskoczyłam przez te cholerne drzewo. Gdy stanęłam na ziemi usłyszałam trzask łamanych gałązek. Zmierzyłam wzrokiem wszystko dookoła, w jednej chwili poczułam jak przez moje ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Spojrzałam na pobliski krzak, coś się tam poruszyło. Chciałam biec ale nie mogłam, czułam się jak sparaliżowana. Czułam też jak z nerwów mój żołądek wiąże się w twardy supeł. Coś przebiegło mi przed oczami i nie przypominało ani lisa ani jelenia, na pierwszy rzut oka to "coś" wyglądało jak człowiek. Rzuciłam kamieniem w miejsce gdzie stoi krzak. W odpowiedzi usłyszałam warczenie, ale nie zwierzęcia tylko... motoru? Ruszyłam w kierunku z którego dochodzi dźwięk. W jednej chwili usłyszałam za sobą czyjś głos.
- Co ty tu robisz maleńka, co? - odwróciłam się i zobaczyłam za sobą napakowanego faceta. W porównaniu z nim wyglądałam jak Calineczka. Chciałam teraz uciec gdzie pieprz rośnie ale ten facet mógł by wezwać na pomoc swoim "przyjaciół" i to w tedy dopiero miałabym problem. - Odpowiadaj! - krzyknął po czym uniósł na de mną rękę. Odruchowo zakryłam się dłońmi i czekałam na to co zamierzał zrobić. Zamknęłam mocno oczy w obawie, że dostanę mocniej niż sobie to wyobrażam. Jednak minęła minuta i nic, kolejna minuta i znowu nic. Powoli opuściłam ręce i otworzyłam oczy, ten facet zniknął... tak po prostu... Odwróciłam się w drugą stronę, już miałam iść gdy wpadłam na tego samego mężczyznę co poprzednio
- Ja tu tylko tak przypadkiem... nie myślałam, że ktoś tu jest... - szepnęłam drżącym głosem. Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko złapał mnie za nadgarstki i zaczął gdzieś ciągnąć - Puść mnie! - krzyknęłam błagalnym głosem, chciałabym aby teraz Carlos był ze mną, na pewno by mi pomógł...
- O nie moja droga. Idziesz ze mną. - odparł i pociągnął mnie mocniej. Po chwili mężczyzna przystanął przed jakąś szopą po czym otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka i zatrzasnął drzwi z hukiem. Nie wiedziałam co zrobić, Początkowo próbowałam wyważyć drzwi jednak nic to nie dało. Usiadłam pod jedną ze ścian i przeczesałam wzrokiem pomieszczenie. Moim oczom ukazała się dość duża dziura przez, którą do tej cholernej szopy wpadało chociaż troszkę światła. Podeszłam do wyrwy w ścianie po czym przykucnęłam aby zobaczyć czy się zmieszczę. Na moje szczęście mogłam tamtędy wydostać się bez problemu. Najpierw wyciągnęłam jedną rękę a potem drugą, niestety, w tym samym czasie przechodziła jakaś osoba, która nadepnęła na moją prawą rękę.
- Cholera jasna! - krzyknęłam z bólu, spojrzałam na moją rękę. Była cała czerwona i pulsowała. W jednej chwili drzwi od szopy skrzypnęły. W jednej chwili poczułam jak coś ostrego kłuje mnie w ramię potem widziałam już tylko zamazany obraz.
*Camille*
Obudziłam się wtulona w Logana. Na samą myśl o tym co zdarzyło się w nocy zrobiło mi się tak jakoś ciepło. Podniosłam delikatnie głowę aby go nie obudzić, następnie wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic po czym owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki w poszukiwaniu swoich ubrań. Wróciłam do sypialni aby tam poszukać moich ciuchów. Kiedy weszłam do pokoju Loggie spał w najlepsze, moją uwagę przykuła mała sterta ubrań znajdująca się na szafce nocnej. Wzięłam do ręki karteczkę, która leżała na ubraniach.
- "Kupiłem ci tą sukienkę o której mi mówiłaś. Mam nadzieję, że rozmiar i kolor pasuje. Kocham cię, Logan :*" - przeczytałam tekst z tej karteczki po czym spojrzałam na błękitną i przewiewną sukienkę. Obok leżały pasujące do tego baletki oraz... bielizna... tak, mój Logan o wszystkim pomyślał... Zgarnęłam ciuchy i poszłam się ubrać. Kiedy wyszłam z łazienki coś a raczej ktoś złapał mnie w pasie i całuje w policzek.
- Już wstałaś skarbie? - usłyszałam za sobą głos Logana
- Jak widać tak.- odparłam uśmiechając się lekko
- Wracamy do reszty? - spytał ni z tego ni z owego
- Chętnie. - odparłam i wyszliśmy z domku, Logan zakluczył drzwi i razem ruszyliśmy w stronę naszego obozu. W końcu już za dwa dni wracamy.
*Kendall*
-Jo przepraszam cię. Ja nie chciałem.-szepnąłem całując ją delikatnie w policzek. Blondynka nic nie odpowiedziała, nadal siedziała zdenerwowana na kocu i patrzyła się tempo przed siebie. -Kochanie... wybacz mi, proszę. Nie gniewaj się na mnie.-powiedziałem robiąc psie oczka. Popatrzyłem na moją dziewczynę i przytuliłem ją delikatnie.
- Daj mi spokój. - mruknęła zła. W jednej chwili ktoś wszedł do namiotu, tym kimś okazała się być Katie
- Oj, sorki. Nie chcę wam przeszkadzać, już sobie idę... - już chciała wyjść ale Jo ją zatrzymała
- Katie zostań, Kendall właśnie wychodził. - odparła patrząc na mnie. Ja jedynie niechętnie pokiwałem twierdząco głową po czym wyszedłem z namiotu. Poszedłem w stronę jeziora. Gdy byłem już na brzegu bez namysłu wskoczyłem do zimnej wody. Dopiero gdy dopłynąłem na środek jeziora zorientowałem się, że Katie wywaliła wszystkie moje ubrania. Skarciłem się w myślach ale nie zwróciłem na to większej uwagi tylko wróciłem do pływania. Zaczęło się ściemniać więc postanowiłem w końcu wyjść z wody. Kiedy dotarłem na brzeg zobaczyłem, że jest ciemno jak... chwila jak to mówił mój dawny nauczyciel z podstawówki... a no tak! Jest ciemno jak u murzyna w dupie. Zaśmiałem się i z bananem na twarzy wróciłem do namiotu. Okazało się, że Katie już spała, natomiast Jo leżała na plecach i słuchała muzyki. Gdy mnie tylko zobaczyła przykryła się kocem i schowała twarz w poduszkę. Westchnąłem cicho po czym wziąłem jeden koc i wyszedłem z namiotu. Koc rozłożyłem obok ogniska po czym położyłem się na nim. Nie chciałem denerwować Jo więc postanowiłem, że prześpię się dzisiaj pod gołym niebem. Leżałem tak i wpatrywałem się w gwiazdy, które coraz lepiej było widać gdy usłyszałem dźwięk łamanej gałązki, Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem się wkoło. Okazało się, że byli to Logan i Camille. Logan powiedział coś swojej dziewczynie na ucho po czym ona weszła do namiotu a on zaczął iść w moim kierunku.
- Hejka stary, co robisz? - spytał siadając obok mnie i wrzucając parę gałązek do ogniska.
- Siedzę, myślę i mam ochotę sprzedać sobie kopa w tyłek. - powiedziałem na co Logan tylko się zaśmiał. Spojrzałem na niego krzywo a ten w jednej chwili przestał się śmiać.
- No to co się stało? Kłótnia z Jo? Katie cię wkurzyła? - spytał
- Druga opcja... no coś w tym stylu - mruknąłem po czym znowu położyłem się na kocu i spojrzałem w niebo na którym coraz lepiej można było wypatrzeć gwiazdy.
- To co zrobiłeś, że się z nią pokłóciłeś? - zapytał rozglądają się w koło. Przeczesałem ręką włosy i wytłumaczyłem mu zaistniałą sytuację.
*James*
- Zaraz wrócę kochanie, muszę tylko coś załatwić. - ucałowałem Suzan w policzek i wyszedłem z mieszkania. W pierwszej kolejności poszedłem do studia, oczywiście nie obyło się bez kazania, które wygłosił mi Gustavo. Udawałem, że słucham go uważnie, jednak wyłączyłem się przy słowach "Siadaj James" potem słyszałem już tylko "bla bla bla". W końcu mogłem wyjść ze studia. Bez namysłu skierowałem się do pobliskiego marketu. Postanowiłem zrobić dla Suzan kolację więc kupiłem mięso wołowe, pomidory, ser parmezan, cebulę, bazylię, makaron, oliwe z oliwek oraz sól i pieprz. Zapłaciłem za zakupy i raźnym krokien ruszyłem do domu Suzan.
- Suzan jesteś w domu? - zawołałem od progu. Nikt nie odpowiedział, natomiast z salonu do moich uszu dobiegł męski oraz kibiecy śmiech. Kiedy tylko jakiś mężczyzna zabrał głos podziałało to na mnie jak płachta na byka. Bez zastanowienia zostawiłem zakupy w korytarzu i ruszyłem do salonu. Stanąłem w progu gdy jakaś blondynka spojrzała na mnie, miałem wrażenie, że na mój widok oczy jej się zaświeciły.
- Czyli to jest James... - blondyna spojrzała w moją stronę i ukradkiem uśmiechnęła się zalotnie
- Tak to ja. - powiedziałem bez emicji i usiadłem obok Suzan całując ją w policzek, po czym zacząłem lustrować wzrokien czarnowłosego towarzysza kobiety. Zauważyłem, że gapi się na Suzan, głownie to na jej biust. Boże gdybym tylko mógł przywalić temu debilowi to był bym w siódmym niebie! Nie tylko mi ten facet nie przypadł do gustu, suczka Suzan - Alaska ciągle patrzyła nieufnie na niego. Za każdym razem kiedy mężczyzna wykonywał jakiś ruch w kierunku rudej Alaska szczerzyła zęby i cicho warczała. W końcu ta dwójka wyszła, wreszcie mogłem odetchnąć z ulgą. Już sama myśl o tym, że jakiś napalony frajer mógł dobierać się do mojej dziewczyny przyprawiała mnie o mdłości.
- Kim oni byli? - spytałem
- Ta kobieta to moja kuzynka, ma na imię Jennifer. A ten mężczyzna to Andrew, jej chłopak. - uśmiechnęła się pogodnie w moją stronę.
- "Skoro ten cały Andrew jest chłopakiem kuzynki Suzan to z jakiej paki gapi się na moją dziewczynę jakby zaraz miał... Boże James ogarnij się!" - skarciłem się w myślach
- Czemu pytasz? - na ziemię sprowadził mnie głos ukochanej
- Tak tylko pytałem. Chyba, że nie mogę. - zaśmiałem się w odpowiedzi na pytanie mojego kochanego rudzielca
- Pewnie, że możesz. - uśmiechnęła się lekko wstając z kanapy
- No a już myślałem. - ucałowałem ją w policzek po czym zabrałem się za przygotowanie kolacji.
__________________________________________________
Hej, znowu mnie długo tutaj nie było :( No ale są wakacje więc praktycznie cały dzień nie ma mnie w domu. Jak wychodzę z przyjaciółmi na miasto np. o 13 to wracam do domu dopiero o północy i jestem tak wymęczona, że piszę tylko malutki fragment rozdziału a potem zasypiam. Na serio muszę się w końcu ogarnąć... do nn kochani ;)
~Sonny <3333
Kendall kretynie...niech Jo go trochę tak przetrzyma :) Fajny rozdział.Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńHAha Kendall xD Ta jej rodzina jest jakaś dziwna, rozdiał fajny ;) CZekam
OdpowiedzUsuńOjj Kendall. Nagrabiłeś sobie. Jestem ciekawa, jak długo Jo go przydusi hehehe xD
OdpowiedzUsuńAjjj ten Andrew coś podejrzany jest. James! Trzymaj Suzan przy sobie! Nie spuszczaj jej z oczu!
Czekam niecierpliwie na nn :**********
Pozdrawiam Stelss :**************
Co zrobiłaś Mirandzie??
OdpowiedzUsuńNiech Jo trochę przetrzyma Kendalla.
A rodzina Suzie jest dziwna, a zwłaszcza ten Andrew.
Są wakacje. Trzeba korzystać. Życzę ci abyś miło je spędziła.
Czekam<3